"Klient nasz pan" - ta święta zasada każdego sprzedawcy nijak ma się do rzeczywistości, gdy klient wraca do sklepu... z reklamacją. Na własnej skórze - i to dosłownie - przekonał się o tym pewien mieszkaniec Rybnika, który w serwisie Citroena chciał zareklamować przeciekający dach samochodu. - Wypier… stąd, bo ci zęby wybiję - usłyszał od właściciela serwisu. Do sprawy dotarli dziennikarze programu "Turbo Kamera" w TVN Turbo.
"Drobna usterka"
Cała historia zaczęła się dość banalnie. Ponad półtora roku temu pani Karolina z Rybnika kupiła sobie nowego Citroena w autoryzowanym salonie Auto Lux. We wrześniu tego roku zauważyła, że do środka dostaje się woda. Pojazd nadal był na gwarancji, więc narzeczony właścicielki, pan Andrzej, zaprowadził auto do serwisu.
Uszczelniono nadwozie i wymieniono uszczelkę drzwi pasażera. Kiedy okazało się, że dach nadal przecieka, serwis tłumacząc, że założona uszczelka miała wadę fabryczną, jeszcze raz ją wymienił.
I to na nic się zdało, podczas deszczu woda nadal wpadała do środka auta. Co więcej, po serwisowych naprawach pojawiły się kolejne usterki. Okazało się, że zniszczone zostały śruby mocujące fotel pasażera, tak że nie można ich ani przykręcić ani odkręcić, uszkodzono tunel środkowy, a tapicerka na podłodze pod tylną kanapą zaczęła odstawać.
"Pan jesteś sprytny, ale pan się przekonasz za chwilę"
Miarka się przebrała i pan Andrzej zdecydował się interweniować w serwisie. Swoją wizytę postanowił nagrać na telefon komórkowy, bo już przy poprzednich reklamacjach właściciel miał zachowywać się mało elegancko.
Właściciel: - Proszę wyjść stąd! Klient: - Proszę mnie nie popychać. W: - Ty k..., ty, słuchaj no.... K: - Proszę mnie nie bić po twarzy! W: - Kopać w jaja to se możesz wiesz kogo! Jeżeli mnie nie przeprosisz, będziesz k.... siedział. Udowodnie ci to! K: - Ja pana nie uderzyłem. W: - Wyp... stąd!Wy... bo ci zęby wybiję!
- Proszę opuścić teren - tak tym razem właściciel powitał pana Andrzeja i jego narzeczoną w swoim salonie. Kiedy tłumaczył, że znów przyszedł w sprawie citroena, rozmowa zaczęła być coraz mniej kulturalna. - Pan jesteś sprytny, ale pan się przekonasz za chwilę - straszył właściciel. Potem posypały się niecenzuralne słowa a nawet doszło do rękoczynów. Jak twierdzi pan Andrzej, mężczyzna uderzył go w twarz, tak mocno, że spadły mu okulary. Żeby się bronić, podniósł kolano i wtedy "nadział" się na nie agresywny właściciel. Ten ma nieco inną wersje zdarzeń. Twierdzi, że to klient kopnął go w krocze.
Do serwisu wezwał policję. Funkcjonariusze orzekli, że żaden z uczestników szarpaniny nie ma "widocznych obrażeń ciała" i tylko spisali notatkę z całego zajścia. Na tym sprawa się jednak nie skończyła, bo właściciel salonu złożył do prokuratury zawiadomienie o uszkodzeniu ciała. Sprawę bada teraz policja.
Samochód pani Karoliny ma teraz sprawdzić wysłany z Citroen Polska ekspert, a szef serwisu chce w tej samej sprawie powołać rzeczoznawcę samochodowego.
Właściciel salonu zgodził się porozmawiać przed kamerą z dziennikarzami "Turbo Kamery", ale w przeddzień nagrania odmówił. Jego komentarz do przepychanki w salonie udało się nagrać ukrytą kamerą. - Nie kopię, tylko wyzywam. Nie używam siły. Tak jak zachował się pan Andrzej, tak zachowują się chuligani. Jakby mnie nie kopnął, wszystko byłoby w porządku - tłumaczył.
Źródło: Turbo Kamera / TVN Turbo
Źródło zdjęcia głównego: Turbo Kamera / TVN Turbo