|

Kiedy godzisz się na czyjąś śmierć, możesz zostać skazany za zabójstwo

Krystian O. usłyszał zarzut zabójstwa
Krystian O. usłyszał zarzut zabójstwa
Źródło: Paweł Supernak/PAP

"Jeśli jedziesz do nieba, nie zabieraj pasażerów na gapę" - napisał na Facebooku. Wpis opatrzył zdjęciem prędkościomierza, który wskazywał 260 kilometrów na godzinę. Gdy potem potrącił pieszego na pasach, jechał ponad 130. Prokuratura oskarżyła go o zabójstwo. Taki zarzut stawia coraz częściej.

Artykuł dostępny w subskrypcji

33-letni Adam przechodził przez pasy na warszawskich Bielanach z żoną i trzyletnim synem. Szli do parku. Była niedziela, październikowe, ale słoneczne przedpołudnie. Zginął na ich oczach.

Krystian O. prowadził swoje pomarańczowe bmw zdecydowanie zbyt szybko. Ulicą Sokratesa mógł jechać z prędkością najwyżej 50 km/h. Jechał niemal trzy razy szybciej. Prokuratura najpierw postawiła mu zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, ale później go zaostrzyła. Uznała, że taka jazda tak przerobionym samochodem to zabójstwo popełnione w tak zwanym zamiarze ewentualnym.

W piątek przed południem przed Sądem Okręgowym w Warszawie rozpocznie się proces mężczyzny. Sprawdziliśmy, jak skończyły się inne sprawy, w których prokuratura oskarżała sprawców wypadków o najcięższą zbrodnię opisaną w prawie karnym.

Sędziowie podchodzą do tak postawionego zarzutu z rezerwą. Ale nie wszyscy. W Jeleniej Górze młody kierowca został prawomocnie skazany właśnie za zabójstwo, które zdaniem sądu popełnił, potrącając przechodzącego przez pasy pieszego.

Przełomowy moment

Wojciech P. miał wtedy 18 lat. 28 stycznia 2016 roku na jednej z jeleniogórskich ulic zauważył kobietę wsiadającą do auta. Podszedł do samochodu z drugiej strony i wskoczył na fotel pasażera. Kawałkiem szkła zmusił ofiarę napadu do oddania pieniędzy, w portfelu miała akurat 110 złotych. Później zażądał, żeby wywiozła go z miasta.

Ruszyła. Gdy jednak tylko nadarzyła się okazja, zatrzymała samochód i uciekła, a potem wezwała policję. Wojciech P. przesiadł się za kierownicę.

Na widok błyskających policyjnych kogutów 18-latek tylko dodał gazu. Rozpoczęła się szaleńcza ucieczka. Biegli wyliczyli, że jechał znacznie powyżej 100 kilometrów na godzinę, na skrzyżowania wjeżdżał na czerwonym świetle. Na jednym z takich skrzyżowań zabił człowieka, który wszedł na pasy. Pieszy miał zielone.

Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze skazał młodego mężczyznę na dwadzieścia lat więzienia, właśnie za zabójstwo. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu zmniejszył później tę karę o pięć lat, ale utrzymał w mocy główny zarzut.

Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, są zgodni: to był przełomowy moment.

- To ośmieliło prokuratorów. Zobaczyli, że w Polsce postawiony przez śledczych zarzut zabójstwa dla kierowcy może utrzymać się w sądzie. I zauważyli, że to jest słuszny zarzut. Zaczęli go częściej stawiać. Natomiast ile z tych zarzutów faktycznie się utrzyma? Niestety, obawiam się, że niewiele – mówi Łukasz Zboralski, szef portalu brd24.pl, specjalista od bezpieczeństwa w ruchu drogowym.

Akt oskarżenia przeciwko 18-latkowi, który zabił pieszego
Akt oskarżenia przeciwko 18-latkowi, który zabił pieszego
Źródło: A. Pawlukiewicz | TVN24 Wrocław

Nieadekwatne, społecznie niesprawiedliwe 

- Polskie prawo, jeżeli chodzi o przestępstwa drogowe, nie daje prokuraturze dużych możliwości – przyznaje Janusz Popiel ze stowarzyszenia Alter Ego, które pomaga poszkodowanym w wypadkach.

Najsurowsza kara dla kierowcy, który spowodował wypadek, to w Polsce dwanaście lat odsiadki. Można ją orzec, jeśli ktoś zabił człowieka pod wpływem alkoholu lub uciekł z miejsca wypadku. Za "zwykły" wypadek śmiertelny maksymalna kara to osiem lat więzienia.

- Kary za spowodowanie wypadku, szczególnie śmiertelnego, są w Polsce często odbierane jako społecznie niesprawiedliwe, nieadekwatne. Dlatego prokuratorzy szukają nowych konstrukcji prawnych – tłumaczy prof. Ryszard Stefański, szef Katedry Prawa Karnego na Uczelni Łazarskiego, były prokurator.

Jakich? - Stawiają kierowcom zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym – odpowiada Stefański. - Ale wtedy muszą przed sądem udowodnić, że oskarżony godził się na to, że swoją jazdą może doprowadzić do śmierci innych osób. To jest bardzo trudne do udowodnienia. W przypadku wypadku skutek jest nieumyślny. A tu trzeba wykazać, że oskarżony przewidywał i godził się na to, że może zabić – podkreśla prawnik. To jest w tej konstrukcji prawnej kluczowe: nie chciał zabić, ale przywidywał, że może to zrobić i godził się na to. Stąd zamiar "ewentualny", a nie "bezpośredni", jak w przypadku celowego ugodzenia kogoś nożem prosto w serce, by odebrać mu życie.

Na zabójstwo z zamiarem ewentualnym nie ma w Kodeksie karnym osobnego paragrafu. Grozi za nie taka sama kara, jak na przykład za celowe ugodzenie kogoś nożem w serce: od ośmiu lat więzienia do nawet dożywocia.

Bełkot na schodach

Zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Wrzeszcz postawiła 41-letniemu kierowcy seata.

Do zdarzenia doszło w listopadzie 2018 roku. Kierowca był pijany. Przejechał przez przejście dla pieszych, wjechał na chodnik, którym przechodzili ludzie, później ruszył w dół schodów, niemal taranując znajdujące się na nich osoby. Chwilę później samochód zawisł na schodach. Zatrzymał się tuż przed 3-letnim chłopcem. Kierowca jeszcze naciskał gaz, ale auto na szczęście utknęło podwoziem na stopniach i nie drgnęło. Mężczyzna wyszedł z seata. Jak później zeznali świadkowie, zaczął bełkotać i próbował sam zepchnąć uwięziony na schodach pojazd.

Kierowca był kompletnie pijany
Kierowca był kompletnie pijany
Źródło: TVN24

Prokuratura zarzuciła kierowcy jazdę pod wpływem alkoholu, ale też próbę zabójstwa, a mówiąc bardziej prawniczym językiem przedstawiła mu zarzut popełnienia przestępstwa usiłowania, w zamiarze ewentualnym, zabójstwa osób, które znajdowały się na jego torze jazdy. Groziło mu dożywocie.

- Czy zarzut utrzymał się w sądzie? - zapytaliśmy prok. Grażynę Wawryniuk, rzeczniczkę gdańskiej prokuratury.

- Niestety, nie - odpowiedziała.

Sąd pierwszej instancji skazał Sławomira P. jedynie na 14 miesięcy więzienia. Orzekł również pięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów.

Prokuratura nie zgodziła się z tym wyrokiem, złożyła apelację. Odwołał się również obrońca oskarżonego. Domagał się zmniejszenia kary i jej warunkowego zawieszenia. Sąd Apelacyjny w Gdańsku utrzymał jednak w mocy wyrok sądu okręgowego. Orzeczenie jest już prawomocne, prokuratura poniosła porażkę.

Dlaczego tak się stało? Sąd argumentował to tak: "Wskazać należy, że z perspektywy możliwości przypisania oskarżonemu popełnienia czynu zabronionego, jakim jest zabójstwo, a w tym przypadku typu kwalifikowanego w formie stadialnej usiłowania, koniecznym jest ustalenie zamiaru sprawcy. Niezbędnym jest zatem dowiedzenie się, że działanie jest tego rodzaju, że podjęcie go przez sprawcę wskazuje jednoznacznie, bez żadnych w tym zakresie wątpliwości, na cel do jakiego zmierza. Jednocześnie nie może to oznaczać niczego innego jak nieodzowność określonego skutku, gdyż wtedy tylko możliwe jest prawidłowe ustalenie, iż sprawca chciał, względnie godził się na taki, a nie inny skutek swego działania".

A - zdaniem sądów obu instancji - 41-latek nie chciał zabić pieszych spacerujących po schodach. "W ocenie sądu zamiarem oskarżonego nie było pozbawienie życia osób znajdujących się na schodach, gdyż o takiej okoliczności nie miał on pojęcia, a jedynie zjechanie z nich samochodem, czym jednocześnie godził się na narażenie ich na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu" – argumentowano.

Sąd zwrócił uwagę, że J. jechał nie szybciej niż 20 km/h, a przed wjazdem na schody widział jedynie kobietę, która była już na ich szczycie.

"Nie widział, i nie miał pojęcia o znajdowaniu się na schodach innych pieszych" – stwierdził sąd.

Wyścig ulicami miasta

W sądzie w Jeleniej Górze trwa proces dwóch kierowców, którzy jechali dwoma różnymi samochodami. Obaj są oskarżeni o zabójstwo. Łukasz O. i Oskar L., zdaniem śledczych, na ulicach miasta urządzili sobie wyścigi samochodowe. Doszło do tragicznego wypadku. Kobieta i mężczyzna zostali potrąceni na pasach, zmarli na miejscu.

Tomasz Czułowski, rzecznik jeleniogórskiej prokuratury: - Kierujący samochodami osobowymi przystąpili do nielegalnego wyścigu ulicami Jeleniej Góry, poruszając się - co wynika z opinii biegłego - z prędkością od 160 do 180 kilometrów na godzinę.

Do zdarzenia doszło w sobotni wieczór
Kierowca osobowego seata potrącił dwie osoby przechodzące przez przejście dla pieszych
Źródło: portalik24.pl

Śledczy ustalili, że obaj jechali od strony centrum miasta w kierunku drogi na Wrocław. Ścigając się, minęli trzy skrzyżowania i sześć przejść dla pieszych, przekraczając dozwoloną prędkość o ponad 100 kilometrów na godzinę. Gdy zbliżali się do oznakowanego i oświetlonego przejścia dla pieszych, znajdowały się na nim dwie osoby: 47-letnia kobieta i 57-letni mężczyzna. Piesi mieli zielone.

Uderzył w nich kierujący seatem, który w tym momencie o kilka metrów wyprzedzał drugiego uczestnika wyścigu. Drugi kierowca nawet ich nie drasnął. Mimo to obaj kierowcy usłyszeli taki sam zarzut.

Prokurator: - Łukaszowi O. i Oskarowi L. przedstawiono zarzut tego, że działając wspólnie i w porozumieniu, uczestnicząc w nielegalnym wyścigu samochodowym, przewidując możliwość pozbawienia życia pokrzywdzonych i godząc się na to, dopuścili się ich zabójstwa z zamiarem ewentualnym, a ponadto, że swoim zachowaniem sprowadzili bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym.

Jak mówi nam rzecznik prokuratury, śledczy czekają na sądowe rozstrzygnięcie w sprawie.

To ta sama prokuratura, przypomnijmy, postawiła zarzut zabójstwa 18-latkowi, o którym pisaliśmy na początku. A skazano go w tym samym sądzie, w którym teraz trwa proces Łukasza O. i Oskara L.

Jak tamto, prawomocne już, orzeczenie uzasadnili sędziowie?

"Na oślep"

W uzasadnieniu wyroku sądu drugiej instancji czytamy: "zarówno sąd orzekający, jak i autor apelacji poczynili szerokie wywody na temat różnicy pomiędzy przestępstwem z art. 177 § 2 k.k. [wypadek ze skutkiem śmiertelnym – red.], a zbrodnią z art. 148 § 1 k.k. [zabójstwo] popełnioną w zamiarze ewentualnym wskazując, że tkwi ona w stronie wolicjonalnej, a kluczowe znaczenie ma okoliczność, czy oskarżony godził się na śmiertelne potrącenie pokrzywdzonego, czy też skutku tego swoją zgodą nie obejmował".

Obrońca Wojciecha P. przekonywał sąd, że zamiaru sprawcy nie można domniemywać.

Sędziowie nie mieli jednak wątpliwości co do zamiaru, zaś ich zdaniem skazanie go za spowodowanie wypadku byłoby "powierzchowne".

"O popełnieniu przestępstwa nieumyślnego nie może być mowy" - czytamy w uzasadnieniu. Według sądu, zachowanie oskarżonego było nakierowane na ucieczkę. Liczył się z tym, że może zabić, ale był "obojętny". Sąd powołał się przy tym na fragment orzeczenia innego sądu dotyczący "teorii obojętności woli".

Ten brzmiał: "Sprawca działa z zamiarem ewentualnym popełnienia przestępstwa wtedy, gdy ma on świadomość nastąpienia skutku przestępczego i na to się godzi, to znaczy wprawdzie nie chce, aby skutek taki nastąpił, ale zarazem nie chce, żeby nie nastąpił, a więc gdy wykazuje całkowitą obojętność wobec uświadomionej sobie możliwości nastąpienia skutku przestępczego.

Odnosząc powyższe stanowisko do realiów niniejszej sprawy, stwierdzić należy, że ustalenie umyślności działania oskarżonego w formie zamiaru ewentualnego pozbawienia życia człowieka, jest jedynie słuszne. Nie powinno podlegać wątpliwości, że kierujący samochodem oskarżony jadący z prędkością ponad 100 km/h jedną z głównych ulic kilkudziesięciotysięcznego miasta, uciekający przed policją, lekceważący wszystkie przepisy ruchu drogowego, jadący niemal 'na oślep', widząc z daleka człowieka wkraczającego na przejście dla pieszych na zielonym świetle, wykazał zupełną obojętność przejawiającą się brakiem jakiejkolwiek aktywności w kierunku zapobieżenia skutkowi. Sposób jazdy podporządkował jedynie uniknięciu zatrzymania, nie zważając na żadne sytuacje drogowe, czego potwierdzeniem jest też kontynuowanie jazdy po potrąceniu pokrzywdzonego na przejściu dla pieszych i w efekcie sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym".

Do tragicznego wypadku doszło w październiku 2019 roku
Do tragicznego wypadku doszło w październiku 2019 roku
Źródło: Paweł Supernak/PAP

Znamiona przestępstwa

Łukasz Zboralski zwraca uwagę, że w Niemczech w podobnych sprawach kierowcy karani są znacznie surowiej. I przypomina, że tam osoby, które spowodowały śmiertelny wypadek drogowy, rażąco lekceważąc przy tym przepisy, traktowane są właśnie jako "zabójcy drogowi".

W 2019 roku niemiecki Federalny Trybunał Sprawiedliwości odrzucił apelację w sprawie wyroku dla kierowcy, który po pijanemu uciekał przez centrum miasta skradzioną taksówką i spowodował wypadek, w którym jedna osoba zginęła, a dwie zostały ranne. Jechał nawet 150 km/h. Jak przypomina Zboralski, sąd w Hamburgu skazał go właśnie za zabójstwo.

- To pierwszy w Niemczech wyrok, gdy kierowcę po wypadku osądzono jak zabójcę. I, jak pokazuje reakcja FTS, jest to wyrok w tym kraju w pełni mieszczący się w normie prawnej - zaznacza Zboralski. - O ile w Polsce zwykłe przekroczenie prędkości, doprowadzenie do wypadku śmiertelnego czasami kończy się wyrokiem w zawieszeniu, to w innych krajach kończy się to więzieniem. W Wielkiej Brytanii od dawna są wyroki za morderstwa na drodze. Nikogo już to nie dziwi – dodaje.

Wypadek na Sokratesa

WYPADEK
Źródło: Mikoaj52769506/Twitter.com
Wypadek na Sokratesa
Wypadek na Sokratesa
Teraz oglądasz
"To jest tragedia niewyobrażalna"
"To jest tragedia niewyobrażalna"
Teraz oglądasz
"Sąsiad zabił sąsiada"
"Sąsiad zabił sąsiada"
Teraz oglądasz

- Mam wrażenie, że jesteśmy coraz bezczelniejsi jako kierowcy. Nie potrafimy się przyznać do błędu na drodze. Bardzo rzadko słyszę na sali sądowej "przepraszam" - mówi mecenas Marta Zakrzewska. Adwokatka będzie reprezentowała rodzinę pieszego, który zginął w wypadku na warszawskiej ulicy Sokratesa. Od tego wypadku zaczęliśmy ten tekst.

Zdaniem biegłych, kierowca - w miejscu, gdzie obowiązuje dopuszczalna prędkość 50 kilometrów na godzinę - miał na liczniku 136 km/h. - Biorąc pod uwagę, że przekroczył blisko trzykrotnie dopuszczalną prędkość podczas zbliżania się do przejścia dla pieszych, prokurator uznał, że podejrzany przewidywał możliwość zabicia człowieka i godził się na popełnienie takiego czynu. W takiej sytuacji zachowanie podejrzanego należało zakwalifikować z artykułu 148 paragraf 1 Kodeksu karnego - mówiła ówczesna rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Mirosława Chyr.

Śledczy dysponują również opinią z zakresu techniki motoryzacyjnej, w której specjalista stwierdził, że auto po przeróbkach "było w stanie technicznym niepozwalającym na dopuszczenie do ruchu". Według biegłego, pomarańczowe bmw miało zmodyfikowane układy: hamulcowy, kierowniczy i zawieszenia. Zdemontowano w nim czujnik ABS.

Marta Zakrzewska przyznaje: - Pracuję w zawodzie kilkanaście lat, takiej sprawy jeszcze nie miałam. Sąd będzie musiał się zastanowić, a my będziemy musieli wykazać "zamiar" oskarżonego, jego stan psychiczny. Jeżeli mówimy o wypadku, w sądzie nie zastanawiamy się, co miał na myśli kierowca. Wypadek jest "nieumyślny" i możemy do niego doprowadzić również poprzez nieumyślne naruszenie zasad. Przy zabójstwie znamiona przestępstwa są o wiele bardziej skomplikowane - mówi Marta Zakrzewska.

Co więc będzie kluczowe w procesie? - Myślę, że bardzo ważne będzie przesłuchanie biegłego do spraw techniki ruchu drogowego, który powie, po co się robi takie modyfikacje pojazdu, czemu one miały służyć. Nikt oczywiście nie powie wprost, że "chciał stworzyć z tego narzędzie zbrodni". Ale jeżeli te modyfikacje miały służyć rozwijaniu dużych prędkości na niewielkim odcinku, to są to istotne okoliczności zdarzenia. Będziemy mogli stwierdzić, czy oskarżony powinien był przewidywać i godził się, że przy poruszaniu się takim samochodem, przy takiej prędkości, może dojść do tragicznych skutków w postaci śmierci innej osoby - zaznacza mecenas.

Protest po wypadku na warszawskich Bielanach
Protest po wypadku na warszawskich Bielanach
Źródło: Paweł Supernak / PAP

Istota zamiaru

To z kolei, zdaniem prof. Ryszarda Stefańskiego, nie będzie łatwe. - Wszystko zależy od konkretnych okoliczności. Myślę, że może nie wystarczyć rozwinięcie nadmiernej prędkości w mieście, nawet w okolicy przejścia dla pieszych. Wtedy wciąż trudno sobie wyobrazić, że kierowca godził na to, że spowoduje śmierć innej osoby, bo często i kierowca w wyniku wypadku może odnieść poważne obrażenia. To muszą być wyjątkowe okoliczności – tłumaczy.

Jakie? - Na przykład wjechanie na skrzyżowanie przy czerwonym świetle. Podejście do przepisów musi być lekceważące - odpowiada.

A jeżeli ktoś bierze udział w nielegalnych wyścigach?

- Odpowiem znów tak samo: wszystko trzeba indywidualnie ocenić. Nie ma recepty. Nie dam sobie ręki odciąć za to, że kierowca biorący udział w nielegalnych wyścigach zostanie skazany za zabójstwo. Trzeba sprawdzić, jakie były możliwości uniknięcia wypadku. Musimy też udowodnić, że kierowca godził się na spowodowanie wypadku. To jest istota zamiaru umyślnego. Czy jeżeli ktoś bierze udział w wyścigu, godzi się na zabicie człowieka? Podejrzewam, że nie. Wszystko trzeba wykazać. To konstrukcja bardzo trudna do udowodnienia, a nie powinno się wątpliwości rozstrzygać na niekorzyść oskarżonego - przyznaje karnista. - Dlatego rodzi się pytanie, czy do Kodeksu karnego wprowadzać zabójstwo drogowe - dodaje.

Jego zdaniem, takie przestępstwo łatwiej udowodnić kierowcy, który za kierownicę siada po kieliszku.

W 2013 roku Zbigniew Ziobro przedstawił w Łodzi propozycję kar dla pijanych kierowców, którą zamierzał złożyć w Sejmie. Przyjechał wówczas w miejsce tragedii, która wydarzyła się w kilka dni wcześniej. Kompletnie pijany kierowca zabił na przejściu dla pieszych 10-letniego chłopca i 63-letnią kobietę.

- Sprawca, który narusza przepisy ruchu drogowego, będąc trzeźwym, powoduje wypadek. Jeśli kierowca jest pijany, bełkocze, ma niezborne ruchy i jedzie z ogromną prędkością po terenie pełnym ludzi, musi zakładać, że kogoś zabije. Trzeba zmienić praktykę orzeczniczą, by odstraszać potencjalnych zabójców, pobudzić ich wyobraźnię, skłonić do myślenia o własnej przyszłości - mówił Ziobro.

Później proponował, że jeżeli kierowca ma dwa promile alkoholu we krwi, jedzie samochodem w terenie zabudowanym i kogoś potrąci, powinien być sądzony nie za spowodowanie wypadku, lecz za "zabójstwo w zamiarze ewentualnym".

Akurat ten przepis nigdy nie wszedł w życie, ale Łukasz Zboralski zaznacza: - Nie jest tak, że Ziobro nic nie zrobił. Zaostrzył prawo wobec pijanych kierowców, natomiast problemem jest nie tylko wysokość kary.

- Bardzo często mamy do czynienia z ludźmi chorymi, co widzimy po statystykach policji. Są wielokrotnie przyłapywani na jeździe po alkoholu. Można zakładać, że wielu z nich to chorzy alkoholicy. W Polsce nie stworzyliśmy takiego systemu jak na przykład w Czechach lub Słowacji. Tam każde zatrzymanie po alkoholu powoduje nie tylko utratę uprawnień, ale obowiązkową rozmowę z psychologiem. System krajowy ma szansę pomóc takiemu człowiekowi, sprawdza, czy to był jednorazowy wybryk, czy taka osoba ma problem alkoholowy. Proponuje mu leczenie. Bo tylko tak jesteśmy w stanie na coś wpłynąć - dodaje Zboralski.

Wypadek na ulicy Sokratesa w Warszawie
Wypadek na ulicy Sokratesa w Warszawie
Źródło: Paweł Supernak / PAP

Wątpliwości

Pojawiają się głosy, aby sędziom i prokuratorom dać takie narzędzia, aby nie musieli sięgać do katalogu innych przestępstw. Trwa dyskusja nad wprowadzeniem nowego zarzutu.

Przykład ma płynąć z Włoch, gdzie w 2016 roku parlament przyjął ustawę wprowadzającą do tamtejszego Kodeksu karnego nowe przestępstwo – zabójstwa drogowego.

- Tam kary za spowodowanie wypadku były tak niskie, że mafia wykorzystywała je do tuszowania innych przestępstw – opowiada Janusz Popiel.

Teraz we Włoszech kara za spowodowanie wypadku śmiertelnego to minimum osiem lat więzienia (a maksymalnie 12 lub, gdy zginie więcej niż jedna osoba, 18 lat). Za "zabójstwo drogowe" można skazać sprawcę wypadku, który jechał pijany (miał co najmniej 1,5 promila) albo przekroczył prędkość dopuszczalną o co najmniej 50 kilometrów na godzinę.

- Wydaje się, że w naszym kraju, wzorem Włoch, warto rozpocząć dyskusję nad tym, czy do Kodeksu karnego, w katalogu przestępstw przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji nie wprowadzić podobnego rozwiązania. Prokuratury i sądy otrzymałyby dodatkowe narzędzie. W przypadku sprawców wypadków drogowych ze skutkiem śmiertelnym, przy szczególnie drastycznym nasileniu winy sprawcy, nie byłoby potrzeby sięgania do katalogu przestępstw przeciwko zdrowiu i życiu, czyli zabójstwa z zamiarem ewentualnym - proponuje Janusz Popiel.

Jego zdaniem wejście w życie takiego przepisu byłoby dodatkowym argumentem dla prokuratur, które domagają się, aby piraci drogowi byli surowo ukarani.

- W tej chwili zarzut zabójstwa dla kierowców budzi pewne wątpliwości. Bo spowodowanie wypadku jest przestępstwem nieumyślnym, ale jeżeli ktoś ma świadomość ewentualnych skutków nieprzestrzegania przepisów i na ten skutek się godzi, to powinno być to karane z całą surowością prawa. Myślę, że społeczeństwo również tego oczekuje, bo w tej chwili wyroki zapadające w sprawach o wypadki ze skutkiem śmiertelnym budzą pewną złość społeczną - komentuje Popiel.

Nowy zarzut, według Popiela, nie powinien być stosowany w stosunku do wszystkich kierowców, którzy naruszają przepisy, ale wobec tych, którzy z pełną świadomością godzą się na ewentualne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym.

Jakby myślał, to by nie jechał

Janusz Popiel przypomina wypadek na ulicy Pułkowej w Warszawie w 2003 roku. Spowodował go pijany kierowca forda. Babcia i dwoje wnucząt wracali ze spaceru w parku. Przechodzili przez przejście dla pieszych. Kierujący renault chciał ich puścić, ale jadący sąsiednim pasem kierowca forda nie wyhamował. Na liczniku miał 90 kilometrów na godzinę. Kobieta i jej wnuki zginęli na miejscu. Kierowca uciekł.

Odpadła mu jednak tablica rejestracyjna. Policja szybko go namierzyła, choć zdążył już złożyć zawiadomienie o kradzieży forda. W śledztwie kłamał, przekonywał, że tamtego dnia jeździł jedynie komunikacją publiczną. Przyznał się dopiero przed sądem. Został skazany na dziewięć lat więzienia.

- O zarzutach zabójstwa dla kierowców wtedy się jeszcze nie mówiło. Sprawca uciekał, był nietrzeźwy. Został skazany na dziewięć lat pozbawienia wolności. W odczuciu społecznym skutek w postaci śmierci trzech osób powinien być ukarany w sposób szczególny - twierdzi Popiel.

I przekonuje, że duża część środowiska prokuratorskiego i prawniczego popiera jego postulaty.  

- Oczywiście bywają również osoby z innym zdaniem. Ale są tacy, którzy twierdzą, że przydałby się przepis, który miałby znaczenie prewencyjne. Sama świadomość, że można być skazanym na karę dożywotniego pozbawienia wolności w pewnych sytuacjach zapobiegłaby popełnieniu takiego przestępstwa. Tu nie chodzi tylko o karanie, tu chodzi też o sygnał do społeczeństwa, że nie ma przyzwolenia na takie zachowania – zaznacza.

Ryszard Stefański również opowiada się za zmianą przepisów, ale nie jest zwolennikiem terminu "zabójstwo drogowe".

- Należałoby wprowadzić kwalifikowany typ wypadku drogowego, popełnionego w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego, ale z wyjątkowo rażącym naruszeniem zasad bezpieczeństwa ruchu. I wtedy wprowadzić do piętnastu lat pozbawienia wolności. Wtedy taka konstrukcja byłaby prawidłowa. Przestępstwo byłoby spowodowane "nieumyślnie". Bo z umyślnością to my zawsze będziemy mieli problemy – argumentuje.

Stefański już nie wierzy w prewencję. - Przykładem jest zaostrzanie kar dla pijanych kierowców. Przecież widzimy statystyki policyjne po świętach czy długich weekendach. Sama kara nic nie daje. Ludzie się nie boją. Jak pijany siada za kierowcę albo trzeźwy pędzi, to nie myśli o odpowiedzialności. Bo jakby myślał, toby tak nie jechał – podkreśla.

Czytaj także: