Sprawa kierowcy seicento Sebastiana Kościelnika jest istotna nie tylko ze względu na to, co orzekł sąd, ale też z powodu tego, co działo się wcześniej - mówił w "Faktach po Faktach" Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, komentując wyrok w sprawie wypadku z udziałem kolumny Beaty Szydło.
Oświęcimski sąd rejonowy uznał w czwartek, że kierowca fiata seicento Sebastian Kościelnik jest winien nieumyślnego spowodowania wypadku z udziałem kolumny rządowej Beaty Szydło. Zarazem warunkowo umorzył postępowanie na rok. Kierowca seicento ma zapłacić po tysiąc złotych nawiązki poszkodowanym w wypadku – byłej premier Beacie Szydło oraz funkcjonariuszowi ówczesnego BOR. Wyrok jest nieprawomocny. Obrona już zapowiedziała apelację.
Sędzia zaznaczyła, że także kierowca BOR złamał przepisy. Zdaniem sądu trzy rządowe auta nie stanowiły kolumny uprzywilejowanej, gdyż używały tylko sygnalizacji świetlnej. Nie było sygnalizacji dźwiękowej. Kierowca samochodu, w którym jechała była premier, został obarczony winą za wyprzedzanie na podwójnej ciągłej linii. Sąd postanowił poinformować o tym prokuraturę.
"Zmiany dotyczące niezależności sądownictwa mogą dotykać każdego przeciętnego obywatela"
Do sprawy w "Faktach po Faktach" odniósł się Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. - Ta sprawa jest istotna nie tylko z punktu widzenia tego, co sąd orzekł, ale też z tego, co się działo wcześniej - powiedział gość TVN24.
Zwrócił uwagę, że po wypadku "pan Sebastian został zatrzymany na 48 godzin". - Pamiętajmy, że politycy, zanim sąd zajął się sprawą, w swoich wypowiedziach wręcz wydawali wyrok, co się w tej sprawie stało. Ginęły dowody – wymieniał Bodnar.
- Sprawa stała się symboliczna dla ilustracji, że zmiany dotyczące niezależności sądownictwa mogą dotykać każdego przeciętnego obywatela w Polsce – powiedział.
Rzecznik Praw Obywatelskich zaznaczył, że teraz kwestie wypadku zbada jeszcze sąd drugiej instancji i "dopiero wyrok prawomocny rozsądzi wszystko w tej sprawie".
"Mamy gigantyczny problem z zorganizowaniem wyborów za granicami kraju"
Rzecznik Praw Obywatelskich był także pytany o to, czy wybory prezydenckie zostały przeprowadzone tak, by wszyscy uprawnieni mogli oddać głos. - Pamiętajmy, że w przypadku tych wyborów zostało naruszone bierne prawo wyborcze. Nie wszyscy, którzy potencjalnie chcieliby startować, mogli tego dokonać ze względu na brak możliwości zebrania podpisów – mówił Bodnar.
- Jeżeli chodzi o czynne prawo wyborcze, czyli oddawanie głosów w pierwszej i drugiej turze, to mamy gigantyczny problem z zorganizowaniem wyborów za granicami kraju – wskazał gość "Faktów po Faktach".
Jak ujawnił, do biura Rzecznika Praw Obywatelskich wpłynęło do tej pory "kilkaset skarg, które tego dotyczyły". - Dziennie spływa 20-30 skarg. (…) Nie każdy zdaje sobie sprawę, że możemy pomóc w tej sprawie. Cały czas obywateli do tego zachęcam – zaznaczył.
- Pamiętajmy, że te najbardziej liczne wybory za granicą, czyli wybory w Wielkiej Brytanii, w pierwszej turze skutkowały tym, że tysiące kart nie wróciło [do komisji wyborczych - red.]. Nie wiemy, czemu nie wróciło. Czy poczta nie zdążyła, czy obywatele nie zdecydowali się oddać głosu - tłumaczył.
- To [przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych za granicą - red.] jest operacja logistyczna na dużą skalę. To jest operacja wymagająca zaangażowania wszystkich pracowników ambasad i konsulatów do nowej procedury, która wcześniej nie była stosowana – mówił. Jego zdaniem, "jeżeli się tego nie przemyśli, nie zabezpieczy kadr, to tego typu kłopoty mogą się zdarzyć".
"W tej kampanii przerabialiśmy wszystko, co się da"
Adam Bodnar odniósł się także do przebiegu kampanii wyborczej. - Jak obserwuję debatę [publiczną -red.], to się zastanawiam, czy żyjemy w świecie rzeczywistym, czy to jest świat w krzywym zwierciadle. Czy to jest na poważnie. Czy ta walka o wynik wyborczy spowodowała, że do ust trafiają słowa, które nie powinny tam trafić – mówił.
- W tej kampanii przerabialiśmy wszystko, co się da. Przerobiliśmy nacjonalizm, antysemityzm, ksenofobię, homofobię, (…) wyzywanie mediów od mediów określonego pochodzenia, mam na myśli retorykę antyniemiecką, łącznie z tym, że dziennikarze danych mediów nie byli wpuszczani do Pałacu Prezydenckiego – powiedział RPO.
Jego zdaniem "wszystkie możliwe nadużycia, które mogły się pojawić, pojawiły się w czasie tej kampanii wyborczej". - Ludzie na tym cierpią. Jak się mogą czuć osoby LGBT, jeżeli w kampanii wyborczej ich życie prywatne jest wykorzystywane w sposób tak bezwzględny – pytał gość "Faktów po Faktach".
- O to mam szczególny żal do prezydenta Dudy. Jestem w stanie zrozumieć, że może mieć bardzo konserwatywny pogląd, ale on jest nie tylko kandydatem, ale jest cały czas prezydentem, który musi dbać o wspólnotę – wskazał. - Jeżeli on wspólnotę dzieli, jeżeli ją kategoryzuje, używa brutalnego języka, to narusza także swoje obowiązki jako prezydenta – zwrócił uwagę.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24