Jakiego mieszkania pani szuka? - Obojętnie, abym tylko mogła zamieszkać z Charlie.
Inni dzwoniący w sprawie ogłoszenia:
"Szukamy już kilka miesięcy";
"To starsza pani, Lusia, cały dzień przesypia, niczego nie niszczy";
"Bella jest słodziakiem, ale husky. Nawet jak ktoś się godzi na zwierzaka, to woli, żeby był mniejszy".
Pani z maltańczykiem o imieniu Bruno: - Nas też nikt nie chciał.
- Z jamnikiem Dżordżem szukamy od pół roku. Komu on przeszkadza? - słyszymy kolejną historię o tym, jak trudno jest wynająć "zwierzolubne" mieszkanie.
I jeszcze komentarz z sieci: "Oglądałam kiedyś mieszkanie, gdzie zamiast podłogi była płyta wiórowa i koleś powiedział, że raczej mi go nie wynajmie, bo mam małego psa i mógłby zniszczyć parkiet".
Dlaczego tak wygląda rynek wynajmu? - Od lat panuje przekonanie, że najlepiej wynajmować mieszkania osobom bez zwierząt - tłumaczy nam Jakub Myszka, dyrektor do spraw rozwoju w agencji nieruchomości Bracia Sadurscy, która działa w Małopolsce.
- W blisko 90 procentach ofert, które posiadamy w agencji, właściciele mieszkań deklarują negatywne nastawienie do zwierząt - wyjaśnia.
Właściciele obawiają się zniszczeń. Chodzi o pogryzione meble, porysowane podłogi, zabrudzenia, brzydki zapach i sierść, które mogą być trudne do usunięcia.