Boleję nad tym, że instytucja referendum zostaje znów sprowadzona do instrumentarium bardzo politycznego - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 doktor habilitowany Tomasz Słomka, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Odnosił się do możliwości przeprowadzenia referendum i wyborów parlamentarnych w jednym dniu. Doktor habilitowany Sebastian Gajewski, prawnik z Centrum imienia Ignacego Daszyńskiego, mówił, że wówczas mielibyśmy do czynienia z "gigantycznym obciążeniem administracji wyborczej".
Prezydent Andrzej Duda ogłosił, że głosowanie w wyborach parlamentarnych odbędzie się 15 października.
Goście "Faktów po Faktach" - doktor habilitowany Sebastian Gajewski, prawnik z Centrum imienia Ignacego Daszyńskiego, oraz doktor habilitowany Tomasz Słomka, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego - dyskutowali o sytuacji, w której w dniu wyborów parlamentarnych miałoby się odbyć także referendum dotyczące migrantów.
Większość sejmowa przyjęła na początku lipca nowelizację ustawy o referendum ogólnokrajowym, która ma umożliwić przeprowadzenie referendum tego samego dnia, co wybory parlamentarne, prezydenckie lub do Parlamentu Europejskiego poprzez przede wszystkim ujednolicenie godzin głosowania, czyli w godzinach 7-21. Zamiar przeprowadzenia referendum razem z przypadającymi na 15 października wyborami parlamentarnymi potwierdził premier Mateusz Morawiecki.
"Gigantyczne obciążenie administracji wyborczej"
Gajewski mówił, że gdyby doszło do wyborów i referendum w tym samym czasie, "na pewno będą trudności organizacyjno-techniczne, dlatego że to jest tak gigantyczne obciążenie administracji wyborczej, wszystkich podmiotów - począwszy od Państwowej Komisji Wyborczej, przez okręgowe komisje wyborcze, obwodowe komisje wyborcze". Zwracał uwagę, że "one będą musiały jednego dnia, w jednym czasie zorganizować to głosowanie i w wyborach do Sejmu, w wyborach do Senatu i w referendum, policzyć te głosy, ustalić, sporządzić protokoły plus jeszcze zorganizować wszystko od strony czysto technicznej".
Zdaniem Gajewskiego za tym, że rządząca partia decyduje się na przeprowadzenie referendum w dniu wyborów, stoi "nie tylko powód polityczny". - Mamy kampanię wyborczą, w kampanii wyborczej obowiązuje coś takiego jak limit finansowania, ostatnia kampania wyborcza, 2019 rok, to kampania, w której największe komitety wyborcze w zasadzie wydały wszystkie pieniądze, które mogły, (...), a jeżeli będzie równolegle kampania referendalna, to obok kampanii wyborczej, z tą surową gospodarką finansową, (...), będzie można prowadzić kampanię referendalną - tłumaczył przedstawiciel Centrum imienia Ignacego Daszyńskiego.
- Partie polityczne mogą w niej wziąć udział, mogą wydatkować na nie środki, wystarczy, że ona będzie dotyczyć spraw, których dotyczy referendum - wskazywał.
"Sprowadzanie referendum do roli populistycznej zabawki"
- Boleję przede wszystkim nad jednym, że instytucja referendum zostaje znów sprowadzona do instrumentarium bardzo politycznego - ocenił doktor habilitowany Tomasz Słomka.
Wskazywał, że "referendum zostało pomyślane jako coś, co ma być poważną rozwagą nad najważniejszymi sprawami dla państwa". - Tymczasem my mamy swoistą grę referendum. Przecież w 2015 roku referendum, które zostało przeprowadzone z inicjatywy prezydenta Komorowskiego, miało podobną formułę. Już pomijając, że pierwsze pytanie miało niekonstytucyjny charakter, bo pytano się tam o coś, co jest rozwiązaniem konstytucyjnym - przypominał Słomka.
Jego zdaniem "to jest sprowadzanie referendum do roli populistycznej zabawki, która jest wykorzystywana wtedy, kiedy jest po prostu polityczna potrzeba".
Źródło: TVN24