Nad ustaleniem tożsamości 2-letniego chłopca, którego ciało odnaleziono na obrzeżach Cieszyna, policjanci pracowali przez dwa lata. Okazuje się jednak, że imię i nazwisko Szymona R. było na liście dzieci stworzonej przez policjantów już dwa miesiące po odnalezieniu ciała dziecka - ustalił "Superwizjer". Co więcej policjanci mieli sprawdzić rodzinę chłopca i odnotowali, że on żyje.
Jeszcze nigdy w Polsce tak wielu policjantów nie było zaangażowanych w sprawę śmierci dziecka. Powstała nawet specjalna grupa, która miała ustalić tożsamość zwłok chłopca, porzuconych na obrzeżach Cieszyna. Ich praca trwała tak długo, choć całą sprawę mógł zakończyć jeden telefon.
Rodzice chłopca z dwiema siostrami mieszkali w Będzinie. Matka Szymona miała już pięcioro dzieci z poprzedniego związku. Zostawiła je, gdy związała się z Jarosławem R., ojcem chłopca. Dziennikarze "Superwizjera" rozmawiali o tym z przyrodnią siostrą Szymona.
Był czy nie?
Kiedy nikt nie zgłaszał zaginięcia dziecka, policjanci rozpoczęli śledztwo. Pierwszym tropem, który miał pomóc we wskazaniu miejsca, w którym żył chłopiec były jego ubrania. Po analizie miejsc zakupu ubrań policjanci typowali, że dziecko pochodzi ze Śląska. Wtedy okazało się, że na terenie woj. śląskiego chłopców w wieku Szymona jest ponad 60 tys. - Pierwszą z czynności było chodzenie od drzwi do drzwi i sprawdzanie czy dzieci są w domu. Policjant miał dotrzeć fizycznie do tego dziecka - wspomina jeden ze śledczych.
Dziennikarze "Superwizjera" ustalili, że już dwa miesiące po śmierci chłopca jego imię pojawiło się na liście dzieci do sprawdzenia. Był to efekt wstępnej selekcji wykonanej przez śledczych. Policjanci z Będzina mieli sprawdzić 750 adresów. Każdy z dziesięciu dzielnicowych pracujących w tym mieście miał zatem odwiedzić 75 rodzin. Jedną z nich była właśnie rodzina R.
Z raportu dzielnicowego jasno wynika, że w maju 2010 roku policja była w domu Szymona. Jednak sąsiedzi zgodnie przyznają, że nie pamiętają, aby dzielnicowy pytał o dziecko. Pomimo tego, z raportu przesłanego z Będzina do Komendy Wojewódzkiej Policji wynikało, że chłopiec był w domu.
- Z tego co do nas spływało wszystko było OK, dzieci wszędzie były. Tylko skąd zwłoki w stawie - analizuje policjant śledczy.
Wszystko dobrze
Na zwłokach Szymona policjanci nie znaleźli śladów po obowiązkowym szczepieniu przeciwgruźliczym. Poprosili zatem sanepid o przekazanie wykazu nieszczepionych dzieci w całym kraju. Okazało się, że w woj. śląskim takich dzieci jest ok. 900. Wśród nich był Szymon.
Wiadomo, że w czerwcu 2010 roku rodziną R. interesował się Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Będzinie. Pracownicy socjalni na prośbę ośrodka zdrowia mieli sprawdzić, co dzieje się z rodziną i ustalić, dlaczego dzieci państwa R. nie zostały zaszczepione. - Pracownicy podejmowali czterokrotnie próby dostania się do tego środowiska. Rozmowy z sąsiadami wykazały, że nie ma powodów, do tego, aby myśleć, że coś jest nie tak - przyznaje Agnieszka Siemińska z Urzędu Miasta Będzin. Na tym pracownik socjalny zamknął sprawę.
Jednocześnie ówczesna dyrektor MOPS-u wysłała do sanepidu pismo, z którego wynikało, że rodzina R. nie jest znana opiece społecznej.
Coraz bliżej
W tym czasie policjanci przekazali posiadaną już listę 900 dzieci do NFZ, z prośbą o wykaz tych, które nie korzystały z pomocy medycznej. Okazało się, że lista skurczyła się do nieco ponad 80 nazwisk.
Kolejnym etapem selekcji było sprawdzenie, które z pozostałych na liście dzieci nie uczestniczyło w tzw. badaniach przesiewowych (obowiązkowych w Polsce), mających wykluczyć choroby genetyczne. Policjanci porównali materiał DNA chłopca, z zachowanymi próbkami badań przesiewowych ze Śląska. Nie znaleźli materiału zgodnego. W ten sposób lista nazwisk kolejny raz się zawęziła - do nieco ponad 60 osób.
Otrzymana w ten sposób lista nazwisk została porównana z danymi spływającymi z jednostek terenowych policji. Wynikało z nich, że wszyscy chłopcy byli w domu. Co zadziwiające, listę dzieci otwierał właśnie Szymon R., przy którym widniała notatka, że policjant zastał go w domu (pomimo tego, że faktycznie chłopiec już nie żył). Śledztwo utknęło.
Przełom
Policja w Będzinie podkreśla, że powodem ewentualnych niejasności mógł być fakt, że matka chłopca mogła posłużyć się innym dzieckiem. Podobnie miało być w przypadku obowiązkowego szczepienia, na które zaprowadziła swojego wnuka, by w ten sposób ukryć śmierć Szymona.
Jednak ta wersja była mało prawdopodobna. Okazuje się bowiem, że kobieta kontakt z wnukiem i córką nawiązała dopiero w sierpniu 2010 roku, czyli długo po rzekomej wizycie dzielnicowego. Wcześniej nie miała z dzieckiem kontaktu.
Rodzinie R. udawało się przez dwa lata ukrywać zniknięcie Szymona. Żaden z sąsiadów niczego nie podejrzewał. W połowie czerwca cała Polska dowiedziała się, że chłopiec, którego zwłoki odnaleziono wiosną 2010 roku w stawie na obrzeżach Cieszyna to Szymon z Będzina.
Rodzice po ponad dwóch latach poszukiwań zostali zatrzymani i aresztowani. Media obiegła informacja, że do zwrotu w sprawie doszło tylko dzięki anonimowej informacji od sąsiadki, która zatelefonowała do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.
Autor: mn//bgr / Źródło: Superwizjer TVN, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24