68 worków z resztkami rzeczy należących do ofiar katastrofy TU-154, nadal może zostać zutylizowanych. I nie przeszkodzi w tym decyzja sądu, który się na to nie zgodził. Cały czas toczy się bowiem postępowanie administracyjne. Nie potrwa długo, a intencja Głównego Inspektora Sanitarnego Wojska Polskiego jest jasna. - Rzeczy należy zniszczyć. Po obejrzeniu zdjęć nie wyobrażam sobie innej decyzji - przyznaje w rozmowie z tvn24.pl. A bliscy ofiar chcą, by ktokolwiek zapytał ich o zdanie.
W ubiegłym tygodniu jako pierwsi napisaliśmy o tym, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie zwróciła się do sądu o wydanie zgody na zniszczenia wybranych rzeczy znalezionych na miejscu katastrofy prezydenckiego samolotu. Zdaniem prokuratury "nie mają one żadnego znaczenia dla toczącego się śledztwa". Jak się dowiedzieliśmy, chodzi o 68 worków z rzeczami, a właściwie ich strzępami, które w Rosji oddzielono od ciał ofiar katastrofy (np. części ubrań zabrudzonych krwią, kamizelek kuloodpornych, bielizny).
Sąd uznał, że przesłanki, na które powoływała się prokuratura (a więc m.in. że rzeczy te mogą stanowić "źródło zagrożenia dla bezpieczeństwa powszechnego") nie zachodzą.
Ale oprócz sprawy sądowej, toczy się postępowanie administracyjne. To oznacza, że droga do utylizacji worków z rzeczami ofiar w dalszym ciągu jest otwarta i bardzo realna.
Kręta droga do utylizacji
Sprawą od kilku dni zajmuje się bowiem Główny Inspektor Sanitarny Wojska Polskiego płk Tadeusz Nierebiński. Zgodnie z Kodeksem Postępowania Administracyjnego do połowy przyszłego miesiąca musi wydać decyzję, czy rzeczy - które jakiś czas temu przewieziono do zakładu utylizacyjnego w Rzeszowie - powinno się zniszczyć, czy też nie. Jego opinia jest konieczna po tym, jak do Inspektoratu Wojskowej Służby Zdrowia wpłynęło odwołanie na pierwszą decyzję, wydaną w niższej instancji przez Wojskowego Inspektora Sanitarnego z Wojskowego Ośrodka Medycyny Prewencyjnej w Modlinie.
- 18 maja złożył je Komendant Główny Żandarmerii Wojskowej, bo uznał, że o decyzji (ws. utylizacji-red.) nie zostały poinformowane wszystkie podmioty prawne. W tym przypadku chodziło o rodziny ofiar - tłumaczy płk Nierebiński w rozmowie z tvn24.pl.
Na dzisiaj, po obejrzeniu tych rzeczy na zdjęciach, jako epidemiolog z 20-letnim stażem podtrzymuję decyzję o utylizacji. Innej - ze względów epidemiologicznych - być nie może, bo to są rzeczy straszne. Ja muszę zapewnić bezpieczeństwo człowiekowi, który kiedykolwiek by tego dotknął. płk Tadeusz Nierebiński, Główny Inspektor Sanitarny WP
"To są rzeczy straszne"
Pułkownik zaznacza, że komendant nie kwestionował faktu, że worki - uznane przez inspektora z Modlina za "zakaźne odpady medyczne" - trzeba zutylizować. Nie podważa tego również płk Nierebiński. - To są, powiem najogólniej, rzeczy oddzielone od ciał, zabrudzone materiałem pochodzenia organicznego i nieorganicznego. Jako epidemiolog z 20-letnim stażem podtrzymuję decyzję o utylizacji. Innej - ze względów epidemiologicznych - być nie może, bo to są rzeczy straszne - podkreśla Główny Inspektor Sanitarny WP. - Chcę być jednak odpowiedzialny i przed wydaniem decyzji zapoznać się, także w sensie formalnym, ze wszystkimi faktami - zastrzega. Dziś, jeśli chodzi o dokumenty, którymi dysponuje, zna ich za mało (zapytanie, na piśmie, do Wojskowego Inspektora Sanitarnego z Modlina płk Nierebiński miał skierować jeszcze we wtorek).
Prokuratura czeka. Rodziny też
Płk Nierebiński podkreśla, że jeśli podtrzyma decyzję inspektora z Modlina, strony postępowania będą mogły odwołać się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Na wydanie kolejnej opinii ws. rzeczy ofiar spokojnie czekają wojskowi prokuratorzy. W kwestii samej decyzji o utylizacji ich zdanie się nie zmienia. - Rzeczy te stanowią zagrożenie i powinny zostać zniszczone - komentuje w rozmowie z tvn24.pl rzecznik Naczelnego Prokuratora Wojskowego płk Zbigniew Rzepa.
Rodziny ofiar katastrofy też czekają - na wyjaśnienia. - Nie przesądzają sprawy. Ale to chyba oczywiste, że przed podjęciem decyzji osoby, które reprezentuję, chciałyby się dowiedzieć, a być może także zobaczyć, co zawierają worki z rzeczami ich najbliższych - podkreśla mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik rodzin ofiar, między innymi Lecha i Marii Kaczyńskich, Krzysztofa Putry, Przemysława Gosiewskiego i Aleksandry Natalli-Świat. Rogalski także nie zmienił zdania w sprawie utylizacji rzeczy, o których mowa. - Według mnie jest na to zdecydowanie za wcześnie i jestem zdziwiony, że wojskowi śledczy uważają inaczej - przyznaje.
- Rozumiem związek rodzin z rzeczami znalezionymi przy zmarłych. Sam jestem wnukiem oficera, który w 1940 r. zginął w Katyniu, a z wieloma osobami, które zginęły w katastrofie smoleńskiej, miałem relacje nie tylko służbowe, ale i osobiste - mówi płk Tadeusz Nierebiński. I dodaje: - Muszę jednak zapewnić bezpieczeństwo człowiekowi, który kiedykolwiek by tego dotknął.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24