Poniedziałkowa " Gazeta Wyborcza" napisała, że Mateusz Morawiecki wraz z żoną w 2002 roku kupili 15 hektarów gruntów za 700 tysięcy złotych od Kościoła we Wrocławiu. Rzeczoznawca ocenił, że nieruchomość już w 1999 roku warta była prawie cztery miliony złotych. Dzisiaj - jak napisała "GW" - może to być 70 milionów złotych. Według publikacji Morawiecki nie musiał wpisywać działki do oświadczenia majątkowego, ponieważ dokonał częściowej rozdzielności majątkowej z żoną, Iwoną Morawiecką.
"Jest cała masa dwuznaczności"
Do tej sprawy odniósł się w "Kropce nad i" w TVN24 były premier, a obecnie kandydat Koalicji Europejskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego Włodzimierz Cimoszewicz.
- Przez 30 lat byłem zaangażowany w działalność publiczną, nie pozwoliłem sobie nigdy na kupno czegokolwiek co byłoby własnością komunalną albo państwową. Uważałem, że lepiej takiego czegoś nie robić - stwierdził.
Cimoszewicz przypomniał, że kiedy Morawiecki nabywał ziemię, był radnym w sejmiku dolnośląskim. - Jeżeli podejść do tego z takiego biznesowego punktu widzenia, to niby to jest rozsądne zachowanie, ale zawsze pojawia się problem, czy człowiek wykorzystuje dla korzyści osobistych wiedzę niedostępną dla innych - tak zwaną wiedzę wewnętrzną - stwierdził.
Jak wskazywał, w grze giełdowej wykorzystywanie takiej wiedzy "to jest przestępstwo, uznawane na całym świecie". - W przypadku osoby publicznej taka sytuacja jest dwuznaczna - zwłaszcza w takim przypadku - gdy chodzi o ziemię przekazaną przez urzędników państwowych Kościołowi, natomiast sprzedaną przez Kościół na zaskakująco korzystnych warunkach młodemu człowiekowi - kontynuował.
Cimoszewicz dodał, że warto byłoby, żeby premier Morawiecki powiedział, "jakim cudem dysponował kwotą niezbędną do zakupu tych działek".
- Wedle obecnie obowiązującego prawa, pewnie naruszenia prawa nie było, ale jest cała masa dwuznaczności - ocenił.
Jak tłumaczył, "pan Morawiecki, zgodnie z prawem, sześć lat temu dokonał separacji majątkowej między sobą i żoną (Iwoną Morawiecką - red.)'. Zwrócił uwagę, że w przypadku człowieka, który rozpoczyna działalność publiczną, rodzi to podejrzenia, że nie chce ujawnić części swojego majątku. Stwierdził, że "to wszystko zasługuje na wyjaśnienie".
O projekcie ustawy "Czyste ręce": ta propozycja jest na pewno warta rozpatrzenia
Gość TVN24 pytany był, co sądzi o pomyśle ustawy "Czyste ręce" autorstwa Platformy Obywatelskiej, która zakłada, że współmałżonkowie najważniejszych osób w państwie muszą także składać oświadczenia majątkowe. - Wszelkie uzupełnienia, udoskonalenie przepisów, które czynią życie publiczne bardziej transparentnym, które sygnalizują możliwe konflikty interesów, które zapobiegają korupcji, są wartościowe - ocenił. Dodał, że "ta propozycja jest na pewno warta rozpatrzenia".
- Niewątpliwie trzeba być bardziej rygorystycznym niż przez wiele ostatnich lat, zwłaszcza gdy chodzi o finanse klasy politycznej - stwierdził Cimoszewicz.
Były premier odniósł się także do zapowiedzi prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który we wtorek mówił, że jego partia gotowa jest "w krótkim czasie uchwalić ustawę, na podstawie której ujawnione byłyby majątki współmałżonków polityków oraz członków ich rodzin".
Cimoszewicz ocenił, że ta zapowiedź jest "mało wiarygodna". - To jest po prostu próba kontroli strat, bo wizerunkowo PiS i pan premier Morawiecki na tym tracą - stwierdził.
"Pedofilia w Kościele, czego dowodzi film Sekielskich, była systemowo chroniona"
Cimoszewicz pytany był także o to, czy jego zdaniem potrzebne jest powołanie komisji, która miałaby zbadać problem pedofilii w Kościele. - W pierwszym odruchu powiedziałbym: nie, niech prokuratura czyni swoje. - Ale gdy chodzi o ten gigantyczny już skandal pedofilski dotyczący księży i Kościoła, to prawdopodobnie prokuratura nie jest w stanie sama tego wszystkiego zrobić - dodał.
Odnosząc się do projektu przedstawionego przez fundację "Nie lękajcie się" i stowarzyszenie "Lepszy Gdańsk" ocenił, że ich projekt komisji "brzmi sensownie". - Ta komisja mogłaby mieć dostęp do rozmaitych materiałów, także dokumentów kościelnych, ale sama nie orzekałaby o winie. Co najwyżej powiadamiałaby prokuraturę, ta działałaby dalej, a wymiar sprawiedliwości funkcjonowałby normalnie - zwrócił uwagę.
Były premier skomentował również zapowiedź premiera Morawieckiego, który mówił o powołaniu komisji państwowej "do badania wszystkich przypadków pedofilii". Cimoszewicz ocenił, że tego typu propozycje "brzmią jak ponury dowcip, bo one pomijają fakt, że pedofilia w Kościele ma zupełnie inny wymiar niż pedofilia poza Kościołem". - Bo pedofilia w Kościele, czego dowodzi film Sekielskich ("Tylko nie mów nikomu" - red) była systemowo chroniona - argumentował.
- Byłbym za tym, żeby taka komisja, o której mówi strona społeczna, została powołana i żeby tam znaleźli się ludzie będący uznanymi autorytetami, ale także będący autentycznymi reprezentantami ofiar - stwierdził gość TVN24.
Włodzimierz Cimoszewicz o sytuacji Kościoła wobec problemu pedofilii
"Ziobro dokonuje destrukcji kodeksu karnego"
- Ja mam nadzieję, że w samym Kościele jest już wystarczający wstrząs, żeby znaleźli się tam naprawdę uczciwi ludzie, głęboko wierzący, rozumiejący, że to jest ostatnia okazja do ratowania wizerunku Kościoła. W przeciwnym razie Kościół poniesie gigantyczne straty na skutek odwrócenia się wiernych od instytucjonalnego Kościoła - stwierdził dalej Cimoszewicz.
ZOBACZ CAŁY PROGRAM "KROPKA NAD I" >
Mówiąc o znowelizowanym 16 maja kodeksie karnym, zaostrzającym kary za pedofilię, Cimoszewicz ocenił, że "cała ta nowelizacja to jest skandal, to jest kolejny przykład wykorzystania pewnej okazji. Tutaj wzburzenie pedofilią w Kościele, więc pod pretekstem zaostrzenia kar dla pedofilii zmienia się zasadniczą część kodeksu karnego".
Jak przekonywał, "wszyscy karniści, eksperci, wielkim głosem krzyczą, że to jest okropne, co robią (rządzący - red.). Stwierdził, że (Zbigniew - red.) Ziobro dokonuje destrukcji kodeksu karnego".
"Nikt nie ma możliwości ściągania mienia"
Cimoszewicz odniósł się także do słów premiera Mateusza Morawieckiego, że rząd nie zgadza się na wypłacanie przez Polskę komukolwiek odszkodowań związanych z II wojną światową.
- Nikt nie mówi o żadnych odszkodowaniach. Są nierozwiązane problemy reprywatyzacji generalnie i zwrotu indywidualnego prywatnego mienia osób narodowości żydowskiej będących mieszkańcami czy po prostu obywatelami naszego kraju, ofiar Holokaustu. Nikt, ani Morawiecki, ani Kaczyński, nie odbierze spadkobiercom tych osób prawa do stawania przed sądem i dochodzenia swojej własności, bo prawo własności jest gwarantowane przez konstytucję - powiedział Cimoszewicz.
- Innym problemem jest tak zwana kwestia mienia bezspadkowego, tam gdzie nie ma ludzi, którzy mogą udowodnić swój tytuł do spadkobrania. Otóż takie mienie, i to na podstawie komunistycznego dekretu o nacjonalizacji mienia niemieckiego, stało się własnością państwa polskiego i pozostanie własnością państwa polskiego - podkreślił.
Ocenił, że "czynienie rejwachu wokół rzekomych roszczeń światowych organizacji żydowskich jest kompletnym nieporozumieniem, jest oszukiwaniem ludzi". - Nikt nie ma możliwości ściągania tego mienia, włącznie z najpoważniejszymi światowymi organizacjami żydowskimi - dodał.
Cimoszewicz: nikt nie mówi o żadnych odszkodowaniach
Autor: mjz/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24