Rozpoczął się proces 60-letniego Czesława G. - kierowcy, który w marcu autobusem wjechał w wiadukt w Świdnicy. Oskarżony jest o nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym oraz o narażenie na utratę zdrowia 48 osób. W wypadku rannych zostało ponad 30 dzieci.
Jak powiedziała sędzia Sądu Rejonowego w Świdnicy Małgorzata Skiba, mężczyzna przyznał się do winy i wyraził skruchę. Prokurator zażądał dla niego kary dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat oraz zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych przez pięć lat. - Obrońca oskarżonego wniósł natomiast o wydanie krótszego zakazu prowadzenia pojazdów. Wyrok w tej sprawie wydany zostanie 12 listopada - powiedziała Skiba.
Rannych ponad 30 osób
Do wypadku doszło 27 marca. Kierowca wiózł szkolną wycieczkę jednopiętrowym autokarem. Mężczyzna źle ocenił wysokość wiaduktu i wbił się w jego sklepienie, zrywając dach autobusu niemal do połowy. Rannych zostało ponad 30 pasażerów, w tym siedmioro z nich odniosło poważniejsze obrażenia.
Tuż po wypadku do szpitali trafili nie tylko pasażerowie autobusu, ale i sam kierowca, który przeszedł załamanie nerwowe. Po wyjściu ze szpitala Czesław G. przyznał się do stawianych mu zarzutów. Zawodowe prawo jazdy miał od 18. roku życia. Wcześniej wielokrotnie jeździł takimi autokarami i znał ich gabaryty.
Wiadukt źle oznakowany
Jak wynika z ekspertyzy biegłych - wiadukt był źle oznakowany. Prokuratura ustaliła, że kilkaset metrów przed nim ustawiony był tylko jeden znak informujący, iż obiekt ma 2,9 m wysokości. Biegli orzekli, że zgodnie z obowiązującymi przepisami była to niewystarczająca informacja. - Dodatkowe znaki powinny się znajdować na dwóch poprzedzających wiadukt skrzyżowaniach oraz na samym obiekcie. Obecnie trwa ustalanie osób, które były odpowiedzialne za oznakowanie - mówił wcześniej szef Prokuratury Rejonowej w Świdnicy Marek Rusin.
Śledztwo w tej sprawie świdnicka prokuratura przekazała prokuraturze w Wałbrzychu, aby nie być posądzoną o stronniczość.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt TVN24