- Nam zależy na prawdzie, bez względu na to, jaka ona jest - mówiła Elżbieta Witek w "Faktach po Faktach" o badaniu przyczyn katastrofy smoleńskiej. Szefowa gabinetu politycznego premiera wyraziła nadzieję, że dzięki pracom nowej podkomisji "może uda się coś wyjaśnić". Jej zdaniem prawdy nie zawiera natomiast raport Millera.
W czwartek szef MON Antoni Macierewicz ma podpisać rozporządzenie, które pozwoli wznowić badanie przyczyn katastrofy smoleńskiej. Na czele podkomisji przy Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP) ma stanąć dr inż. Wacław Berczyński, konstruktor związany do tej pory z zespołem parlamentarnym ds. wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, pracującym pod przewodnictwem Macierewicza.
Wcześniej katastrofę smoleńską badała w latach w latach 2010-11 KBWLLP pod kierownictwem Jerzego Millera. Ustalenia jej ekspertów od początku były dyskredytowane przez polityków PiS.
Szefowa gabinetu politycznego premiera Elżbieta Witek podkreśliła w środę, że od katastrofy minęło niemal sześć lat, a "do dnia dzisiejszego nie znamy prawdy".
Raportowi Millera zarzuciła "szereg nieprawidłowości". - Wskazywaliśmy na to. Również rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej, a przynajmniej ich część, zwracała uwagę na to, że to śledztwo nie posuwa się wcale do przodu. Sam jego początek, oddanie go w ręce Rosjan, już mówiło o tym, że państwo polskie jakoś chce się odciąć od wyjaśnienia tej katastrofy - oceniła.
Stwierdziła, że rządy innych państw - np. Holandii czy Rosji - po podobnych tragediach zareagowały natychmiast i "przystąpiły do walki o wyjaśnienie, dlaczego zginęli ich obywatele".
- W naszym przypadku zginęła głowa państwa, właściwie kawałek polskiego państwa na obcym terytorium. Zginął polski prezydent, jego małżonka i 94 bardzo ważne osoby dla polskiego państwa. I sześć lat mija, a my wciąż nie wiemy, jakie były przyczyny tej katastrofy - powiedziała.
"Nam zależy na prawdzie"
Witek wyraziła nadzieję, że ustalenia nowej komisji pomogą w wyjaśnieniu sprawy. Na pytanie, czy ewentualne konkluzje unieważnią raport Millera, odpowiedziała, że "wszystko zależy od tego, jaki będzie efekt finalny".
- Nam nie zależy na tym, aby wynik działania tej komisji był taki, jak my sobie życzymy. Chcielibyśmy, aby to było solidne wyjaśnienie przyczyn katastrofy. Nam zależy na prawdzie, bez względu na to, jaka ta prawda jest - zapewniła.
Zapytana o to, czy po nowej komisji można się spodziewać wniosków podobnych do tych zawartych w ostatnim raporcie przygotowanym przez zespół parlamentarny ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej, w którym jest mowa o "serii eksplozji", Witek zaapelowała, by poczekać na wyniki prac.
- Ta komisja się jeszcze nie ukonstytuowała, nie zaczęła prowadzić prac. Proponowałbym, żebyśmy zaczekali na finał jej prac. Może coś uda się wyjaśnić, może uda się część prawdy odkryć - powiedziała.
Podkreśliła, że "jako laika" nie przekonują jej dotychczasowe ustalenia ws. przyczyn katastrofy.
- Zderzenie takiego potężnego samolotu z gałęzią brzozy, która miałaby doprowadzić do takiego uszkodzenia, wydaje się mało prawdopodobne - stwierdziła.
Zapytana, czy uważa, że doszło do zamachu, Witek podkreśliła, że "czeka na to, że w końcu poznamy prawdę". - Chciałabym znać prawdę, ponieważ na pokładzie tego samolotu zginęli moi przyjaciele. Chciałabym wiedzieć, dlaczego tak się stało - zaznaczyła.
- To nie jest kwestia wiary. Ja chciałabym mieć dowody, które powiedzą, jak było naprawdę - dodała.
Jak stwierdziła, "raport Millera nie zawiera prawdy". - Wskazywaliśmy wielokrotnie, że on się opierał właściwie na raporcie Anodiny (Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego - red.), niewiele wnosił - oceniła.
- Mija sześć lat i w dalszym ciągu toczy się postępowanie (prokuratury wojskowej - red.). Jeśli się toczy, to znaczy, że nie wszystko zostało wyjaśnione. Gdyby tak było, to mielibyśmy wrak i czarne skrzynki. Prokuratura ma ogromne zadanie do wykonania, bo to ona powinna stwierdzić, jak od początku do końca wyglądało przygotowanie tej wizyty, sam przebieg i tragiczny finał - powiedziała Witek.
"500 zł to nie rozdawnictwo, ale inwestycja"
Witek mówiła również o programie "Rodzina 500 plus". W środę wiele emocji wzbudziły słowa rzeczniczki klubu parlamentarnego PiS Beaty Mazurek, która poradziła samotnym matkom, których dochody przekraczają 800 złotych na osobę, by "spróbowały ustabilizować swoją sytuację rodzinną i mieć więcej dzieci, by mogły się na to świadczenie załapać".
- Widzę, że wielu szuka teraz wad tej ustawy. Niewielu patrzy natomiast na jej pozytywy - oceniła Witek. - Pewnie ten program nie jest doskonały, to prawda. To pierwszy taki program, który w sposób systemowy chce podejść do wsparcia polskiej rodziny - podkreśliła.
Odnosząc się do wypowiedzi Mazurek, stwierdziła, że jej partyjna koleżanka "na pewno nie miała nic złego na myśli".
- My traktujemy samotną matkę jak rodzinę. Matka i dziecko to jest rodzina i jak każda inna rodzina tej ustawie będzie podlegała - dodała.
Zapewniła też, że rządząca ekipa będzie się przyglądała, jak funkcjonuje program i jakie przyniesie skutki. Zaznaczyła, że rządowi zależy na tym, by zachęcić Polaków do posiadania więcej niż jednego dziecka. Jak tłumaczyła, program "Rodzina 500 plus" to dopiero pierwszy krok.
- Na pewno samo 500 złotych nie wystarczy. Żeby wesprzeć rodzinę, potrzebna jest praca, mieszkanie i pewnie inne jeszcze rozwiązania wokół rodziny, które będziemy się starali wprowadzać - zapewniła Witek. Podkreśliła też, że nie jest to rozdawnictwo, ale inwestycja.
Autor: kg//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24