- Sąd Najwyższy postawił się ponad konstytucją, postawił się ponad obowiązującym w Polsce porządkiem prawnym - stwierdził w "Tak jest" w TVN24 wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł. Wicemarszałek Sejmu i była sędzia Barbara Dolniak oceniła, że to prezydent postawił się ponad prawem, odmawiając przestrzegania postanowienia Sądu Najwyższego.
Sąd Najwyższy poinformował w czwartek, że kieruje do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) pięć pytań prejudycjalnych oraz zawiesza stosowanie przepisów ustawy o Sądzie Najwyższym określających zasady przechodzenia sędziów SN w stan spoczynku. Decyzję tę podjął w związku z rozpatrywaną w czwartek sprawą, która dotyczyła odwołania od decyzji ZUS o ustalenie obowiązku ubezpieczenia.
"Sędziowie Sądu Najwyższego mają w nosie tych ludzi"
Wiceszef resortu sprawiedliwości Marcin Warchoł powiedział w programie "Tak jest" w TVN24, że najbardziej mu żal ludzi, których sprawa była rozpatrywana w czwartek przez Sąd Najwyższy. - Sąd Najwyższy nie dość, że tej sprawy nie rozstrzygnął. Odwrócił się do nich plecami i zapytał Trybunału w Luksemburgu, (...) przedłużył rozpoznanie ich własnej sprawy i zadał pytanie niezwiązane zupełnie ze sprawą, w której ci ludzie do sądu się zwrócili - ocenił.
Jego zdaniem, SN nie miał prawa zadać tych pytań prejudycjalnych Trybunałowi Sprawiedliwości, bo nie miały one znaczenia dla praw i interesów osób, których to postępowanie dotyczy. - Sędziowie Sądu Najwyższego mają w nosie te strony, mają w nosie tych ludzi, którzy poprosili o rozstrzygnięcie. Chronią swoje interesy, chronią swój wiek emerytalny - przekonywał Warchoł.
Dolniak: działanie w interesie tych ludzi
Nie zgodziła się z nim Barbara Dolniak, która zwróciła uwagę, że było to działanie właśnie "w interesie strony". Do składu orzekającego czwartkowej rozprawy zostali bowiem wyznaczeni dwaj sędziowie, którzy ukończyli 65 lat. Wiek ten z mocy ustawy przyjętej ostatnio głosami PiS wymaga uzyskania zgody prezydenta RP na dalsze zajmowanie stanowiska, a w przypadku jej braku powoduje przejście sędziego w stan spoczynku.
Dolniak podkreśliła, że jeśli pod orzeczeniem podpisałyby się dwie osoby, które nie są sędziami, to byłoby ono nieważne. Dodała, że przepisy nie precyzują, czy sędziowie czekający na decyzję prezydenta nadal są sędziami czy też sędziami w stanie spoczynku.
Podkreśliła, że Sąd Najwyższy, od którego orzeczeń nie ma środka odwoławczego, miał obowiązek zadać pytanie TSUE wtedy, kiedy zachodzi obawa niezgodności prawa krajowego z prawem Unii Europejskiej.
"Ani Krajowa Rada Sądownictwa, ani pan prezydent"
Warchoł przekonywał, że SN nie miał prawa zawiesić stosowania trzech przepisów dotyczących przechodzenia sędziów w stan spoczynku. Argumentował, że środek ten może zostać użyty, gdy wnoszą o to strony lub gdy postępowanie toczy się z urzędu, co - jak przekonywał - w tym przypadku nie miało miejsca.
Stwierdził, że nie można instrumentem cywilno-prawnym (procedurą zabezpieczenia) zawiesić innej ustawy. - To jest nieprawdopodobne - ocenił. - (Nie można - red.) instrumentem cywilno-prawnym kreować sytuacji prawnej organów konstytucyjnych państwa, wpływać na ustrój państwa i tamować kompetencji takich organów, jak Krajowa Rada Sądownictwa, jak pan prezydent. To jest absolutnie zachowanie, które prowadzi do anarchii niestety, prowadzi do erozji prawa - ocenił.
I dodał: - Sąd Najwyższy postawił się ponad konstytucją, postawił się ponad obowiązującym w Polsce porządkiem prawnym, ustanowił nowy, jakiś kompletnie archaiczny, system prawa, nieznany naszemu ustawodawstwu.
Warchoł ocenił, że "cały szereg przepisów Kodeksu postępowania cywilnego (...) i przepisów konstytucji został złamany" i gdyby inne organy państwa stosowały się do postanowienia Sądu Najwyższego, to łamałyby prawo. - Pan prezydent nie może się do niego zastosować po prostu. Ani Krajowa Rada Sądownictwa, ani pan prezydent - oświadczył.
Dolniak "nie rozumie"
Barbara Dolniak przypomniała, że Sąd Najwyższy "zawsze dokonywał wykładni prawa, wytyczał pewną linię orzeczniczą".
Stwierdziła, że "nie rozumie wypowiedzi ministra" Warchoła. Argumentowała, że "pan prezydent postawił się w roli sądu odwoławczego, bo zadecydował, czy sąd zastosował przepisy, czy zastosował prawidłowo, i wydał decyzję. Bo powiedział, że (...) on nie będzie przestrzegał decyzji podjętej przez Sąd Najwyższy, nie będzie respektował działań Sądu Najwyższego". - To jest niedopuszczalne w państwie prawa - oceniła.
Potwierdziła, że ze słów prezydenta wynika, że stawia się on ponad prawem. Oświadczyła, że prezydent powinien poczekać na odpowiedź z TSUE.
- Przedstawiciel władzy wykonawczej nie może ingerować we władzę sądowniczą. To jest niemożliwe w trójpodziale władzy. I przedstawiciel władzy wykonawczej, najważniejsza osoba w państwie, nie może mówić, że nie będzie respektować decyzji Sądu Najwyższego - powiedziała.
Autor: pk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24