Podważa opinię biegłego. Przekonuje: nie mogłem jechać chodnikiem z prędkością 28 km/h. Do śmiertelnego potrącenia pieszej się przyznaje, ale zastrzega: wcale nie uciekałem. - Jak przyjechało pogotowie, to byłem w takim szoku, że po prostu odjechałem – mówi przed sądem.
Odpowiada z wolnej stopy, mógł więc zrobić "eksperyment". Na kierownicy swojego roweru górskiego zamontował telefon, uruchomił odpowiednią aplikację i ruszył. Żeby było wiarygodniej, pedałował na stojąco, jak wtedy, 7 września 2018 roku, kiedy śmiertelnie potrącił idącą chodnikiem kobietę. Chciał zobaczyć, jak szybko rozpędzi się do prędkości, jaką wskazał w swojej opinii biegły sądowy.
- Kiedy przeprowadzałem doświadczenie, prędkość 28 km/h, którą zarzuca mi biegły, osiągnąłem po 75 metrach. To niemożliwe, żebym wtedy, przejeżdżając jakieś 25 metrów, tak się rozpędził – przekonywał w środę przed sądem mężczyzna oskarżony o śmiertelne potrącenie pieszej.
I zastrzegał: - Nie uciekałem. Jak przyjechało pogotowie, to byłem w takim szoku, że po prostu odjechałem. Jest mi przykro, że tak się stało. Przez to w Warszawie boję się przebywać w gronie dużej liczby ludzi. Straciłem zaufanie do pieszych. Jeżdżę z prędkością 5 km/h.
W środę przed Sądem Rejonowym dla Pragi-Południe ponownie ruszył proces rowerzysty, który usłyszał zarzut śmiertelnego potrącenia pieszej i ucieczki z miejsca zdarzenia. Mężczyźnie grozi dwanaście lat więzienia.
Dlaczego prokurator musiała kolejny raz odczytać akt oskarżenia? Jak do wyliczeń oskarżonego odniósł się przesłuchiwany biegły? I jak to jest, że Rafał K. zapewnia, iż chciał pomóc, a świadkowie przekonują: "Krzyczał, że ta głupia baba wpakowała mu się pod rower"?
Od początku
Na ławie oskarżonych 46-letni Rafał K. zasiadł już w listopadzie 2019 roku. Wtedy odbyła się jedna rozprawa, przesłuchano kilku bezpośrednich świadków zdarzenia. Kolejne wyznaczone terminy były kilkukrotnie odraczane – ostatnio przez koronawirusa. Dlatego w środę sędzia Aneta Kaproń-Rosik zdecydowała, że proces zacznie się od początku. Prokurator Urszula Błaszak ponownie odczytała akt oskarżenia.
Śledczy zarzucają Rafałowi K., że 7 września 2018 roku, jadąc rowerem, śmiertelnie potrącił pieszą idącą chodnikiem. Później uciekł.
Co się wydarzyło?
Rafał K. jechał do pracy na Gocław. Miał tam rozwozić ulotki. Na przystanku przy Muzeum Narodowym wsiadł do autobusu 507, jadącego w kierunku Saskiej Kępy. Świadkowie, którzy jechali tym samym pojazdem, opisywali oskarżonego przed sądem: pobudzony, wyglądał, jakby był pod wpływem narkotyków albo alkoholu.
Zeznające kobiety oraz oskarżony wysiedli na rondzie Waszyngtona. Rafał K. wsiadł na rower i ruszył chodnikiem, bo - jak mówi - w tym miejscu na jezdni jest bardzo duży ruch.
Wersja oskarżonego: - Tam było trochę ludzi czekających na autobus, ominąłem ich, zacząłem jechać w kierunku ulicy Francuskiej, jechałem cały czas po chodniku. W pewnym momencie zauważyłem panią z wózkiem zakupowym wychodzącą z przejścia podziemnego. Zauważyłem ją z odległości dziesięciu metrów, myślałem, że zdołam ją ominąć. Chyba mnie widziała, zrobiła dwa kroki do przodu i skręciła jakby na mój pas ruchu. Najpierw szła prosto, a później obróciła się. Zacząłem hamować, ale nie zdążyłem wyhamować. Uderzyłem w nią. Upadła, ja również. Wstałem i poszedłem do tej pani. Chciałem pomóc.
Z ustaleń prokuratury: 62-letnia kobieta upadła na chodnik. Uderzyła głową o beton. Buty zsunęły jej się ze stóp. Podbiegło do niej kilka osób, w tym trzy kobiety, które wcześniej jechały z oskarżonym autobusem. W tym czasie Rafał K. zdejmował z kobiety swój rower. Piesza miała otwarte oczy, ale nie było z nią kontaktu. Po policzkach ciekły jej łzy.
Świadek Natalia: - Jedna z nas wezwała pomoc. Powiedziałyśmy oskarżonemu, żeby odszedł, żeby nie przeszkadzał. Bo ten wykrzykiwał do pieszej: "stara babo, jak ty chodzisz!". Miałam wrażenie, że wręcz był zły na tę kobietę. Nie kwapił się do udzielania pomocy.
62-latka zmarła kilka dni później w szpitalu.
Biegły: rowerzysta jechał prawie 30 km/h
W sprawie powołano biegłego do spraw rekonstrukcji wypadków. Ten ocenił jazdę rowerzysty jako "brawurową". Wskazał też, że oskarżony - choć nie powinien - poruszał się chodnikiem. W zachowaniu pieszej nie stwierdził nieprawidłowości.
Biegły Jerzy Kula, autor opinii, w środę przed sądem powiedział: - Podtrzymuję w całości opinię i wnioski w niej zawarte. Prędkość wyliczyłem na podstawie nagrań monitoringu miejskiego i zdjęcia lotniczego.
Kamery, które zarejestrowały moment zdarzenia, zamontowane były na budynku na ulicy Francuskiej.
- Prędkość, z jaką rowerzysta przejechał przed zderzeniem na odcinku czternastu metrów, wynosiła około 29,3 km/h. Na obu filmach załączonych w aktach sprawy wyraźnie widać, że piesza wyszła z przejścia podziemnego i skierowała się w lewo w kierunku ulicy Francuskiej, przeszła około dwa metry. Na nagraniach nie widać, żeby wykonała jakikolwiek manewr, żeby zamierzała zmienić tempo przechodzenia, ustępując pierwszeństwo przejazdu rowerzyście – argumentował swoją tezę biegły.
- Sposób jazdy rowerzysty przedstawiony na drugim z filmów określam jako bardzo dynamiczny. Oskarżony częściowo pedałował, stojąc. Taki sposób jazdy jest wtedy, kiedy zamierzamy rozwinąć większą prędkość i przyspieszać – dodał.
Teorie spisowe
Obrońca oskarżonego Maciej Bąk przywołał na rozprawie szkic wykonany przez policjantów. Funkcjonariusze sporządzili go po rozpytaniu świadków po wypadku. Z rysunku wynikało, że piesza zmieniła kierunek. Mecenas przekonywał, że biegły - analizując jedynie nagrania - dokonał "wyboru dowodu".
- Nie dokonałem wyboru dowodu. Policjanci nie byli na miejscu zdarzenia, nie byli świadkami. Nie chcę używać ostrych słów, ale tylko w przypadku kiedy wierzymy w teorie spiskowe, można nie wierzyć w dokładność i rzetelność nagrań z monitoringu – odpowiedział mecenasowi biegły.
A z nich - jak przekonywał - wynikało, że piesza nie wykonała gwałtownego ruchu, szła w jednym kierunku.
Ruch na chodniku bez znaczenia
Padły kolejne pytania obrony do biegłego. Tym razem o ruch na jezdni oraz chodniku.
- Natężenie ruchu kołowego zmieniało się w zależności od sygnalizacji świetlnej i liczby autobusów zatrzymujących się na przystanku, ale chciałbym zaznaczyć, że zarówno ruch na jezdni, jak i natężenie ruchu na chodniku nie miało wpływu na wybór techniki jazdy rowerzysty poruszającego się po chodniku – mówił Kula.
I przypomniał, że nawet w miejscach, gdzie rowerzyści mogą korzystać z chodnika, obowiązują zasady. - Rowerzysta zobowiązany jest do poruszania się z prędkością określaną jako "wolną", około 6 km/h, i zobowiązany jest ustępować pierwszeństwa wszystkim pieszym, którzy się na tym chodniku znajdują – mówił Jerzy Kula.
"Doświadczenie" oskarżonego
Rafał K. przekonywał sąd, że nie jechał szybko. - Podobno jechałem z prędkością 20 kilometrów na godzinę. To niemożliwie – ocenił.
Przeprowadziłem eksperyment za pomocą komórki. - Z ciekawości chciałem sprawdzić, jak długi odcinek drogi muszę pokonać rowerem, żeby osiągnąć tę prędkość. Zrobiłem to, korzystając z aplikacji w telefonie. Skończyłem moje doświadczenie w momencie, jak osiągnąłem prędkość 28 km/h, na prostym odcinku drogi przejechałem 75 metrów. Mniejsza prędkość, którą się poruszałem, wynikała z tego, że byli tam ludzie – przekonywał.
- Czy przeprowadzając eksperyment jechał pan na stojąco czy siedząco? – pytała sędzia.
- Przeważnie jeżdżę na stojąco – odpowiedział oskarżony.
- A dlaczego? – dopytywała.
- Tak jest łatwiej, jeżeli jest się obciążonym, łatwiej pedałować – mówił Rafał K. i przypomniał, że w plecaku miał ulotki.
Ale świadkowie zdarzenia opisywali, że było inaczej.
Świadek Marzena: - Jechał bardzo szybko, na stojąco.
Świadek Martyna: - Nie wiem, jak on jej nie zauważył. Nie hamował. Może gdyby to zrobił, nie byłoby tak źle.
Biegły: - Rozpędzenie się na odcinku 75 metrów do prędkości 30 km/h nie jest żadnym wyczynem. Potrzebne są bardzo niewielkie siły na pedały, żeby uzyskać taką prędkość. Poza tym tutaj nie są potrzebne żadne doświadczenia, dlatego że nagranie z monitoringu w sposób jednoznaczny pokazują prędkości oraz warunki, w jakich przemieszczał się rowerzysta.
- Czy to, że kobieta spacerowała z wózkiem zakupowym, mogło mieć wpływ na zdarzenie? – pytała sędzia Aneta Kaproń-Rosik.
- Tylko taki, że mogła się poruszać z mniejszą prędkością. Prędkość pieszej również została określona na podstawie nagrania monitoringu – odpowiedział biegły.
Jego zdaniem "wnioski są jednoznaczne" – rowerzysta jechał za szybko i nie powinno być go na chodniku. - Szukanie innych czynników, które wpłynęłyby na przebieg tego znaczenia, jest moim zdanie bezpodstawne – dopowiedział ekspert.
- A czy oskarżony miał możliwość uniknięcia zdarzenia? – padło kolejne pytanie od sędzi.
- Miał możliwość, o ile odpowiednio wcześnie zacząłby hamować – stwierdził Jerzy Kula.
- O ile wcześniej? – rzuciła kolejne pytanie sędzia.
- Przy prędkości 29 km/h droga zatrzymania roweru wynosiłaby około piętnastu, szesnastu metrów. Rowerzysta zatrzymałby się przed torem ruchu pieszej. Nie byłoby potrzebne wyhamowanie do zera, piesza zdążyłaby przejść przed torem ruchu roweru – wyliczył biegły.
Uciekł z miejsca zdarzenia
Rafał K. przyznaje się do potrącenia pieszej, jednak zaprzecza, jakoby uciekł z miejsca zdarzenia.
Oskarżony: - Nie wiedziałem, co mam robić. Nie było kontaktu z leżącą kobietą. Jakieś panie podbiegły do mnie i mnie odepchnęły. Jakiś pan powiedział do mnie: "stój grzecznie i się nie odzywaj". Jak przyjechało pogotowie, to byłem w takim szoku, że pojechałem stamtąd. Nikt za mną nie biegł. Odjechałem. Jakiś czas kręciłem się po mieście, rozwiozłem ulotki, odebrałem pieniądze od pracodawcy i pojechałem do domu. Nie miałem pomysłu, jak się dowiedzieć o stanie tej pani. W poniedziałek dowiedziałem się, że szuka mnie policja, zostałem zatrzymany.
Wersje świadków: "Z całych sił rzuciłam się w pościg. Wybiegli też ludzie z restauracji", "Ludzie zaczęli krzyczeć, żeby został, oskarżony przyspieszył".
Kolejni świadkowie będą przesłuchiwani w lipcu.
Opiekowała się ojcem
Barbara nie miała dzieci ani męża. Opiekowała się schorowanym ojcem.
Na sądowym korytarzu usłyszeliśmy od jej brata, że jego siostra szła najpewniej po bułki do swojej ulubionej piekarni, a później miała iść do schorowanego taty. Nie dotarła. Ojciec zmarł dwa miesiące po śmierci córki, a dwa miesiące wcześniej jej mama.
Rafałowi K. grozi do 12 lat więzienia.
Autorka/Autor: Klaudia Ziółkowska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl