Najpierw dziesiątki osób wypatrują, czy na Kanale Piaseczyńskim nie pojawiła się samica z młodymi. W tym roku udało się przeprawić przez Wisłostradę dwie takie rodziny i na tym raczej się nie skończy. - To możliwe dzięki współpracy przynajmniej stu osób: służb, urzędników i mieszkańców - podkreśla Piotr Zakrzewski z Zarządu Zieleni. To pospolite ruszenie na odsiecz nurogęsiom.
- Każdego dnia samice nurogęsi z młodymi maszerują z Łazienek Królewskich do Wisły. Wędrówki te często kończą się dla nich śmiercią na ulicy - alarmowała pięć lat temu w liście do naszej redakcji jedna z czytelniczek. Dziś rzadkie ptaki już nie giną, dzięki grupce zdeterminowanych ornitologów - amatorów, którzy przełamali niedasizm i w akcję zaangażowali nie tylko miejskich urzędników, ale też służby mundurowe, które na ich sygnał pędzą na pomoc.
Nurogęsi idą, kierowcy stoją
Poniedziałek, godzina 12. Czerniakowska na wysokości stadionu Legii. Trzy pasy w każdą stronę. Nagle na drogę wychodzi policjant w odblaskowej kamizelce i niczym pan lub pani stopek przed szkołą, zatrzymuje kierowców. Sześć pasów Wisłostrady staje, a na jezdnię wchodzi mama nurogęś z jedenastką młodych. Szybko pokonują trasę i bezpiecznie docierają na drugą stronę ruchliwej arterii. Co dalej? Prawdopodobnie na brzegu Portu Czerniakowskiego młode wskoczyły na matkę, która "podwiozła" je na prawy brzeg Wisły. Dwudniowe maluchy nie dałyby rady przepłynąć rzeki samodzielnie.
We wtorek wyglądało to podobnie, tyle że stadko było mniejsze - służby przeprawiły przez drogę mamę z ośmioma kaczątkami.
Jak mówią ekolodzy, nurogęsi w mieście to bardzo rzadki widok, a w centrum miasta wręcz ewenement. Bo to ptaki dzikie i chronione - w Polsce jest ich około pięciu tysięcy. Zwykle gniazdują w okolicach jezior, stawów, trzcinowisk, w stolicy upodobały sobie Wisłę. Tam żyją na co dzień. Ale jaja składają wczesną wiosną w starych drzewach rosnących w Parku Łazienkowskim. Młode wykluwają się miesiąc później. I tu zaczyna się najtrudniejsza część - samica musi przeprowadzić je z powrotem z parku do rzeki.
Podróż zaczyna się stylowo - przy Pałacu na Wodzie. Rodzina elegancko i niespiesznie płynie do Kanału Piaseczyńskiego. Ten kończy się jednak ślepo, a rodzina musi pokonać Wisłostradę, by dostać się do Portu Czerniakowskiego.
Ruszają na zielonym
Obserwatorzy nie wiedzą, gdzie dokładnie znajdują się gniazda, więc muszą wyłapać moment, kiedy rodzina wypłynie na parkowe wody. Od tego momentu do przejścia przez Wisłostradę zwykle mija kilka, kilkanaście godzin, choć zdarzają się wyjątki. W tym roku pierwsza nurogęś pokonała tę drogę błyskawicznie - po godzinie 11 Piotr Zakrzewski z Zarządu Zieleni zauważył ją na Kanale Piaseczyńskim, a godzinę później była już po drugiej stronie Czerniakowskiej. Kiedyś zdarzyła się jednak taka, która na kanale spędziła 10 dni. Inna ruszyła dopiero, jak woda w Wiśle opadła. Skąd wiedziała, że jest wysoka? Nie wiadomo. Zagadką jest również to, skąd ptaki wiedzą, jak w ogóle dostać się do Wisły.
Ale mądrości nie odmówią im ani miłośnicy dzikiego ptactwa, ani służby eskortujące nurogęsi na Wisłostradzie. - To są bardzo mądre istoty, bo prawdopodobnie słyszą po odgłosach aut, że jest czerwone światło i wtedy momentalnie wychodzą z Kanału Piaseczyńskiego, żeby przeprowadzić kaczątka przez ulice - opowiadała "Faktom" w TVN policjantka, która drugi rok z rzędu bierze udział w akcji.
- Nurogęsi nie przekraczają ulicy w prostej linii, najkrótszą drogą do Wisły, tylko - jak wynika z wieloletnich obserwacji - zmierzają do skrzyżowania Czerniakowskiej z Łazienkowską, gdzie znajduje się przejście dla pieszych. Tam co jakiś czas są pauzy w ruchu i to są te momenty, kiedy samica może samodzielnie przekroczyć ulice, nie ryzykując zderzenia - mówił również "Faktom" Łukasz Puławski, ekolog z Zarządu Zieleni.
Ula i Aśka robią raban
Zaangażowanie policjantów w akcję to niewątpliwy sukces, który w tym przypadku ma wiele matek. Najważniejsze są trzy z nich - bez ich zaangażowania nie byłoby kaczego konwoju z udziałem urzędników i służb. To Urszula Frydrych, Joanna Balon i Hanna Żelichowska z Ostoi Ptaków. Połączyła je wspólna pasja do fotografowania ptaków oraz miłość do przyrody. Pomagają warszawskim nurogęsiom od 2009 roku.
Ale przełomowy był 2016. - Zarząd Oczyszczania Miasta [wtedy nie istniał jeszcze Zarząd Zieleni – red.] miał taki zwyczaj, że na wiosnę czyścił Kanał Piaseczyński praktycznie do zera. A 2016 to był taki rok, w którym na początku kwietnia nagle, nieoczekiwanie przypłynęły tam ptaki: mandarynka, krzyżówka i nurogęś. Wszystkie ze swoimi dziećmi. I te ptaki utknęły w tym szlamie, dzieci się potopiły. To była straszna tragedia. Ula i Aśka zrobiły potworny raban i ZOM napuścił trochę wody - opowiada nam Hanna Żelichowska.
Trzy kobiety zaczęły zasypywać miasto pismami, prosząc, żeby urzędnicy zwrócili w końcu uwagę na nurogęsi. Wskazywały między innymi, że prace ZOM-u naruszały przepisy, bo na początku kwietnia nie powinny się tam w ogóle toczyć (według Ustawy o ochronie przyrody i Rozporządzeniu o ochronie gatunkowej zwierząt, od 1 marca do października trwa okres lęgowy ptaków). Żądały też, aby obniżyć poziom wody w kanale, bo jeśli jest jej mniej, to nurogęsi nie muszą wychodzić na jezdnię, tylko przepływają Myśliwiecką rurą pod mostem.
Miasto zareagowało rok później, kiedy powstał Zarząd Zieleni. A Ula, Aśka i Hania znowu zaczęły słać pisma. - Mieliśmy też kontakt z panem Leszkiem Rutą, dyrektorem Zarządu Transportu Miejskiego i dzięki niemu udało się zrobić akcję promocyjną o nurogęsiach w autobusach i na przystankach. W ogóle w tym 2017 się zadziało. Zarząd Dróg Miejskich zrobił przepusty w murkach przy Myśliwieckiej, przez które młode mogły swobodnie przechodzić po wyjściu z wody, a potem Zarząd Zieleni podjął pierwsze próby opuszczania poziomu wody w kanale. Pojawiły się też znaki drogowe "dzikie kaczki" na Myśliwieckiej i Czerniakowskiej oraz kamienna tablica na Myśliwieckiej z informacjami o nurogęsiach - wylicza Żelichowska.
Tadziu zawsze na posterunku
Choć nigdy nie wyznaczały dyżurów, ktoś zawsze był przy kanale i w porę dawał znać pani Hani. Najczęściej był to Tadeusz Jaworski. - Tadziu mieszkał w tej okolicy i choć też miał swoje obowiązki, rodzinę, to zawsze był do dyspozycji, kiedy coś działo się z nurogęsią. To był najważniejszy człowiek "na kanale" w latach 2017 - 2020. Pamiętam taką scenę: przyjeżdżam raz na miejsce, a tam wszyscy siedzą na brzegu z kanapkami, napojami, jak na pikniku. Pytam: co robicie? A oni: czekamy aż nurogęś wyjdzie. Ale przychodziła godzina 17 - 18 i musieli wracać do domu, a Tadziu zawsze zostawał. On ostatni kładł się spać z informacją, że nurogęś odpoczywa w tym i w tym miejscu i pewnie rano będzie chciała przejść przez ulice - wspomina nasza rozmówczyni. - To był taki dobry duch Kanału Piaseczyńskiego. Zawsze obecny, pomocny i chętny do współpracy - dodaje.
W tym roku nurogęsi muszą sobie już jednak poradzić bez niego. Pan Tadeusz zmarł dwa tygodnie temu. Miał 83 lata.
Glusman wyznacza specgrupę
W 2017 roku Zarząd Zieleni nie włączał się jeszcze w te działania, ale urzędnicy mieli już świadomość, że istnieje zdeterminowana grupa miłośników nurogęsi, która nie odpuści. Kiedy coś się działo, Hanna dzwoniła do Piotra Zakrzewskiego z Zarządu Zieleni, a on uruchamiał służby.
Choć nie zawsze się udawało. - Przyszedł rok 2020, dla nas bardzo bolesny. W połowie kwietnia Tadziu wypatrzył pierwszą nurogęś. Czuwał jak zwykle, choć wtedy nie wolno było wychodzić z domu przez pandemię. Na miejsce pojechała Ula, pojawiła się policja i straż miejska. Ale oni nie mieli pojęcia, jak obchodzić się z kaczą rodziną, zaczęli je naganiać. Samica się spłoszyła i odleciała, młode wpadły w popłoch. I na oczach Tadzia i Uli auta rozjechały dziewięć kaczątek. Byli zdruzgotani. Zebrali z ulicy szczątki i pochowali w pudełku – opowiada Hanna.
Miarka się przebrała. - Ula napisała list do dyrektorki Zarządu Zieleni Justyny Glusman z wielkim wyrzutem. Argumentowała, że to miasto jest od tego, żeby pilnować nurogęsi i chronić przyrodę. Zrobiła taki raban, że kilka dni później Glusman wyznaczyła wśród swoich pracowników specjalną grupę osób, z którymi mieliśmy się kontaktować, kiedy tylko zauważymy ptaki. Przeszkoliliśmy te osoby, jak mają postępować z nurogęsiami, jak się zachowywać i gdzie je przeprowadzać; że nie wolno podchodzić bliżej niż cztery metry i trzeba bacznie obserwować - opisuje Żelichowska.
Zarząd przejmuje ptaki
Maszyna zaczęła działać sprawnie. Urzędnicy i policjanci do końca tamtego sezonu lęgowego przeprawili przez ulice jeszcze trzy rodziny - w sumie trzy matki i 24 kaczątka. Można więc powiedzieć, że dziewięć rozjechanych kaczek uratowało kolejne pokolenia. Również te urodzone w tym roku, bo przez jezdnię przeszły już dwie samice z 20 młodymi. I prawdopodobnie to nie koniec. - Nie wiemy, ile dokładnie par lęgowych mieszka w Warszawie, ale w sezonie zwykle pojawia się około pięciu samic z młodymi. Okres lęgowy trwa mniej więcej miesiąc: od połowy kwietnia do połowy maja - precyzuje Żelichowska.
W tym roku trzy matki całej operacji nie uczestniczą już jednak w eskorcie ptaków. - Trochę jeszcze to koordynuję, bo na Facebooku "Ostoi Ptaków" dostaję sygnały od mieszkańców o nurogęsiach, ale Piotrek Zakrzewski sam sobie świetnie radzi. To on wypatrzył te dwie samice. Zarząd Zieleni przejął nurogęsi i to w pozytywnym sensie, my się bardzo z tego cieszymy. Warszawa może być dumna, że w centrum miasta lęgną się te rzadkie ptaki i że miasto tak dba o te małe fragmenciki przyrody - podkreśla nasza rozmówczyni.
- To wszystko udaje się dzięki współpracy przynajmniej 100 osób. Mowa tutaj zarówno o pracownikach Zarządu Zieleni, policji, straży miejskiej oraz wszystkich mieszkańcach, którzy obserwują na Facebooku "Ostoję Ptaków" i sami przekazują informacje na temat nurogęsi nam albo pani Hani. Wiele osób przychodzi nad Kanał Piaseczyński tylko po to, żeby sprawdzić, czy nie ma ptaków na kanale. Bez nich wszystkich ta akcja by się nie udała - podkreśla sam Zakrzewski.
Niewykluczone, że operację trzeba będzie rozszerzyć. Nurogęsi zamieszkały też na Kępie Potockiej. Samicę z trzynastką młodych udało się uchwycić naszemu reporterowi Mateuszowi Szmelterowi. Wygląda więc na to, że w Warszawie powstaje drugie miejsce lęgowe. Jeśli te nurogęsi też będą chciały dostać się do Wisły, czeka je przeprawa przez najruchliwsze miejsce Wisłostrady. Ale ich przyjaciele z kręgów ekologicznych, urzędów i drogówki mają już wszystko przećwiczone.
Autorka/Autor: Marcela Pęciak
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Zarząd Zieleni, K. Koper