W trakcie ostrzału wioski Nangar Khel w okolicy był przeciwnik. Przynajmniej zdaniem Amerykanów. Chor. Stanisław J., świadek w procesie polskich żołnierzy zeznał, że amerykański oficer pokazał mu m.in. zapis rozmowy Afgańczyków, z których miało wynikać, że są uzbrojeni i mogą stanowić zagrożenie.
Chorąży Stanisław J. tego dnia pełnił służbę w centrum dowodzenia (ang. Tactical Operations Center) w bazie Wazi Chwa. Zeznał, że jeden z oskarżonych ppor. Łukasz Bywalec meldował mu, że polscy żołnierze zostali ostrzelani przez dwóch napastników, którzy następnie uciekli.
Amerykanie prowadzili w Afganistanie nasłuch przestrzeni radiowej m.in. w rejonie Nangar Khel. Informację o tym, że w momencie ostrzału w okolicy wioski ukrywało się kilku przeciwników, świadek otrzymał od amerykańskiego kapitana już po ostrzale. Dodał, że na dokumentach, które pokazał mu kapitan, były współrzędne miejsc, w których te osoby się znajdowały. Był też przetłumaczony na język angielski zapis ich rozmów, z których miało wynikać, że są uzbrojeni i mogą stanowić zagrożenie.
Pozostali świadkowie: talibów nie było
Większość świadków, którzy złożyli już zeznania przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie, mówiła, że 16 sierpnia 2007 roku w rejonie wioski nie było bezpośredniego zagrożenia ze strony talibów.
Stanisław J. sprecyzował, że te informacje zostały mu przekazane na jednym z cyklicznych spotkań, podczas których omawiano sprawy związane z tzw. rozpoznaniem. Pytany, kto jeszcze był na tym spotkaniu, odparł: - Mógł być ktoś z SKW (Służba Kontrwywiadu Wojskowego - red.). Ocenił też, że po wydarzeniach w Nangar Kgel stosunki między kpt. Olgierdem C. a dowódcami 1 plutonu szturmowego z przyjacielskich zmieniły się na chłodne i służbowe. - Nie słyszałem jednak, aby próbowali oni obciążać C. za to, co się stało - zaznaczył.
"Którą wioskę mamy wymazać z mapy?"
Inny świadek, ppor. Maciej N. zeznał, że gdy tylko zobaczył, jak pociski trafiają między zabudowania, zameldował o tym do centrum dowodzenia w bazie. - Usłyszałem wtedy pytanie, "którą wioskę mamy wymazać z mapy?" - powiedział. Jak dodał, żołnierze z plutonu szturmowego mówili, że dostali takie rozkazy "z góry". - Kapitan C. powiedział potem, że miał żal do nich, że nadinterpretowali jego słowa. Był zdenerwowany i rozdygotany. Powiedział, że nie sprecyzował postawionego im zadania i mogli je inaczej zrozumieć. Mówił, że mają zrobić porządek - mówił przed sądem świadek.
- Nie wydałem komendy do ostrzelania wioski - odparł oskarżony C., Odnosząc się do słów świadka o rozkazach "z góry", powiedział: - Tak tłumaczyli się naziści w Norymberdze.
Żołnierze przed sądem
Na ławie oskarżonych zasiada siedmiu wojskowych: kpt. Olgierd C. (jako jedyny nie zgadza się na podawanie danych), ppor. Łukasz Bywalec, chor. Andrzej Osiecki, plut. Tomasz Borysiewicz i trzech starszych szeregowych: Damian Ligocki, Jacek Janik i Robert Boksa. Sześciu podsądnych jest oskarżonych o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi kara dożywotniego więzienia; siódmego oskarżono o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi od 5 do 15 lat pozbawienia wolności i - w wyjątkowych przypadkach - kara 25 lat więzienia.
Wskutek ostrzału wioski przez polskich żołnierzy na miejscu zginęło sześć osób - dwie kobiety i mężczyzna (pan młody przygotowujący się do uroczystości weselnej) oraz troje dzieci (w tym dwoje w wieku od trzech do pięciu lat). Trzy osoby, w tym kobieta w zaawansowanej ciąży, zostały ciężko ranne.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24