- Zamknij mordę ty spasiona świnio - takimi słowami miał zwrócić się do jednego z petentów pracownik wydziału finansowego urzędu miejskiego w Słupsku. Poszło o wezwania do zapłaty za niewykupione bilety w strefie parkowania w Słupsku. Urząd przeprasza, a poszkodowany zapowiada: - Nie zostawię tej sprawy. Zdarzenie opisuje poniedziałkowy "Głos Pomorza".
Mężczyzna jakiś czas temu dostał z urzędu wezwanie do zapłaty zaległości w wysokości 500 zł. Gdy odebrał wiadomość, sprawę postanowił wyjaśnić osobiście w urzędzie. – Chciałem się tylko dowiedzieć kiedy i gdzie wystawiono mi te wszystkie wezwania do zapłaty, bo nie miałem pojęcia, że przez lata aż tyle się tego nazbierało. Liczyłem na to, że urzędnicy jeszcze raz wszystko sprawdzą, a ja się upewnię, że nie doszło do pomyłki - przekonuje mężczyzna.
I przyznaje, że był zdenerwowany całą sprawą, ale nie nikogo nie wyzywał i nie obrażał. Tym bardziej zaskoczyła go reakcja urzędnika.
Wybuchowa reakcja
Jak pisze gazeta, w pierwszej chwili wszystko wydawało się zmierzać do szczęśliwego końca. Po paru próbach mężczyzna uzyskał pomoc jednej z urzędniczek, wyjaśnił sprawę i chciał wychodzić z urzędu. Jednak w tym momencie do "akcji" wkroczył" pracownik z sąsiedniego pokoju.
– Od razu do mnie podszedł, zaczął krzyczeć i rzucać wyzwiskami. Szczególnie utkwiło mi w pamięci, jak powiedział do mnie "Zamknij mordę ty spasiona świnio". Też mu się odgryzłem paroma ciętymi słowami. Nie dałem mu się jednak sprowokować do żadnych rękoczynów, a jestem pewien, że do tego zmierzał - wspomina mężczyzna.
I dodaje, że "nie lubi donosić na innych, ale tego nie odpuści". - W tym kraju brakuje normalności, a wielu urzędników jest do wymiany. Takie rzeczy trzeba napiętnować, to może jest jeszcze szansa, że coś się w tym kraju w końcu zmieni - podkreśla.
Był incydent
Choć dyrektor wydziału finansowego słupskiego ratusza przyznaje, że w urzędzie doszło do incydentu, to zaznacza, że nie był jego świadkiem i nie wie, co dokładnie się stało. – Rozmawiałem najpierw z petentem, a potem z naszym urzędnikiem. Mogę tylko powiedzieć, że przeprowadziłem z naszym pracownikiem rozmowę dyscyplinującą, a z tego spotkania sporządzono notatkę – tłumaczy Tomasz Franciszkiewicz.
I dodaje, że z jego informacji wynika, że petent "był dość nerwowy i mówił podniesionym głosem". - Nie zmienia to jednak faktu, że jest on naszym klientem i należy mu się odpowiednie traktowanie. Z kolei urzędnik nie może dać się ponieść emocjom. Niestety, w tym przypadku emocje wzięły górę - powiedział Franciszkiewicz.
Jego zdaniem wszystko zostało już z poszkodowanym petentem wyjaśnione. - Rozstaliśmy się w zgodzie, nie miał już żadnych uwag - podkreśla dyrektor. O konsekwencjach w stosunku do urzędnika nie chciał się wypowiedzieć.
Źródło: "Głos Pomorza"
Źródło zdjęcia głównego: słupsk.pl/Michał Słupczewski