Wydarzeniem politycznym tygodnia w Niemczech były wybory parlamentarne, a w Polsce 50. urodziny Roberta Mazurka. I to jest jeszcze jeden dowód na to, że nasze kraje znacznie się od siebie różnią. O niemieckich wyborach rozpisywała się prasa światowa, a urodziny Mazurka zostały perfidnie przemilczane. Skupiły uwagę tylko polskich mediów, co z kolei świadczy o tym, jak mało świat wie, co jest naprawdę ważne w naszym kraju i jak wiele jeszcze roboty ma przed sobą Fundacja Dobrego Imienia.
W Polsce urodziny Mazurka także przeszłyby bez echa, gdyby nie dziennik "Fakt". Temat, na szczęście, podjął także tygodnik "Sieci", znany dotąd przede wszystkim z tropienia oszustw Tuska i demaskowania wspólnych intryg Brukseli i Angeli Merkel wymierzonych w nasz kraj.
Wojciech Biedroń w wyżej wspomnianym tygodniku "Sieci" ogłosił analizę zatytułowaną "Urodziny, które wstrząsnęły polską polityką". Według Biedronia "mogą mieć one o wiele większe konsekwencje, niż się niejednemu analitykowi wydaje". Ale Biedroń na tym nie kończy. Biedroń zadaje pytania domagające się uczciwej odpowiedzi: "Komu były/urodziny/na rękę? Kto zyskał, a kto stracił?" Chodzi oczywiście o urodziny Mazurka. Ja na pewno straciłem, bo mnie Mazurek nie zaprosił, a przecież mógł, bo kiedyś robił nawet ze mną wywiad. Ten wywiad nigdy się nie ukazał, myślę, że może na szczęście, bo nie miałem nic ciekawego do powiedzenia. Specjalnie na temat, który Mazurka interesował najbardziej, czyli żebym zdemaskował Passenta.
Jesteśmy z felietonistą "Polityki" z tego samego pokolenia, znamy się dobrze, w pewnych momentach życia nasze wybory radykalnie się różniły, ale co było, to było i nie wydawało mi się, że warto do tego wracać.
Wokół nas tyle pasjonujących rzeczy się w naszym kraju i naszym regionie dzieje, a to pandemia, a to uchodźcy, premierem po nudnej Beacie Szydło zostaje Mateusz Morawiecki. I ten nasz premier właściwie codziennie ma nam coś niespotykanego do powiedzenia. No więc sami Państwo rozumieją, że rozmowa się nie kleiła. Ale do Mazurka nie mam pretensji, pretensje mogę mieć tylko do siebie, o to, że nie spełniłem oczekiwań młodszego kolegi, wszechstronnie uzdolnionego.
Na szczęście w tym samym numerze "Sieci", w którym katastrofista Biedroń przewiduje, że te urodziny wstrząsną polską polityką, ten sam temat, tylko z innej strony, podjął Jan Maria Rokita.
Rokita napisał bardzo słuszne zdanie: "żądanie wzajemnej izolacji zarówno w gmachu Sejmu jak i gdziekolwiek poza nim ludzi walczących ze sobą nawzajem uderza w samo serce parlamentaryzmu" i dalej: "demokracja może żyć tylko wtedy, jeśli całe życie publiczne toczy się w dwóch koniecznych wymiarach: oficjalnego konfliktu i nieoficjalnej rozmowy. Bez tej rozmowy demokracja umiera". Rokita ma świętą rację: demokracja bez rozmowy umiera, ale jak tu rozmawiać, kiedy w powietrzu latają obelgi.
Prezes oskarża politycznych rywali o zamordowanie brata, nazywa zdradzieckimi mordami, a niżsi rangą funkcjonariusze wyzywają ich od złodziei. Święte słowa Rokity o potrzebie rozmowy brzmią w tej sytuacji mocno niewystarczająco, zwłaszcza kiedy czarnym charakterem jego rozważań jest wyłącznie Tusk. Rozumiem, że Rokita może kryć na dnie serca niechęć do byłego premiera, bo ten wykołował go w wewnątrzpartyjnej rozgrywce, ale uczciwie należy powiedzieć, że wkład prezesa w psucie obyczajów politycznych w Polsce mocno przewyższa na tym polu osiągnięcia Tuska.
Przenikliwe oko byłego "premiera z Krakowa" traci też ostrość widzenia, kiedy przychodzi do oceny demokracji amerykańskiej. Trump potrafił zepsuć w ciągu jednej kadencji więcej, niż innym się udało w ciągu kilku. W Kongresie Stanów Zjednoczonych był na przykład taki zwyczaj, że podczas sesji, na której prezydent wygłaszał orędzie o stanie państwa, republikanie i demokraci siadali obok siebie bez przestrzegania partyjnego porządku. Czasów Trumpa ten zwyczaj nie przetrwał. W opisie budzących oburzenie urodzin Mazurka wyczytałem natomiast, że na tej uroczystości wszystko było po bożemu, jak na wiejskim weselu. Baby osobno, chłopy osobno. Nikt się z nikim nie mieszał przy stolikach, towarzystwo dobierało się według klucza partyjnego. Podobno tylko jeden Budka nigdzie się nie przysiadł i chodził skwaszony. Czyli zamiar cywilizowania naszych polityków powiódł się tylko częściowo. Nie jestem wszelako aż takim rygorystą, by zakazywać udziału w takich spotkaniach. Podejrzewam jednak, że frekwencję zapewniła nie tyle potrzeba wymiany poglądów, gotowość do dyskusji. Raczej zdecydowała pozycja jubilata i próżność gości.
Obawa, że więcej nie zaprosi. I to nie na urodziny, które zdarzają się raz na rok. Nie zaprosi do programu, który w Radiu RMF jest codziennie.
Źródło: tvn24.pl
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24