Uczeń był bliski zawału - lekarz uznał, że symuluje

Miał zawał - lekarz nie zauważył
Miał zawał - lekarz nie zauważył
Źródło: TVN24

17-letni Bartek poczuł się źle podczas lekcji - nie mógł złapać oddechu, stracił czucie w nogach, upadł. Kiedy do szkoły przyjechała karetka, anestezjolog orzekł, że chłopak histeryzuje z powodu zawodu miłosnego. Wychowawca Bartka sam postanowił zawieźć go do szpitala. Na szczęście...

Po przyjeździe do szpitala lekarze orzekli, że chłopak ma stan przedzawałowy. Być może wychowawca, który zachował zimną krew i po odjeździe karetki sam postanowił zawieźć Bartka do szpitala, uratował mu życie.

Jeszcze szkole się dostało, bo lekarz powiedział, że wzywamy karetkę "do bólu zęba" Grzegorz Podsiadło, wychowawca

Przełożeni lekarza, który jako pierwszy - jeszcze w szkole - badał 17-latka twierdzą, że zachował się prawidłowo. Jaka była teza pana doktora kiedy zobaczył półprzytomnego nastolatka? Symulant, który miga się od szkoły.

"Lekarz mówił mi, że jestem idiotą"

- Ledwo mówiłem, ale powiedziałem, że gorzej poczułem się po WF-ie. Jak lekarz z karetki to usłyszał zaczął na mnie krzyczeć, że jestem symulantem, że udaję, że jestem idiotą - opowiada Bartek.

To wychowca (na zdj.) musiał własnym samochodem zawieźć Bartka do szpitala
To wychowca (na zdj.) musiał własnym samochodem zawieźć Bartka do szpitala
Źródło: TVN24

Lekarz dał chłopakowi relanium i kazał odwieźć go do domu. Sam wsiadł do karetki i odjechał. Kiedy Bartek doznał drugiego ataku nauczyciele postanowili, że nie ma na co dłużej czekać. Wychowawca, Grzegorz Podsiadło, wsadził go do własnego samochodu i zamiast do rodziców zawiózł poszkodowanego prosto na izbę przyjęć.

- Zdziwiła nas diagnoza doktora Majewskiego (lekarz z karetki), że Bartek symuluje bo boi się lekcji. Jeszcze szkole się troszkę dostało, bo powiedział, że wzywamy karetkę "do bólu zęba" - relacjonuje nauczyciel.

Nie odpuszczą

- Teraz jak zadzwonię po karetkę, to będę pytać, czy jest pan Majewski. Jeżeli tak, to poproszę tylko sanitariuszy Katarzyna Zdeb, mama Bartka

Rodzice Bartka deklarują, że lekarzowi, który jako pierwszy badał ich syna nie odpuszczą. Już złożyli skargę na doktora Majewskiego do dyrekcji pogotowia i do wojewody. Chcą też, żeby sprawą zajęła się prokuratura.

- Duszności, ból w klatce piersiowej, ciśnienie, odrętwienie nóg i lekarz mówi, że nie ma potrzeby wzywać karetki? To pytam: Do czego mamy wzywać karetki? Jak będzie już zawał, wylew, czy już zgon? - pyta retorycznie Katarzyna Zdeb, matka Bartka. I dodaje: - Teraz jak zadzwonię po karetkę, to będę pytać, czy jest pan Majewski. Jeżeli tak, to poproszę tylko sanitariuszy...

Źródło: tvn24

Czytaj także: