"Nazywam się Larisa, pochodzę z Czeczenii, mieszkam już w Polsce cztery lata. Grozi mi deportacja, bardzo chciałabym zostać w Polsce". To historia kobiety, która uciekła z Czeczenii przed wojną i zemstą. I eksperci nie mają wątpliwości, że powrót byłby dla niej niebezpieczny. Innego zdania są jednak urzędnicy, którzy żadnego zagrożenia nie widzą, nie widzą więc powodu by przyznać jej status uchodźcy. Materiał programu "Czarno na białym".
Larisa dobrze zna uczucie strachu. Aż za dobrze. Ale do strachu nie można się przyzwyczaić.
- (W czasie pierwszej wojny czeczeńskiej - red.) przesiadywaliśmy w piwnicach, dużo rzeczy widziałam jak były czystki, bombardowania, ja siedziałam w piwnicy, a nasz dom bombardowały samoloty. Nasz dom został zniszczony całkowicie. No, wtedy dużo widziałam - mówi Larisa.
I wojna czeczeńska
Na początku lat 90-tych roku Czeczenia wbrew Rosji próbuje wybić się na niepodległość. Wybucha I wojna czeczeńska. Larisa wraz z bliskimi ucieka z Groznego do sąsiedniego Dagestanu. Po kilku latach poniewierki wraca do domu, gdy w rodzinnym kraju, choć wciąż podporządkowanym Moskwie, robi się spokojniej.
- Ukończyłam czeczeński college medyczny, pracowałam w laboratorium w diagnostyce, potem jako pielęgniarka położna, uczyłam się, pracowałam, karmiłam swoją rodzinę - opowiada.
Larisa, mimo złych wspomnień stara się normalnie żyć. Zaczyna wierzyć, że jej los się odmieni. W jej życiu pojawia się też ktoś nowy.
- On był tak zawzięty, że nocował w samochodzie pod moim domem codziennie. Potem przysłał ludzi z zapytaniem, zgodnie z tradycją. Mój brat mnie spytał czy chcę wyjść za niego, a ja się zgodziłam - mówi o mężu.
Szczęście szybko zmieniło się w piekło. Mąż Larisy zaledwie dwa tygodnie po ślubie po prostu zniknął. - Raz udało mi się do niego dodzwonić. On tylko powiedział, że musi wyjechać do Rosji. I zmienił numer - dodaje.
Mąż był salafitą
Okazało się, że jej świeżo poślubiony mąż jest salafitą i dołączył do zbrojnych ugrupowań radykalnych islamistów ukrywających się w górach Kaukazu.
- W Czeczenii salafizm jest zabroniony, niezależnie od tego czy są to pokojowi salafici, czy wręcz przeciwnie - Wojciech Górecki, ekspert zajmujący się Kaukazem, tłumaczy dlaczego dla Larisy ucieczka jej męża oznaczała początek poważnych kłopotów.
- (Ramzan - red.) Kadyrow stosuje taką mało humanitarną metodę odpowiedzialności zbiorowej. Uważa, że rodzina odpowiada za członków rodziny lub ród za członków rodu i osoby, które pozostały w Czeczenii, a których krewni walczą nazwijmy to "po ciemnej stronie mocy", również są nachodzeni, prześladowani - wyjaśnia Górecki.
- Przez ten krótki czas w ogóle nie wyłączałam światła, tak się bałam, że ktoś przyjdzie. Oni ciągle mówili, trzeba przeszukać wszystkie mieszkania - mówi Larisa.
W 2013 roku Grozny pod rządami Ramzana Kadyrowa był stosunkowo spokojnym miastem. Ale nie dla Larisy, która nękana przez bezpiekę postanowiła uciec do Europy.
Ucieczka do Warszawy
Po długiej tułaczce Larisa przyjeżdża do Warszawy. Potem trafia do fundacji "Ocalenie", która pomaga cudzoziemcom w Polsce. Larisa szybko się aklimatyzuje, chce pracować. Kończy kurs opiekunki środowiskowej. Chodzi na lekcje języka polskiego, gdzie zaprzyjaźnia się z Agnieszką, która w ramach wolontariatu uczy cudzoziemców.
- W całym swoim wyobrażeniu tego, jak może zachowywać się osoba, która tyle przeszła, która wróciła z wojny, byłam bardzo zaskoczona tym jak ona sobie żartuje. Jest bardzo ciepła, jest wesoła, nawet jak mówi o rzeczach trudnych, przełamuje się, pojawia się uśmiech. Jest osobą błyskotliwą, inteligentną, dobrze się z nią rozmawia, dobrze się z nią spędza czas. Jest fajna - opowiada przyjaciółka Larisy, Agnieszka Jelonek-Lisowska.
Walka o nadanie statusu uchodźcy
Zaczyna się walka o nadanie Larisie statusu uchodźcy. Urząd do Spraw Cudzoziemców trzykrotnie odmawia jej prawa pobytu w Polsce.
"Brak jest podstaw do twierdzenia, że po powrocie do Rosji wnioskująca zostanie zatrzymana i w konsekwencji będzie poddawana torturom, nieludzkiemu czy poniżającemu traktowaniu albo karaniu" - tak brzmi fragment decyzji szefa Urzędu do Spraw Cudzoziemców z dnia 07 listopada 2013 roku.
Pracownicy fundacji zajmujący się tą sprawą odwoływali się od decyzji urzędu do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Bezskutecznie.
- Sąd doszedł do wniosku, że jednak ta decyzja odmawiająca wszczęcia kolejnego postępowania uchodźczego jest zgodna z prawem - mówi Joanne Kube z Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie.
Podczas kiedy Larisa przebywa w Polsce, służby bezpieczeństwa obecnych władz w Czeczenii nadal nachodzą jej rodzinę. Los jej męża, który uciekł walczyć po stronie islamskich radykałów do tej pory jest nieznany.
Zespół stresu pourazowego
Nawet jeśli represje wobec Larisy skończą się tylko na przesłuchaniach, to i tak powrót do rodzinnego kraju jest dla niej śmiertelnie niebezpieczny. W 2014 roku, już w Polsce, stwierdzono u niej zespół stresu pourazowego.
- Nie można leczyć zespołu potraumatycznego, jeżeli ta osoba ma stale lęk przed tym, że ta trauma może się znowu wydarzyć - wyjaśnia profesor Katarzyna Prot-Klinger, psychiatra z Akademii Pedagogiki Specjalnej.
- Najważniejszy jest strach przed strachem. Bo jeśli ktoś czuje się cały czas zagrożony, wraca do domu, wysiada dwa piętra niżej i nasłuchuje, czy nikt nie czeka, bo można wrócić do piekła, to jest drugi strach i nie wiem, który z nich jest ważniejszy - komentuje przyjaciółka Larisy.
Petycja
W internecie pojawiła się petycja o przyznanie Larisie prawa do pobytu humanitarnego. Deklarację podpisało już prawie siedem tysięcy internautów. Ale ostateczna decyzję ma podjąć wkrótce Komendant Główny Straży Granicznej.
- Po prostu chciałabym spokojnie żyć. I nikogo się nie bać - mówi Larisa.
Autor: KB/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24