Wrócili do tradycji odlewania olbrzymich świec. Wszystko zaczęło się od potopu szwedzkiego i "konia trojańskiego"

Odlano cztery święcie o długości około 4,6 metra
W Tyszowcach odbyły się warsztaty odlewania słynnych ponad czterometrowych świec (materiał z 12.08.2022)
Źródło: Marcin Grabiec

W Tyszowcach (Lubelskie) od wieków kultywowana jest tradycja odlewania ponad czterometrowych świec, które zapalane są w kościele podczas ważnych uroczystości. W jednej z tyszowieckich stodół odbyły się trzydniowe warsztaty, podczas których można było poznać tajniki tego rękodzieła. Jego korzenie sięgają czasów potopu szwedzkiego i legendy związanej z przekazaniem przez Szwedów świec, które okazały się swego rodzaju "koniem trojańskim". 

- Wszystko zaczęło się od tego, że działający w ramach naszego stowarzyszenia Jan Dudziński, Piotr Skórzyński i Bartłomiej Mac wyszli z inicjatywą zawiązania nieformalnej grupy, która powróciłaby do tradycji odlewania słynnych tyszowieckich świec. Czyli świec, które mają ponad cztery metry – mówi Konrad Jóźwik, skarbnik Stowarzyszenia Rozwoju Ziemi Tyszowieckiej.

Tradycja wywodzi się z czasów potopu szwedzkiego i konfederacji tyszowieckiej, którą 29 grudnia 1655 roku zawiązali w Tyszowcach hetman wielki koronny Stanisław "Rewera" Potocki i hetman polny koronny Stanisław Lanckoroński. Celem była walka ze Szwedami.

Odlano cztery święcie o długości około 4,6 metra
Odlano cztery święcie o długości około 4,6 metra
Źródło: Marcin Grabiec

Ofiarowali zwycięzcom dwanaście świec wypełnionych prochem

- Pod Tyszowcami doszło w tym okresie do potyczki między konfederatami a siłami szwedzkimi. Na mojej posesji znaleziono swego czasu szwedzkie pociski, które są pamiątką po tym wydarzeniu. Polacy wygrali tę bitwę, lecz - jak głosi legenda - nie wybili doszczętnie nieprzyjaciół. Za to Szwedzi w podzięce mieli ofiarować zwycięzcom dwanaście dużych świec, które miały być zapalone podczas mszy dziękczynnej w kościele – mówi Jan Dudziński.

Knoty zostały przymocowane do belki w stodole. Pod nimi ustawiono miski i wiadra
Knoty zostały przymocowane do belki w stodole. Pod nimi ustawiono miski i wiadra
Źródło: Konrad Jóźwik

Okazało się jednak, że świece były swego rodzaju "koniem trojańskim". Wewnątrz był bowiem proch.

- O tym społeczność dowiedziała się podobno od pięknej mieszkanki Tyszowiec, w której zakochał się jeden ze Szwedów i zdradził tajemnicę. Inna wersja mówi, że świecie nie zostały zapalone, bo księdzu przyśniła się Matka Boska i go ostrzegła. Tak czy owak szwedzkie świece zostały zniszczone, a od tego czasu w Tyszowcach zaczęła być kultywowana tradycja odlewania dużych świec i zapalania ich w kościele podczas ważnych uroczystości – zaznacza Jan Dudziński.

Ostatni raz świece były odlewane 11 lat temu

Dodaje, że tradycja trwa z przerwami do dzisiaj. – Była dość długa przerwa od końca lat 50. ubiegłego wieku do 1983 roku. Byłem w grupie osób, które wtedy wznowiły tę tradycję. Ostatni raz świece były odlewane 11 lat temu. Do tej pory korzystaliśmy z odlanych wtedy świec. Teraz postanowiliśmy wrócić do tradycji odlewniczej i przekazać naszą wiedzę nowym pokoleniom – opowiada nasz rozmówca.

Tyszowce 2
Żeby świeca była kształtna, knot musi być równomiernie obracany, a wosk polewany w odpowiednich odcinkach czasu
Źródło: Konrad Jóźwik

W połowie lipca w jednej z tyszowieckich stodół odbyły się trzydniowe warsztaty. Powstały cztery świece o długości około 4,6 metra każda.

Wokół knota tworzą się swego rodzaju słoje

Zaczęło się od tego, że postawiono rusztowania, a do belki na dachu stodoły zostały przymocowane cztery knoty z nici bawełnianej, pod którymi postawiono wiadra i miski. Na knoty wylewany był wosk pszczeli.

- Żeby świeca była kształtna, knot musi być równomiernie obracany, a wosk polewany w odpowiednich odcinkach czasu. Dzięki temu wokół knota tworzą się swego rodzaju słoje, tak jak przyrosty widoczne na przekroju drzewa. Te słoje doskonale widać, gdy rozłupie się świecę – mówi Konrad Jóźwik.

Wokół knota tworzą się swego rodzaju słoje z wosku. Dokonale je widać, gdy rozłupie się świecę
Wokół knota tworzą się swego rodzaju słoje z wosku. Dokonale je widać, gdy rozłupie się świecę
Źródło: Konrad Jóźwik

Zaznacza, że podczas odlewania świec musi być odpowiednia pogoda. Bo gdyby był akurat upał, wosk nie zastygałby na knocie, lecz spływał do misek i wiader.

Przez warsztaty przewinęło się około 70 osób

- Warsztaty miały charakter otwarty. Cześć osób przyszła popatrzeć, część chciała nauczyć się odlewać. Szacuję, że przez te trzy dni przewinęło się tu około 70 osób w różnym wieku, z czego 28 brało aktywny udział przy odlewaniu – podkreśla Jóźwik.

Czytaj też: Powstała, by chronić miasto, ale wyrabiano też w niej świece

Warsztaty zostały zorganizowane w ramach projektu "Kultywowanie lokalnej tradycji – ocalić od zapomnienia – Tyszowieckie świece". Stowarzyszenia Rozwoju Ziemi Tyszowieckiej pozyskało 5,8 tys. zł na zakup wosku z Funduszu Inicjatyw Obywatelskich "Aktywna Lubelszczyzna".

Będą zapalone podczas uroczystości ku czci świętego Leonarda

Świece trafiły już do kościoła św. Leonarda w Tyszowcach. Do ich powstania zużyto około 130 kilogramów wosku. Każda z nich waży prawie 30 kilogramów i ma około 19 centymetrów średnicy.

- Świece będę jeszcze udekorowane ozdobnymi wstążkami. Zostaną uroczyście poświęcone i zapalone 6 listopada, podczas uroczystości odpustowych ku czci świętego Leonarda – mówi ks. Piotr Kawecki, proboszcz kościoła św. Leonarda w Tyszowcach.

TVN24 HD
Dowiedz się więcej:

TVN24 HD

Czytaj także: