Od grudnia 2016 roku, gdy Julia Przyłębska zajęła stanowisko prezesa Trybunału Konstytucyjnego, tylko redakcja "Czarno na białym" 15 razy zwracała się do TK z prośbą o udzielenie informacji. Dziś dla mediów niezwiązanych z władzą Trybunał Konstytucyjny to twierdza nie do zdobycia. Twierdza, która pod władzą prezes Przyłębskiej pobiła niechlubny rekord, wydając najmniej orzeczeń od 18 lat. Materiał magazynu "Czarno na białym" TVN24.
Bardzo często odpowiedzi na dziennikarskie zapytania nie było. Gdy się pojawiały, miały na celu opóźnienie pracy reporterów.
"(…) Odpowiedź na Pana wniosek zostanie udzielona w ustawowym terminie do dwóch miesięcy od wpłynięcia wniosku" - taką na przykład odpowiedź nadesłał Trybunał Konstytucyjny, choć spoczywa na nim - jak na każdym innym urzędzie - obowiązek udzielenia informacji.
Prezes Julia Przyłębska stosuje podobną taktykę - na przykład w przypadku zaproszeń do programów. Jej występ w "Kropce nad i" w TVN24 nie był możliwy - jak poinformowało biuro prasowe Trybunału Konstytucyjnego - "z powodu zaplanowanych na najbliższe dni zobowiązań służbowych".
Warszawa-Berlin
Dworzec Centralny, pociąg ekspresowy Warszawa-Berlin. Właśnie tym połączeniem sędzia Przyłębska regularnie jeździ z pracy do domu. Tak było kilka dni przed świętami wielkanocnymi, w środę 28 marca, tuż przed godziną 13. I tak jak poprzednio prezes nie chciała odpowiadać na pytania reporterów "Czarno na białym" dotyczące funkcjonowania TK.
Ale pytań - już do Trybunału - było więcej. Ile dni w tym roku jego szefowa spędziła na urlopie? Czy wykorzystała zaległe dni z zeszłego roku, do czego zmuszała innych sędziów, wybranych przez poprzedni Sejm? Redakcja "Czarno na białym" do teraz odpowiedzi nie otrzymała.
Dla części mediów Trybunał Konstytucyjny jest niedostępny. Mimo że stojąca na jego czele Przyłębska została ostatnio - w obecności elity władzy - nagrodzona mianem "Człowieka Wolności". Choć, jak wyliczył portal OKO.press, od objęcia stanowiska 33 razy wystąpiła w przychylnych sobie mediach, to zwołała tylko jedną konferencję prasową.
- Pani prezes zabroniła organizować konferencji prasowych w środku - tłumaczył rok temu Stanisław Biernat, dziś były już wiceprezes Trybunału Konstytucyjnego.
Posiedzenia Trybunału są odwoływane, a dziennikarze mają mocno ograniczony dostęp do informacji o pracach sędziów. Wyroków nie można nawet transmitować. Można oglądać je w internecie. Z kamer przemysłowych, w słabej jakości.
Na doroczne podsumowanie prac Trybunału - w lutym ubiegłego roku - media niezależne nie zostały wpuszczone. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji - na pytanie redakcji "Czarno na białym", dlaczego - odpowiedziała, że "szczególne poważne powody powinny zostać przytoczone dla zastosowania środka ograniczającego dostęp prasy do informacji, które opinia publiczna powinna otrzymywać".
KRRiT wysłała zapytanie do Trybunału Konstytucyjnego. Do dzisiaj nie otrzymała odpowiedzi. W ten sposób jeden organ konstytucyjny został zignorowany przez inny, który rocznie kosztuje podatników ponad 31 milionów złotych. To największy budżet w historii Trybunału. Jak obiecywał PiS po objęciu władzy, miało być taniej, ale mimo to lepiej i szybciej.
Rewolucja rozpoczęła się w grudniu 2015 roku. - Chcemy doprowadzić do tego, aby Trybunał zaczął funkcjonować, żeby zaczął pracować - mówiła Beata Mazurek, która w styczniu tego roku została wicemarszałkiem Sejmu. - To jest szalenie ważne, żeby sędziowie Trybunału Konstytucyjnego zajęli się tym, do czego zostali powołani, a więc do rozpoznawania spraw - dodawał poseł PiS Stanisław Piotrowicz.
Głos zabrał również prezydent. - Chciałbym, i to jest najważniejsze, aby Trybunał zabrał się do dynamicznej pracy. Bardzo proszę, aby to orzekanie odbywało się w sposób sprawny.
"Paraliż"
Blisko półtora roku po objęciu stanowiska przez Przyłębską Trybunał właśnie pobił niechlubny rekord. W 2017 roku wydał najmniej orzeczeń od 18 lat.
Redakcja "Czarno na białym" TVN24, analizując statystyki, jakie w swoim raporcie zebrała Fundacja Batorego, wybrała dwie najbardziej wymowne wartości - wyroki Trybunału i wnioski o zbadanie zgodności z konstytucją do niego kierowane. Liczba wyroków spadła ze 173 w 2015 roku do 88 dwa lata później.
W 2015 roku spraw skierowanych do Trybunału było 623. W 2017 - 282.
Jerzy Stępień, prezes TK w latach 2006-2008, określił to mianem "paraliżu". Andrzej Rzepliński, również były prezes TK, nazwał "empirycznym świadectwem choroby Trybunału".
Mniej jest zwłaszcza pytań z sądów powszechnych.
- W sytuacji, kiedy sędziowie nie mają pewności, czy Trybunał Konstytucyjny jest dobrze osadzony w realiach naszego konstytucjonalizmu, to wcale im się nie dziwię, że z takimi pytaniami do Trybunału nie występują - tłumaczył Stępień.
Te same krytyczne wobec Trybunału wnioski płyną z kolejnej analizy, tym razem przygotowanej przez Helsińską Fundację Praw Człowieka.
Prezes Przyłębska skrytykowała tę analizę. "Jest nierzetelna, dlatego wnioski z niej płynące nie mają pokrycia w faktach. Wyniki pracy Trybunału Konstytucyjnego w 2017 roku są bowiem nawet lepsze niż w latach ubiegłych" - mówiła w marcu w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
Budżet wzrósł. Nagrody również
O tym, jak przewlekłość Trybunału działa w praktyce, przekonał się Paweł Deresz. Prokuratura domaga się ekshumacji jego żony Jolanty Szymanek-Deresz, która zginęła w katastrofie smoleńskiej. Deresz i rodziny kilku ofiar katastrofy nie zgodziły się i szukały sprawiedliwości w sądzie, który w zeszłym roku zlecił prokuratorom wstrzymanie ekshumacji.
Do czasu aż o sprawie zadecyduje Trybunał Konstytucyjny.
"Odpowiedź Trybunału Konstytucyjnego na przedstawione pytanie prawne będzie determinowała treść rozstrzygnięcia Sądu Okręgowego" - postanowił Sąd Okręgowy w Warszawie.
- Jak do tej pory Trybunał Konstytucyjny nie był uprzejmy odpowiedzieć - mówił Deresz.
I choć prokuratura powinna poczekać na wyrok Trybunału, to nie musi. Właśnie zapowiedziała, że dokona ekshumacji. - Oburza mnie to, ale jednocześnie dowodzi, że Trybunał Konstytucyjny jest wyraźnie lekceważony przez prokuraturę - dodał Deresz.
"W sprawie (…) nie został wyznaczony termin posiedzenia Trybunału Konstytucyjnego" - taką odpowiedź z biura prasowego TK otrzymała z kolei redakcja "Czarno na białym". Ale gdy latem ubiegłego roku do Trybunału trafiła ustawa o zgromadzeniach, wyrok wydano w dwa miesiące.
Miało być nie tylko lepiej i sprawniej, ale też taniej. Jest odwrotnie. Jak napisał dziennik "Fakt", szefowa Trybunału w 2017 roku przyznała pracownikom wysokie nagrody. Rzecznik TK wydał w tej sprawie oświadczenie i wywołał kolejne kontrowersje. - Podano nieprawdziwe informacje, z których wynika, że na nagrody wydano 1,6 miliona złotych, podczas gdy na nagrody przeznaczono 1 578 650 złotych. To kwota brutto - wyjaśniał Robert Lubański.
- Czy hojnie wynagradzałem pracowników? Przyznam szczerze, że nie pamiętam. To było wiele lat temu. Nigdy nie były to wielkie pieniądze, dlatego nigdy nie były problemem - mówił Stępień.
- W 2016 roku na nagrody w sumie wydaliśmy 600 tysięcy złotych - dodawał Rzepliński.
Czyli około jedną trzecią tego, co teraz. Sędziowie nie dostają nagród. Zarabiają 23 tysiące złotych miesięcznie, a pod koniec roku odbierają trzynastą pensję. Od 2015 roku budżet Trybunału - zamiast się zmniejszyć - urósł z 30 do ponad 31 milionów złotych. W tym roku ma dobić do 35 milionów.
Autor: kz//now / Źródło: tvn24.pl