- Rozumiem, że koledzy tego chłopca bardzo przeżywali jego śmierć, ale absolutnie nie do zaakceptowania są rzeczy, które wypisywali na plakatach. To się nadaje do prokuratury - mówił w TVN24 prof. Andrzej Chmura ze Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus w Warszawie. Lekarz komentował przypadek 17-letniego Kamila. Mimo że lekarze stwierdzili śmierć mózgu chłopca, jego matka nie pozwoliła na odłączenie go od respiratora i pobranie organów do przeszczepu. Wcześniej zgodził się na to ojciec Kamila. Kobietę poparli przyjaciele chłopca.
Prof. Chmura, kierownik kliniki chirurgii ogólnej i transplantacyjnej Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus podkreślał w TVN24, że matka chłopca miała prawo, by tak zdecydować. - My nigdy nie naciskamy, tylko pokazujemy możliwość pomocy innym ludziom. (Pokazujemy), że ta bezsensowna, nieoczekiwana śmierć może przynieść komuś pomoc - mówił.
Lekarz zaznaczył, że wielu ludzi myli śmierć mózgu ze śpiączką. - To absolutnie nie jest to samo. To należy bardzo dokładnie odróżnić - tłumaczył. Jednym z nieodłącznych elementów śmierci mózgu jest brak napędu oddechowego. Jeżeli ten napęd zapewnimy przez respirator, to niektóre organy będą nadal żyły, będą rosły paznokcie, włosy, natomiast nie ma powrotu do normalnego życia. Odłączenie respiratora oznacza natychmiastową śmierć - wyjaśnił.
Dodał, że z niektórych stanów mózgu, takich jak utrata przytomności czy udary, jest powrót. - Natomiast śmierć mózgu oznacza trwałe uszkodzenie mózgu, od którego nie ma powrotu i nigdy nigdzie na świecie, przy prawidłowo orzeczonej śmierci mózgu, nie zdarzyło się, żeby ktoś powrócił do życia - zaznaczył.
By nie leczyć zwłok
Prof. Chmura przyznał też, że bywają przypadki, iż śmierć mózgu jest orzekana przedwcześnie. Jednak - jak mówił - to zawsze komisja śmierci mózgu, składająca się z trzech lekarzy, m.in. anestezjologa, neurochirurga lub neurologa wykonuje odpowiednie testy w dwóch seriach, by potwierdzić zgon. - I dopiero, gdy każdy z nich potwierdzi śmierć mózgu, wówczas podpisują protokół śmierci. Moment podpisania protokołu śmierci jest godziną i datą zgonu takiego człowieka - tłumaczył. Zaznaczył, że procedury kwalifikacyjne są bardzo restrykcyjne. Świadczy o tym fakt, że pobranie organów jest niemożliwe w przypadku, gdy człowiek umiera na miejscu wypadku - nie ma wówczas możliwości zorganizowania komisji śmierci. - Nie ma żadnych pobrań, jeśli nie nastąpi normalna procedura kwalifikacyjna. Ci, którzy giną w wypadku na miejscu, nigdy nie byli dawcami i nie będą - tłumaczył.
Lekarz wyjaśnił, że orzekanie śmierci mózgu zostało zapoczątkowane w Stanach Zjednoczonych po to, by nie leczyć niepotrzebnie zwłok.
"Niewyedukowani smarkacze"
Prof. Andrzej Chmura komentował także zachowanie przyjaciół Kamila, którzy pojawili się przed Dolnośląskim Szpitalem Specjalistycznym im. T. Marciniaka we Wrocławiu, w którym przebywał ich kolega. Znajomi chłopca wspierali jego matkę. Mieli ze sobą transparenty z hasłami: "Handel organami, zamiast ratowania życia". - Rozumiem, że koledzy tego chłopca bardzo przeżywali jego śmierć, ale absolutnie nie do zaakceptowania są rzeczy, które wypisywali na plakatach. To się nadaje na zgłoszenie do prokuratury - mówił lekarz i dodał, że te hasła uderzyły w lekarzy, którzy na co dzień ratują życie i były nieuzasadnione.
- Fakt, że to są niewyedukowani smarkacze i dużo pracy nas czeka, żeby oni zrozumieli o co chodzi, ale to absolutnie nie upoważnia nikogo do wypisywania takich rzeczy. Zarówno handel organami nie istnieje w naszym kraju, jak i nigdy się nie zdarzyło, żeby ktoś naginał prawo po to, żeby zyskać dawcę - przekonywał.
Rodzina wypełnia wolę zmarłego
Lekarz wyjaśnił też, że zgodnie z ustawą transplantacyjną, każdy może wnieść zastrzeżenie do Centralnego Rejestru Sprzeciwów i zgłosić, że po śmierci nie chce być dawcą organów. Poza tym - jak tłumaczył - zgodnie z ustawą, jeżeli znajdzie się dwóch świadków, którzy stwierdzą, że za życia dana osoba nie chciała być dawcą, to wówczas lekarze odstąpią od pobrania organów.
Prof. Chmura podkreślał także, że można uniknąć podobnych, stresujących dla rodzin sytuacji, jeżeli rozmawia się o transplantologii wcześniej i członkowie rodziny zadeklarują swoją wolę odnośnie pobierania organów.
- Wtedy rodzina wypełnia wolę zmarłego i nie musi sama podejmować takiej decyzji - mówił prof. Chmura.
"Serce przestało bić"
17-letni Kamil w czwartkową noc trafił do szpitala po wypadku samochodowym. W poniedziałek rodzina i przyjaciele poinformowali, że 17-latek zmarł. - Jego serce przestało bić samoistnie. Nie odłączono go od aparatury - powiedziała jego matka. Organów do przeszczepu nie pobrano.
Autor: db/tr/zp / Źródło: tvn24