- Kwota nawet miliona złotych odszkodowania nie byłaby w tej sytuacji kwotą wygórowaną - stwierdza Maria Wentlandt-Walkiewicz, adwokat rodziców, których syn został został sparaliżowany w szpitalu przy ul. Spornej w Łodzi. Doszło do tego najprawdopodobniej w wyniku błędu lekarza, który podał dziecku lek w niewłaściwy sposób. Łódzka prokuratura prowadzi już śledztwo w tej sprawie.
Do tragicznej pomyłki doszło 20 marca. Trzymiesięcznemu Mateuszowi cierpiącemu na białaczkę, lekarz Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. M. Konopnickiej w Łodzi, najprawdopodobniej zamiast podać lek dożylnie wstrzyknął go w rdzeń kręgowy.
Chłopiec - całkowicie sparaliżowany - jest w śpiączce.
"Lekarze każą nam czekać"
W czasie, gdy doszło do "pomyłki" w szpitalu był ojciec Mateusza. - Gdy zobaczył, że zrobiło się duże zamieszanie na korytarzu po zabiegu, który miał wykonywany Mateusz, poprosił o rozmowę. Chciał się dowiedzieć, co się stało. Wtedy dowiedział się, że lek został podany do rdzenia kręgowego, a nie dożylnie - opowiada matka chłopca, Paulina Milczarek.
Kobieta pytana o stan syna powiedziała, że jest "krytyczny". - Jest całkowicie sparaliżowany i w głębokiej śpiączce. Lekarze każą nam czekać. Nie mają punktu zaczepienia, bo takie błędy zdarzają się bardzo rzadko - mówi Paulina Milczarek.
Chcą zadośćuczynienia
Wiadomo, że rodzice chcą sądzić się ze szpitalem. Złożyli już wniosek o odszkodowanie i zadośćuczynienie. Jak zaznaczyła adwokat Milczarków - Maria Wentlandt-Walkiewicz to, jak wysokiej kwoty będą domagali się jej klienci, będzie zależało od skutków popełnionego błędu.
Kwota nawet miliona złotych nie była by w tej sytuacji kwotą wygórowaną Maria Wentlandt-Walkiewicz
Do tej pory mowa była o 280 tysiącach złotych zadośćuczynienia. Wentlandt-Walkiewicz przypomniała, że rodzice mają zastrzeżenia również co do opieki nad drugim swoim synem - bliźniakiem Mateusza, który także przebywa w placówce im. Marii Konopnickiej. - Dziecko było intubowane przez nosek, bądź też leki były przez nos podawane. To spowodowało zakażenie noska i jego fragment, wraz z chrząstką odpadł - mówiła adwokat. Rodzice, według relacji adwokat, uważają to za "zaniedbanie pielęgnacyjne". Z tego tytułu również będą domagać się odszkodowania. - Zwłaszcza, że w przyszłości trzeba będzie ten nosek odtworzyć. Potrzebne więc będą kolejne zabiegi - tłumaczyła prawnik.
Jest śledztwo
W czwartek dyrekcja szpitala złożyła do łódzkiej prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Prokuratura natychmiast zdecydowała się wszcząć śledztwo ws. narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez osoby zobowiązane do opieki nad nim. Takie działanie jest zagrożone karą do pięciu lat więzienia.
Jak poinformowała reporterka TVN24 prokuratura przesłuchała już dyrekcję szpitala, część jego pracowników i ojca dziecka. Zabezpieczona została także cała dokumentacja medyczna. To, czy doszło do błędu, najprawdopodobniej ocenią biegli.
Całego zdarzenia szpital nie komentuje. Dziennikarce nie udało się porozmawiać z dyrektorem naczelnym placówki, ani z dyrektorem ds. leczniczych, który był nieuchwytny.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24