Czy mężczyźni skazani za lincz we Włodowie naprawdę zabili swojego agresywnego sąsiada? Żona jednego z nich, Marlena W. twierdzi, że nie. Przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku zeznała, że słyszała rozmowę, z której wynikałoby, iż prawdziwym zabójcą jest jej ojciec.
Marlena W. twierdzi, że była świadkiem dwóch rozmów, które rzucają zupełnie inne światło na sprawę, za którą skazanych zostało trzech braci W.
Podczas jednej z nich, jej mąż miał zapytać ojca Marleny W.: - To co teściu, pójdę za ciebie siedzieć? W odpowiedzi miał usłyszeć, żeby się nie martwił, bo "jak będzie trzeba", to on się przyzna.
"Pyk, pyk, pyk"
Marlena W. zeznała również, że po tym jak mąż z braćmi wrócili z mieszkania sąsiada, udał się tam jej ojciec z innym mężczyzną. Po przyjściu do domu miał powiedzieć: - Pyk, pyk, pyk, zięciu, wszystko załatwione.
Marlena W. powtórzyła tym samym informacje, które przekazywała mediom już w lutym, po wyroku skazującym jej męża i jego braci na karę czterech lat więzienia. Wyrok wciąż nie jest prawomocny.
Liczyła że dostaną wyrok w zawieszeniu
Sąd pytał kobietę, czy ma świadomość, że to zupełnie inne zeznania niż to, które złożyła wcześniej w śledztwie. Pytana, dlaczego teraz zeznała inaczej, Marlena W. odpowiedziała, że "dzisiejsze zeznania są pełne od początku do samego końca". Mówiła też, że postanowiła powiedzieć jak było naprawdę, kiedy okazało się, że jej mąż i jego bracia mogą być skazani na wyrok więzienia bez zawieszenia. Dotąd miała nadzieję, że będzie to kara w zawieszeniu.
Dodała też, że od wyroku w pierwszej instancji z rodzicami nie ma kontaktu.
Lincz
Sąd pierwszej instancji uznał, że w lipcu 2005 roku doszło we Włodowie do zabójstwa sąsiada, który miał zatarg z rodziną W. i był agresywny. Jednocześnie złagodził karę biorąc pod uwagę, że winą za zachowanie braci W. należy obarczyć też państwo - na wezwanie nie zareagowali bowiem na czas policjanci z Dobrego Miasta.
Ofiarą sąsiadów był recydywista Józef C., który feralnego dnia, pijany, wszedł w zatarg z jednym z braci W. i w czasie kłótni skaleczył go nożem. Mimo iż mieszkańcy Włodowa telefonicznie informowali policję o zajściu, a Tomasz W. z żoną Marleną osobiście udał się do komisariatu w Dobrym Mieście gdy pojechał do lekarza opatrzyć ranę od noża, radiowóz do Włodowa nie dojechał - załatwiał inne interwencje.
Odpowiedzialni za to policjanci zostali prawomocnie skazani za zaniedbanie obowiązków służbowych.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Artur Reszko