Są takie wsie i miasteczka na politycznej mapie Polski, gdzie poszczególne partie zdobywały rekordowo wysokie poparcie. Gdzie cztery lata temu znajdowały się bastiony PO, PiS i SLD? Jak ich mieszkańcy zamierzają głosować w tegorocznych wyborach? Sprawdzili to reporterzy "Czarno na białym".
W Krzanowicach, niewielkim miasteczku w woj. śląskim, cztery lata temu padł rekord wyborczego poparcia dla PO. Partia Donalda Tuska uzyskała tam 77,38 proc. głosów.
Ale ówcześni zwycięzcy zapomnieli podziękować mieszkańcom Krzanowic. Dlatego w tym roku mieszkańcy nie są już tak zdecydowani, na kogo głosować i czy głosować w ogóle. Już cztery lata temu frekwencja była o wiele niższa, niż w całym kraju i wyniosła zaledwie 33,01 proc. Jak będzie tym razem?
Podlaski bastion PiS
Na drugim końcu Polski, w miejscowości Kobylin Borzymy, cztery lata temu rekordowe poparcie dostało PiS - prawie 80 procent. W ubiegłym roku niemal 90 proc. mieszkańców chciało, by prezydentem został Jarosław Kaczyński. Wieś nadal jest dumna z tego, że głosuje na Prawo i Sprawiedliwość. Jak tłumaczą mieszkańcy, po prostu nie lubią Platformy. Co widać - na plakatach wyborczych wyłącznie politycy PiS, a wyborców nie zrażają nawet ostatnie potknięcia polityków partii Jarosława Kaczyńskiego.
Swój poseł, rekordowe poparcie
Również na wschodniej ścianie Polski, uważanej za tradycyjny elektorat PiS, znajduje się niewielka wieś Paszkowszczyzna, która jak jeden mąż głosuje na SLD. Niespełna sto osób zamieszkujących wieś dzielnie głosowało na lewicę w 2007 roku - wówczas LiD dostał tam prawie 75 proc. poparcia. Wszystko dzięki jednemu kandydatowi Eugeniuszowi Czykwinowi, kandydatowi z pobliskiej Orli. Ale mieszkańcy narzekają, że poseł po wygranej wyjechał do Warszawy i o rodzinnych stronach trochę zapomniał. Mieszkańcy zapowiadają jednak, że głosować pójdą.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24