W wielu szpitalach chorzy nie mogą używać czajników, grzałek, a nawet ładowarek do telefonów czy laptopów. Powodem jest głównie cięcie kosztów przez dyrekcje placówek - informuje "Rzeczpospolita".
Zakaz używania urządzeń elektrycznych wprowadzono ostatnio w Szpitalu Wojewódzkim w Suwałkach. Podobne zarządzenie od zeszłego roku obowiązuje w Szpitalu Psychiatrycznym w Radecznicy (Lubelskie). Szefowie obu placówek nie ukrywają, że ma to związek z sytuacją ekonomiczną lecznic.
Dyrektor suwalskiej placówki Adam Szałanda tłumaczył lokalnej gazecie, że chce zlikwidować modę na "biesiady w szpitalu" - gdy do chorego przychodzą krewni i znajomi, robią herbatę i chińskie zupki. - Zdrowy rozsądek nakazywałby umożliwienie pacjentom korzystania z ich urządzeń elektrycznych w szpitalach, ale z drugiej strony korzystanie z energii elektrycznej przez pacjentów do celów prywatnych nie jest świadczeniem opieki zdrowotnej, więc nie jest finansowane przez NFZ - mówi rzeczniczka resortu zdrowia Agnieszka Gołąbek.
Oszczędzają na posiłkach
A jak podkreśla, jest to jeden z istotnych elementów generujących koszty w szpitalach. Według Gołąbek w przypadku nasilania się problemu rozwiązaniem może być wprowadzenie np. zryczałtowanej drobnej opłaty, jak to zrobiono z telewizją, za którą pacjenci płacą.
Ale elektryczność to nie jedyny koszt, jaki chcą zminimalizować szpitale. Część z nich zaczyna korzystać z usług firm kateringowych, które przygotowują posiłki tańsze niż te przyrządzane w szpitalnych kuchniach.
Autor: jk\mtom / Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: tvn24