Kancelaria Senatu nie zamierza prześwietlać służbowych wyjazdów senatorów, mimo że w kilku przypadkach podróże prywatnymi samochodami są zastanawiające. Chodzi m.in. o pokrywające się godziny podróży, przejazdy tymi samymi trasami i pobyty w tym samym hotelu senatorów, którzy deklarowali, że jadą oddzielnie. Takich przypadków było co najmniej kilka - dotyczyły dwóch polityków PiS, Grzegorza Czeleja i Henryka Ciocha.
Jak wynika z dokumentacji podróży senatorów, do której dotarł portal tvn24.pl, w tej kadencji Senat na przejazdy zagraniczne senatoró samochodami prywatnymi wydał ponad 150 tys. zł. Lista podróżujących w ten sposób po Europie zawiera 15 nazwisk (w przypadku posłów było ich 40), z czego 13 to przedstawiciele Platformy Obywatelskiej.
Analizowaliśmy nie tylko wnioski delegacyjne, ale także przedstawiane rachunki, rozliczenia pobranych zaliczek i deklaracje parlamentarzystów, które podpisywali po powrocie do kraju.
Okazuje się, że najwięcej z całej puli "paliwowej" - ponad połowę - pochłonęły podróże samochodowe trzech senatorów: jednego z PO i dwóch z PiS. Mowa o Piotrze Wachu (PO) oraz Henryku Ciochu i Grzegorzu Czeleju (PiS).
Samochodowi liderzy
Senator Platformy uzbierał od początku kadencji łącznie 11 wyjazdów samochodem do Strasburga i dwie bliższe podróże do Austrii oraz na Śląsk Cieszyński. Kancelaria Senatu zwróciła mu za nie łącznie 28 tys. zł.
- W całej historii moich wyjazdów do Strasburga - a odbywam je od 2006 r. - nie było przypadku, bym podróżował z jakimkolwiek innym senatorem. Czasem jeżdżę z żoną. To wszystko. Samochód wybieram z jednego prostego powodu: to dla mnie o wiele mniej uciążliwe, biorąc pod uwagę, że jadę z Opola - tłumaczy w rozmowie z portalem tvn24.pl senator Wach.
Jak wyjaśnia, gdyby do Strasburga chciał podróżować samolotem, najprostszymi rozwiązaniami byłyby loty albo z Wrocławia do Frankfurtu i dalej autobusem Lufthansy do Strasburga, albo wylot z Pragi bezpośrednio. Tyle tylko, że w tym drugim przypadku loty odbywają się trzy razy w tygodniu i rzadko można je zgrać z posiedzeniami Zgromadzenia.
Ten sam hotel i godziny. Ale auta inne?
Interesujące są też wyjazdy wspomnianej dwójki senatorów PiS. Na posiedzeniach Zgromadzenia RE często - zwłaszcza w tym roku - stawiali się razem, ale za każdym razem docierali tam - według składanych deklaracji - własnymi autami.
Od stycznia ubiegłego roku, od kiedy senatorowie Cioch i Czelej zaczęli podróżować na posiedzenia do Strasburga i Paryża (wtedy zostali włączeni do składu delegacji), ich samochodowe wyjazdy kosztowały w sumie ponad 67 tys. zł (Czeleja niewiele ponad 40 tys. zł, Ciocha prawie 29 tys. zł). Obaj odbyli łącznie 20 takich wyjazdów (Czelej 11, Cioch 9).
Zdarzało się też, że senatorowie przyjeżdżali do Strasburga nie tylko na te same części posiedzeń, ale we wnioskach wyjazdowych deklarowali dokładnie ten sam czas wyjazdu z Polski i powrotu do kraju. Meldowali się również tego samego dnia w tym samym czterogwiazdkowym hotelu - w Strasburgu najczęściej wybierali "Jana Sebastiana Bacha" - i tego samego dnia się z niego wymeldowywali.
Senatorowie Cioch i Czelej za każdym razem deklarowali, że podróż odbywali dwoma oddzielnymi samochodami. Tak było na przykład pod koniec stycznia tego roku (26-31) i w czerwcu (22-27), gdy jechali na I oraz II część sesji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. W Paryżu też się spotykali - na przykład w czerwcu ubiegłego roku, gdy pierwszy z wymienionych wyjeżdżał tam 2 a wracał już po kilkudziesięciu godzinach, czyli 4 czerwca. Następnego dnia brał już udział w posiedzeniu Senatu. Czelej zgłaszał, że wyjeżdża i wraca dzień później.
"Razem? "Nie pamiętam. Mogliśmy jechać równolegle"
Czy możliwa była taka sytuacja, że do Francji senatorowie docierali innymi środkami lokomocji, niż deklarowali w dokumentach? Czelej odpowiadają krótko: - Nie przypominam sobie.
Dłużej zastanawia się jednak, gdy pytamy, czy mogło zdarzyć się tak, że - na przykład w styczniu - podróżował jednym autem z senatorem Ciochem. - Tego nie pamiętam - tłumaczy. A po chwili dodaje: - Czasami jeździmy samochodami równolegle.
Takie podróże - w przypadku Strasburga - są w ocenie Czeleja dużo mniej uciążliwe. Jak tłumaczy, nie musi się dzięki temu martwić kosztami biletów za przejazdy metrem i rachunkami za taksówki, bo tych pieniędzy nikt potem nie zwraca. - Poza tym u mnie jest też powód rodzinny. Moje dwie siostry mieszkają w Niemczech i to jest dla mnie okazja, żeby w całej tej gonitwie spotkać się po drodze z rodziną. Nawet jeśli muszę zjechać trochę z trasy - wyjaśnia.
Cioch: - Sytuacji, w której podróżowalibyśmy razem z innym senatorem nie było. Jeżdżę z różnymi osobami, ale nie z senatorem Czelejem. A samochód wybieram dlatego, bo po prostu nie lubię latać.
Senator Cioch zapewnia też, że "gdyby dobrze poszukał, to pewnie znalazłby jeszcze rachunki za paliwo".
Nikt z Kancelarii Senatu dotąd nie poprosił ani Ciocha, ani Czeleja o rachunki, które dokumentowałyby, że podróże w to samo miejsce i w tych samych godzinach odbywali oddzielnie. Dlaczego?
"Działania Sikorskiego? Polityka"
Kiedy w Sejmie wybuchła madrycka afera trójki Hofman-Kamiński-Rogacki, a marszałek Radosław Sikorski zarządził audyt wszystkich wyjazdów służbowych posłów, nad tym samym myślano w Senacie. Dziennikarze informowali nawet, że taki audyt już został zarządzony w izbie wyższej parlamentu. Tak się jednak nie stało, pomysł upadł bardzo szybko. Od jednego z dyrektorów usłyszeliśmy, że marszałek Bogdan Borusewicz od początku miał krytyczny stosunek do całej sprawy.
Jego niechęci do weryfikacji swoich senatorów dopełniła ponoć pierwsza konferencja prasowa Radosława Sikorskiego na ten temat i zapowiedzi planowanych działań.
- Powszechny był u nas pogląd, że to działanie przesadne, na wyrost i raczej polityczne. A pomysł ze stworzeniem adresu e-mail, który ma służyć donosom obywateli na parlamentarzystów, to już kompletna paranoja. Już dzisiaj takich donosów dostajemy na kilogramy i niewiele z nich wynika - tłumaczy urzędnik. - Poza tym uznaliśmy, że nie jesteśmy śledczymi i nie będziemy sprawdzać, czy ktoś leciał a mówił, że jechał albo dzielił koszty paliwa na pół z innym senatorem. Ale spojrzeliśmy, czy któryś z polityków w czasie deklarowanego wyjazdu pojawiał się w Senacie na głosowaniach albo posiedzeniach komisji. Takich przypadków nie było - dodaje.
Senat pełen wiary. Sprawdzać wyjazdów nie zamierza
W kancelarii uznali, że żadnego audytu wyjazdów robić nie będą, bo ich procedury wyjazdowe różnią się od sejmowych i są dużo bardziej szczelne.
Kluczowy jest dokument, którego w przypadku posłów brakuje - każdy senator po powrocie z delegacji musi poświadczyć swoim podpisem, że wyjazd odbył się "zgodnie z programem", a jeśli były zmiany, to jest zobowiązany wpisać jakie. W Senacie nie wierzą, że któryś z senatorów dla kilku tysięcy złotych mógłby się narażać na odpowiedzialność karną za poświadczenie nieprawdy w dokumentach.
- U nas audyt odbywa się codziennie, przy okazji każdego wyjazdu - przyznaje w rozmowie z nami marszałek Borusewicz.
Ale urzędnicy kancelarii nieoficjalnie mówią, że z rozliczeniami wyjazdów senatorów PiS bywały wcześniej problemy. W przypadku Grzegorza Czeleja zdarzało się na przykład, że prosił po powrocie z delegacji o zwrot kilkudziesięciu euro więcej z powodu nieplanowanych wydatków lub wyższej ceny hotelu. Prośby na ogół były odrzucane - z Biura Spraw Międzynarodowych przychodziła odpowiedź, że senator miał możliwość dokonania tańszej rezerwacji, ale sam wybierał te "ponad limity".
Autor: Łukasz Orłowski (l.orlowski@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Senat Rzeczypospolitej Polskiej / tvn24.pl