- W tej chwili stawką polskiej polityki jest to, czy Polska będzie krajem rządów prawa, czy też różnego rodzaju instytucje składające się na wymiar sprawiedliwości ulegną manipulacjom politycznym - stwierdził w "Faktach po Faktach" Józef Pinior.
29 listopada Józef Pinior wraz z 10 innymi osobami został zatrzymany przez CBA. Jest podejrzany o przyjęcie wiosną zeszłego roku 40 tys. zł za załatwienie w instytucjach państwowych i samorządowych korzystnego rozstrzygnięcia spraw biznesmena inwestującego na Dolnym Śląsku. Śledczy zarzucają mu także przyjęcie 6 tys. zł za podjęcie się załatwienia koncesji na wydobywanie kopalin oraz powoływanie się na wpływy w instytucjach państwowych i samorządowych. W czwartek w nocy Sąd Rejonowy Poznań Stare Miasto nie uwzględnił wniosków prokuratury o zastosowanie aresztu wobec Piniora i dwóch innych podejrzanych. Nie zastosował też wobec nich żadnych innych środków zapobiegawczych.
"Ogromna dramaturgia"
W "Faktach po Faktach" były senator PO stwierdził, że ostatnie dni przypominają mu sytuację Józefa K. z "Procesu" Kafki.
Jak ocenił, decyzja poznańskich sędziów pokazuje, że "wymiar sprawiedliwości zachowuje swoją autonomię w stosunku do sfery polityki".
Pinior tłumaczył, że czwartkowe posiedzenie było bardzo długie, ponieważ sąd bardzo dokładnie badał wszelkie okoliczności. - Sąd słuchał relacji podejrzanych w sprawie, adwokatów, prokuratora; przedstawiano różnego rodzaju dowody - relacjonował.
- To rzeczywiście miało swoją ogromną dramaturgię. Nie na co dzień zdarzają się tego typu sytuacje w sądach - powiedział.
Odnosząc się do swojego zatrzymania, Pinior stwierdził, że "w tej chwili stawką polityki w Polsce są rządy prawa". - Czy Polska będzie krajem rządów prawa, czy też różnego rodzaju instytucje składające się na wymiar sprawiedliwości, a także służby, ulegną manipulacjom politycznym - mówił.
Pinior podkreślał, że w CBA znalazł wielu funkcjonariuszy, którzy zachowywali się profesjonalnie i "w zgodzie ze standardami, jakie powinny towarzyszyć pracy służb w demokratycznym kraju".
- To jest ciągle pytanie otwarte: czy my pozwolimy na to, żeby Polska stała się państwem autorytarnym; państwem, w którym rządy prawa są poddane manipulacjom rządu czy sfery polityki - ocenił.
"Nie było takich łapówek"
- Dla mnie w oczywisty sposób użycie tej sprawy w obecnej sytuacji ma swój podtekst, swój wydźwięk polityczny - mówił Pinior. - Myślę, że chodzi także o to, żeby za wszelką cenę doprowadzić do kompromitacji tego pierwszego pokolenia Solidarności. Jak sobie przypomnimy ten lincz na Lechu Wałęsie sprzed roku, to widzimy, że ten cel jest bardzo wyraźny - stwierdził.
Zdaniem Piniora szuka się "haków" na tych, "którzy byli wtedy na pierwszej linii walki".
Odniósł się też do stawianych mu zarzutów. - Ja podkreślam to, co powiedziałem w sądzie - ja czuję się niewinny, nie przyznaję się do stawianych mi zarzutów i nigdy w mojej działalności politycznej, a jestem w niej prawie 40 lat, nie uzależniałem swoich interwencji poselskich czy senatorskich od kwestii korzyści majątkowych. To jest coś, co jest dla mnie obrzydliwe - zaznaczył. - Ja nie mogę odpowiadać za pewien scenariusz, który służby konstruują na podstawie podsłuchów telefonicznych, jakichś wydarzeń telefonicznych. Głównym materiałem w tej sprawie są podsłuchy telefoniczne - dodał. - Nie było takich łapówek, nie przyznaję się do tego zarzutu - podkreślił Pinior. - Trwa postępowanie w tej sprawie, ja jestem stroną w tej sprawie i jednocześnie chcę być lojalny wobec tego postanowienia, które wydał sąd. Zrobię wszystko, żeby tę sprawę wyjaśnić, żeby można było to postępowanie prowadzić. Nie chcę wypowiadać się w tej sprawie publicznie, dopóki nie będę znał wszystkich materiałów, które w tej sprawie są zgromadzone. Nie chcę tworzyć pewnych faktów dokonanych, nie chcę przez media odnosić się do tego, co jest kwestią tego procesu - podkreślił.
"Jestem spokojny, jeśli chodzi o wyniki tego postępowania"
Zapytany, czy coś zaskoczyło go w dokumentach dotyczących sprawy, Pinior odpowiedział, że nie. - Ja wiedziałem, co robiłem, czy nie robiłem - powiedział. - Jestem spokojny, jeśli chodzi o wyniki tego postępowania w stosunku do mnie - dodał. - Nie miałem takich doświadczeń, żeby ktoś próbował sugerować jakieś korzyści materialne związane z działalnością poselską czy senacką, raczej starałem się tego unikać - podkreślił. Mówił też o osobach, które publicznie go broniły. - Dla mnie najważniejsze były te wyrazy solidarności ze strony społeczeństwa obywatelskiego, ze strony moich dawnych przyjaciół jeszcze z podziemnej Solidarności. To, że po wyjściu z sali sądowej o 23 zobaczyłem za drzwiami Karola Modzelewskiego, Heńka Wujca, Danutę Kuroń. To było dla mnie szczególnie wzruszające - powiedział. Jak dodał, miał świadomość poparcia z całej Polski.
B. senator stwierdził też, że "najważniejsze w tej chwili to to, żeby ani służby, ani prokuratura, ani wymiar sprawiedliwości, sąd nie poddały się, w mojej czy innej sprawie, presji politycznej". - To jest stawką w grze o polską demokrację - czy wymiar sprawiedliwości zachowa swoją autonomię w stosunku do sfery wykonawczej, do rządu i większości parlamentarnej - zaznaczył.
Autor: kg/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24