W kwietniu 2008 roku w areszcie w Białymstoku powiesił się świadek koronny Andrzej Ł. Tej nocy na służbie był strażnik więzienny Dariusz Basałaj. Prokuratura oskarżyła go o niedopełnienie obowiązków i nieumyślne spowodowanie śmierci więźnia. Jak się okazało po ponad dwóch latach, wina najprawdopodobniej nie leży po stronie Basalaja.
- To było duże zaskoczenie dla nas. To precedens w skali kraju - mówi por. Michał Zagłoba z okręgowego inspektoratu służby więziennej. Jak mówi funkcjonariusz, bardzo rzadko zdarza się stawiać strażnikowi zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci przez to, że niewłaściwie dokonywał kontroli nocnej. Według prokuratury, powinien był zaglądać przez wizjer do cel.
Niejasne zasady
Okazuje się jednak, że instrukcja, według której działał Basałaj, nic nie mówiła o obowiązkowym zaglądaniu do celi przez wizjery. W normalnych warunkach wystarczające ma być nadzorowanie poprzez monitoring. Jedynie w sytuacjach nadzwyczajnych, jak brak prądu i awaria monitoringu, obowiązkowe jest osobiste zaglądanie do cel.
Ponadto areszt śledczy w Białymstoku nigdy nie został poinformowany, że Andrzej Ł. jest świadkiem koronnym i wymaga nadzwyczajnej kontroli. Jak mówi Zagłoba, areszt do dzisiaj, ponad dwa i pół roku po samobójstwie więźnia, nie ma żadnej informacji o jego oficjalnym statusie.
Okazało się także, iż to prokuratura mogła nie dopełnić sowich obowiązków. Samobójca wysyłał bowiem z więzienia listy, w których w sposób jasno pisał, że zamierza popełnić samobójstwo. Prokurator, którzy czytał korespondencję, nie poinformował jednak więzienia o ich zawartości. Korespondencję odłożył do szuflady, ponieważ tylko zastępował prokuratora normalnie zajmującego się Andrzejem Ł.
Kozioł ofiarny prokuratury
Zaniechanie działania przez prokuratora, zdaniem prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego - byłego ministra sprawiedliwości, może być nawet podstawą do zarzutów karnych. - Funkcjonariusz publiczny, który nie dopełnia obowiązków, działa na szkodę dobra jednostki - mówi Ćwiakalski.
Pawel Kielański z Prokuratury Białystok Północ, do którego trafiała korespondencja Andrzeja Ł., nie chciał wypowiedzieć się na ten temat. Prokuratura nie wszczęła w jego sprawie żadnego postępowania dyscyplinarnego. Dla Kielańskiego cała sprawa zakończyła się pouczeniem, by w przyszłości przywiązywał baczniejszą uwagę na treść korespondencji.
- To, że czułem się kozłem ofiarnym, to jest mało powiedziane, czułem się pionkiem w grze prokuratorskiej. Po co? Żeby zatuszować tę sprawę - mów Basalaj. Strażnik po okresie zawieszenia wrócił do pracy. W październiku został uniewinniony przez sąd, ale prokuratura odwołała się od wyroku. Basałaj czeka na rozprawę apelacyjną.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24