|

Szymon siedział za śmierć Karola. Ale czy siedział za kierownicą? Wyrok Sądu Najwyższego

Karol zginął w lutym 2020 roku
Karol zginął w lutym 2020 roku
Źródło: tvn24.pl

W samochodzie jechał Szymon, Mateusz i Karol. Wszyscy pijani. Ten ostatni zginął, gdy auto uderzyło w drzewo. Sąd pierwszej instancji uznał, że do więzienia powinien iść Szymon, bo to on prowadził. Sąd odwoławczy uznał podobnie, chociaż miał na stole dwie prywatne ekspertyzy wskazujące, że za kierownicą mógł jednak siedzieć Mateusz. Teraz Sąd Najwyższy nakazał powtórny proces. Szymon wyszedł na wolność.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Szymon

30-letni Szymon Niedźwiedzki patrzy na zegarek i czuje ulgę: przespał niemal tyle, ile mógł. Jest 5.55. Porusza się powoli, żeby nie skrzypiała jego więzienna prycza. Nie chce obudzić dwóch współwięźniów. Zamyka oczy i odlicza sekundy do momentu, w którym na więziennym korytarzu rozlegnie się dzwonek. Taki sam jak te instalowane w szkołach, kiedy obwieszczają początek i koniec lekcji.

Tutaj, w więzieniu w Suwałkach, trwający kilkanaście sekund metaliczny dźwięk oznacza początek kolejnego dnia za kratami. Moment od pobudki do ogłoszenia ciszy nocnej dzieli 16 godzin, jedna dłuższa od drugiej. Każda bliźniaczo podobna.

Szymon, jak tylko potrafi, odpycha od siebie myśl, że ma tu odsiedzieć cztery lata. Nieco ponad 35 tysięcy godzin. - Nie odliczaj, nawet jak ci zostanie kilka tygodni. To spowalnia czas - doradził mu inny więzień jeszcze w celi przejściowej.

W więzieniu czas jest najdotkliwszą karą. 

Barbara

Pani Barbara wstaje wcześnie, chociaż przed snem nie ustawia budzika. Zegarek pokazuje szóstą. Jest lato, więc nie trzeba zapalać światła.

Starsza kobieta schodzi po skrzypiących schodach na dół, przechodzi przez salon i idzie do kuchni, wstawia wodę. Kiedy wraca, po raz drugi mija stojące na kredensie zdjęcie Karola, jej 26-letniego syna. Zdjęcie przepasane jest żałobną wstążką. Karol nie żyje od 9 lutego 2020 roku. Zginął przygnieciony przez dach samochodu osobowego.

Za kierownicą siedział - jak ustalił prawomocnie w grudniu zeszłego roku Sąd Okręgowy w Suwałkach - mieszkający w pobliżu syn sołtysa, Szymon Niedźwiedzki. W momencie wypadku był pijany, miał ponad dwa promile alkoholu.

Barbara odpala telewizor, lecą powtórki wczorajszych odcinków seriali. Kobieta patrzy bezwiednie. Od kilku lat czuje się wyprana z emocji. Z ostatnich lat może przypomnieć sobie tylko żal, kiedy umierał jej mąż. Umarł, zanim skończył się proces po wypadku. Barbara mówi, że umarł z bezsilności i smutku.

Do tragedii doszło tuż za wsią Płociczno-Tartak, kilka kilometrów od Suwałk
Do tragedii doszło tuż za wsią Płociczno-Tartak, kilka kilometrów od Suwałk
Źródło: tvn24.pl

Szymon

Szymon obiecał sobie, że każdego dnia po zejściu z łóżka będzie robił pięć serii pompek i pięć serii przysiadów. Dwaj inni skazani, jeszcze leżąc na pryczach, przyglądali mu się wtedy z delikatnym uśmieszkiem. "Niedługo ci się odechce" - mówili. Po kilku tygodniach okazało się, że mieli rację. Cela wysysa motywację i chęć do czegokolwiek. 

Szymon bierze szufelkę do ręki. Przed apelem trzeba posprzątać celę. Kiedy wstaje z kolan, spogląda na świat za oknem: widzi kraty i szarą ścianę innego więziennego pawilonu. O zmieniających się porach roku przypomina klon stojący za wysokim więziennym ogrodzeniem. Gołe gałęzie najpierw pokrywają się pąkami, które zmieniają się w liście. Szymon łapie się na zdziwieniu, że ta transformacja trwa tak długo. Byłby gotów przysiąc, że miesiącami. Kalendarz przypomina, że liście pojawiły się trzy tygodnie temu. Tu czas płynie inaczej.

Apel. Trzech osadzonych - obok Szymona Niedźwiedzkiego są to dwaj mężczyźni po czterdziestce skazani za kradzieże - stoją na baczność. Strażnicy otwierają na moment drzwi. - "Trzech" - raportuje służbowo jeden z nich, potem drzwi się zamykają. Przed godziną ósmą pod celą pojawia się wózek gastronomiczny, z którego do celi podawane jest śniadanie: kawałek mięsa, masło i sześć kromek chleba.

Barbara

"Mamo, wracam. Będę za 15 minut" - to były ostatnie słowa, które Barbara usłyszała od syna. Zadzwoniła do niego około 13. Była niedziela, 9 lutego 2020 roku, tuż przed wybuchem pandemii COVID-19. "Są u nas goście. Dobrze by było, żebyś się pojawił" - powiedziała.

O 13.55 jej syn uczestniczył w wypadku. Siedział na tylnej kanapie. Z przodu był Szymon i Mateusz. Obydwaj pijani. Barbara przegląda akta sprawy. Po raz n-ty czyta, że auto wypadło z drogi na wylocie z miejscowości Płociczno-Tartak i uderzyło w drzewo przy prędkości 73 km/h. Srebrne bmw w ciągu jednej sekundy pokonywało ponad 20 metrów. Jej syn nie był zapięty pasami, w mgnieniu oka został wyrzucony przez tylną szybę na zewnątrz i uderzył w nasyp ziemi.

Mijają milisekundy. Chłopaka do ziemi przygniata dach bmw i go zabija. Dla Karola czas się zatrzymuje.

Mateusz, Szymon i Karol byli kolegami. W tamten weekend pili razem alkohol. Po wypadku - na co uwagę zwracał w swojej apelacji od wyroku pierwszej instancji prokurator - Mateusz i Szymon twierdzili, że kierował Karol. Potem Mateusz obciążał już konsekwentnie Szymona, a Szymon mówił, że nie pamięta, kto siedział za kierownicą.

Barbara pamięta, że mąż ją uspokajał. "Udowodnią im, zobaczysz" - mówił. Zapewniał Barbarę, że szybko. Mylił się. Kiedy umarł, Szymon był skazany nieprawomocnym wyrokiem, ale był ciągle na wolności. Pomiędzy pierwszym i drugim procesem jego obrońca przedstawił przed sądem dwie prywatne ekspertyzy. Wskazywały one, że Szymon nie mógł być kierowcą i został niesłusznie skazany.

Mężczyźni wydostali się z pojazdu przez okno w drzwiach kierowcy
Mężczyźni wydostali się z pojazdu przez okno w drzwiach kierowcy
Źródło: Akta sprawy

Szymon

Szymon nienawidzi weekendów, bo wtedy nie ma pracy. Wychowawcy już pierwszego dnia w więzieniu powiedział, że jest budowlańcem i chce coś robić, choćby za darmo. Wszystko, byle nie siedzieć w celi. W sobotę albo niedzielę jest wolne. Można oglądać telewizję, czytać książki albo rozmawiać ze współwięźniami. Ramówkę telewizji naziemnych Szymon zna aż za dobrze - wie, o której można zobaczyć licytację fantów znalezionych w garażu. Potem będą mechanicy, którzy za półdarmo przywracają blask zabytkowym autom. Potem blok reklam i kilka paradokumentów. Jeden głupszy od drugiego.

Jeden program trwa 45 minut plus reklamy. Jak człowiek się zaweźmie, to można tak przesiedzieć trzy, cztery godziny. Rozmowy w celi się nie kleją. Szymon po kilku dniach spędzonych w celi porzucił wcześniejsze wątpliwości i czuje się niewinny. Jest już przekonany, że to Mateusz powinien być na jego miejscu. Kiedy to opowiada, współosadzeni wybuchają śmiechem. Po kilku dniach o "niesłusznie skazanym" mówią już szyderczo na spacerniaku.

Niekończące się weekendowe popołudnia Szymon wypełnia czytaniem kryminałów.

Żaden ze znanych mu sposobów zabijania czasu nie działa po widzeniach z rodziną. Są raz na dwa tygodnie. Czasem przychodzi brat, czasem rodzice. Mają łzy w oczach, opowiadają, co dzieje się w świecie, gdzie czas płynie normalnie. Po widzeniu Szymon ma wrażenie, że z celi już nie wyjdzie, bo nie wytrzyma czterech lat.

Mateusz

Bmw, które przygniotło Karola należało do Mateusza. Jego rodzice mieszkają kilkaset metrów od miejsca tragedii. Ojciec opowiada, że mieszka od dłuższego czasu w Suwałkach, wynajmuje z dziewczyną mieszkanie. - Pan mu da spokój. Już mogłoby się to skończyć. On chce normalnie żyć - prosi mężczyzna. Rozmawiamy jeszcze przed wyrokiem sądu drugiej instancji.

Ten zapada w grudniu 2022 roku. Mateusz ma wrażenie, że to koniec niepewności. Może znowu żyć. Zgadza się na rozmowę przed kamerą. Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym w stanie nietrzeźwości grozi do 12 lat więzienia. Im dłużej trwał proces, tym bardziej otwarcie obrońca Szymona wskazywał, że to Mateusz powinien iść do celi, bo - jak wynikało z kolejnych prywatnych opinii - to jednak on siedział za kierownicą.

- Mój klient nie będzie komentował sprawy, dopóki nie będzie ona zakończona - mówi teraz mecenas Mateusz Ochtera, jego obrońca.

Z Mateuszem nie możemy się spotkać, bo sprawa jest na nowo otwarta. Sąd Najwyższy uchylił prawomocny wyrok i nakazał sądowi drugiej instancji - okręgowemu w Suwałkach - ponowne zbadanie sprawy.

W miejscu wypadku postawiono krzyż
W miejscu wypadku postawiono krzyż
Źródło: tvn24.pl

Szymon

Po wypadku Szymon trafił do aresztu śledczego. Pod ten sam adres, co potem, już po prawomocnym wyroku. Różnica była taka, że kiedy śledztwo ruszało, był odseparowany od świata jeszcze bardziej. Nie było widzeń ani telefonów. Wszystko po to, żeby prokuratorzy mogli zebrać obiektywny i niezaburzony przez potencjalne matactwa Szymona dowody.

Przesiedział wtedy 142 dni. Liczył skrupulatnie, żeby nie zwariować. Już wtedy godziny wydawały mu się dniami, a dni tygodniami.

Za kraty wrócił we wtorek, 24 stycznia 2023 roku. Był przekonany, że będzie musiał odsiedzieć resztę zasądzonego wyroku. W środę, 14 czerwca, wyszedł do pracy o 8.45. Wychodził z celi, był przeszukiwany i prowadzony do sąsiedniego pawilonu, gdzie czekało dwóch innych skazanych. Szymon lubił spędzać z nimi czas - w przeciwieństwie do współosadzonych nie szydzili, kiedy opowiadał im o swojej niewinności. Też zajmowali się budowlanką, było o czym pogadać.

Praca w więzieniu może trwać do sześciu godzin. Oprócz największej korzyści - że upływ czasu nieco przyspiesza - osadzeni mają prawo do codziennego prysznica.

Szymon zakłada rękawice robocze. Najbliższe godziny zaplanował tak: najpierw zdejmie stare kaloryfery w remontowanej celi, oczyści haki je trzymające i przygotuje do malowania. Po pracy się umyje i wróci do celi, gdzie dostanie obiad. We wtorek były dwie kule ugniecionych ziemniaków, gotowana wątroba i coś, co przypominało rosół, ale z kawałkami ziemniaków i marchewką. Dzisiaj - myśli Szymon - nie będzie lepiej.

Po obiedzie czas znowu spowolni. Będzie sączył się chwila po chwili aż do 22. Strażnik wtedy wyłączy światła i odetnie prąd w gniazdkach. Następnego dnia znowu dzwonek obudzi pawilon o 6.

- Niedźwiedzki, wychodzisz - powiedział do zaskoczonego Szymona wychowawca.

Upływ czasu wystrzeliwuje jak z procy. Szybciej, szybciej! Szymon chce wyjść, zanim strażnicy się rozmyślą. Zanim powiedzą, że to głupi żart.

Szymon poszedł z wychowawcą do jego pokoju. Tam usłyszał, że właśnie zapadł wyrok Sądu Najwyższego, który uwzględnił kasację jego obrońcy.

- Wychodzę - powiedział Niedźwiedzki po powrocie do celi.

- Gówno, a nie wychodzisz - padło w odpowiedzi. Szymon prawie nie słyszał śmiechu współosadzonych, który ucichł, kiedy strażnik otworzył drzwi celi i pozwolił mu wyjść.

Wylewnego pożegnania nie było. Szymon wierzy, że nigdy więcej nie zobaczy kolegów spod celi.

Rozbite bmw po wypadku leżało na dachu
Rozbite bmw po wypadku leżało na dachu
Źródło: Akta sprawy

Barbara

- Tak, wiem, że był wyrok - mówi mi Barbara.

Kiedy przez telefon pytam, czy wie, że Szymon jest już w domu, zapada kilkanaście sekund ciszy.

- I co teraz? - pyta Barbara. Opowiadam, że sprawa wróci do ponownego rozpoznania przez sąd drugiej instancji.

Ile to potrwa? Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć. Wyroku pewnie w tym roku nie będzie.

- Dobrze, że mój mąż tego nie widzi - mówi matka zmarłego Karola. Zaczyna się śmiać. Bardzo smutno.

Aktualnie czytasz: Szymon siedział za śmierć Karola. Ale czy siedział za kierownicą? Wyrok Sądu Najwyższego

Sąd

Sąd Najwyższy jeszcze nie przygotował pisemnego uzasadnienia decyzji o uchyleniu wyroku w sprawie śmierci Karola. W sentencji wyroku czytamy, że sprawa została przekazana do ponownego rozpatrzenia na podstawie kasacji wniesionych przez obu oskarżonych.

Obrońca Szymona, adwokat Paweł Zouner mówi o sukcesie. - Sąd Najwyższy w całej rozciągłości podzielił nasze zarzuty dotyczące rażącego naruszenia prawa procesowego, które w efekcie doprowadziły do nierozpoznania istoty naszych zarzutów apelacyjnych - mówi.

Jego zdaniem Sąd Najwyższy zauważył to, o czym prawnik mówił jeszcze przed wyrokiem drugiej instancji: że Szymonowi nie dano prawa do obrony, że bez żadnej przyczyny oddalano ekspertyzy, które "wywracały sprawę do góry nogami".

- Mój klient został skazany podczas procesu poszlakowego. Sąd odwoławczy ignorował to, że dowody nie pasują do przyjętej narracji. Z jakiegoś powodu nie był zainteresowany wyjaśnieniem tej zagadki - mówi prawnik.

Adwokat Zouner przypomina, że dla sądów obu instancji kluczowym dowodem obciążającym jego klienta były ślady zabezpieczone na poduszkach powietrznych bmw. Na poduszce kierowcy znaleziono DNA Szymona i Mateusza. Na poduszce powietrznej pasażera były ślady tylko Mateusza. Sąd zatem stwierdził, że w momencie wypadku Szymon siedział za kierownicą, a Mateusz - na fotelu obok. Ślady Mateusza na poduszce kierowcy miały - jak ustaliły sądy obu instancji - zostać naniesione, kiedy ten musiał wyczołgać się z rozbitego auta przez okno w drzwiach kierowcy.

- Sąd drugiej instancji miał wgląd w ekspertyzy dwóch biegłych z zakresu badania wypadków samochodowych, którzy - na naszą prośbę - jeszcze raz przejrzeli materiał dowodowy. Stwierdzili, że kierowcą najpewniej nie był Szymon, tylko Mateusz - mówi obrońca Szymona.

Piotr Krzemień, biegły sądowy, który przez lata pracował w Instytucie Ekspertyz Sądowych im. Sehna w Krakowie przygotował rekonstrukcję wypadku, z którego wynika, że po uderzeniu w drzewo ciała uczestników zdarzenia przemieszczały się w lewo. Dlatego - jego zdaniem - w pierwszym momencie nie doszło do naniesienia śladów uczestników zderzenia na poduszki gazowe znajdujące się przed nimi.

Prywatne ekspertyzy nie zostały uwzględnione przez Sąd Okręgowy w Suwałkach. Skład sędziowski w czasie procesu odwoławczego stwierdził, że "nie mają one istotnego znaczenia do rozpoznania sprawy".

Aktualnie czytasz: Szymon siedział za śmierć Karola. Ale czy siedział za kierownicą? Wyrok Sądu Najwyższego

Mateusz

Czy Mateusz boi się ponownego rozpatrzenia sprawy? Pytam obrońcę, mecenasa Mateusza Ochterę. - Nie boi się i pozostaje do dyspozycji organów wymiaru sprawiedliwości. W przeciwieństwie do drugiego z oskarżonych niezmiennie twierdzi, że jest niewinny i nie kierował pojazdem - odpowiada prawnik.

Mówi, że Szymon wielokrotnie zmieniał linię obrony. - Początkowo sugerował, że kierował zmarły pokrzywdzony, potem wskazywał, że sam kierował, następnie podnosił, że nie pamięta, kto kierował, a aktualnie próbuje przerzucić odpowiedzialność na mojego mocodawcę, z czym kategorycznie nie można się zgodzić - podkreśla mec. Ochtera.

Rozmówca tvn24.pl zaznacza, że jest "ostrożny" w interpretowaniu wyroku Sądu Najwyższego do czasu zapoznania się z jego pisemnym uzasadnieniem. Podkreśla, że SN uwzględnił nie tylko kasację obrońcy Szymona, ale też jego. Mateusz bowiem został skazany prawomocnie za udostępnienie samochodu pijanemu kierowcy.

- Mój mocodawca został oskarżony przez prokuratora o popełnienie dwóch przestępstw. Od jednego (jazdy w stanie nietrzeźwości - red.) został już prawomocnie uniewinniony przez Sąd Okręgowy w Suwałkach. Aktualnie sporna jest odpowiedzialność za drugi czyn (udostępnienia pojazdu pijanemu kierowcy - red.) zarzucany mojemu klientowi. Zgodnie z argumentacją przedstawioną w kasacji skierowaną do SN także i w tym zakresie Mateusz Ś. powinien zostać uniewinniony - mówi obrońca Mateusza.

- Sąd Najwyższy jasno i w sposób dla mnie bardzo czytelny zaznaczył, że uchylenie wyroku związane jest przede wszystkim z kwestiami formalnymi. Z jego perspektywy, jak oceniam, przebieg zdarzenia nie budzi wątpliwości - mówi prawnik.

Skąd zatem decyzja o uchyleniu? Mecenas Ochtera twierdzi, że sąd drugiej instancji nie wywiązał się z wymogów procesowych, w tym dotyczących sposobu uzasadniania wyroków. SN wskazał, że sąd odwoławczy powinien merytorycznie i rzetelnie odnieść się do każdego z zarzutów apelacyjnych i uzasadnić swoją decyzję. Sąd w Suwałkach uzasadnił swoją decyzję zbyt ogólnie i wybiórczo. I to przede wszystkim w tym, w mojej opinii, należy doszukiwać się powodów uchylenia wyroku - ocenia mec. Ochtera.

Barbara

Do niewielkiego domu jednorodzinnego, w którym mieszkał Karol, wrócił niedawno jego starszy brat. Przyjechał z zagranicy, żeby matka, pani Barbara, nie była sama.

- Razem z nim przyjechało trochę życia. Wcześniej żyłam głównie śmiercią mojego młodszego syna. To bardzo wyniszcza, zwłaszcza kiedy ciągnie się - jak w tym przypadku - latami - mówi.

Do teraz nie dostała żadnego zadośćuczynienia - ani Szymon, ani Mateusz nie przyszli porozmawiać o tragedii. Nikt nie próbował przeprosić, nie było żadnych wyjaśnień.

- Zna ich pani od dziecka. Kto, pani zdaniem, był za kierownicą? - pytam matkę Karola.

- Mam przeczucie, ale nie odpowiem. Niestety, boję się też, że ostatecznie nie odpowie ani jeden, ani drugi - odpowiada.

Wolno, coraz wolniej

Jednym z głównych postulatów Prawa i Sprawiedliwości w 2015 roku, kiedy partia Jarosława Kaczyńskiego sięgała po władzę, było przyspieszenie pracy sądów. Po niemal ośmiu latach rządów Zjednoczonej Prawicy sądy w Polsce pracują prawie dwa razy dłużej.

Jak wyliczyli na podstawie danych z resortu sprawiedliwości dziennikarze Konkretu24, średni czas postępowania w 2015 roku wynosił 4,2 miesiąca, a w 2021 roku - już 7,1. Zatem wydłużył się o 2,9 miesiąca (o niemal 70 proc.).

Średni czas trwania postępowań sądowych
Średni czas trwania postępowań sądowych
Źródło: Ministerstwo Sprawiedliwości/Konkret24
Czytaj także: