Przedwojenne papiery wartościowe to świadectwo naszej historii. Jednak przez ostatnie ćwierć wieku na ich podstawie reaktywowano wiele przedwojennych firm, aby potem żądać od państwa wielomilionowych odszkodowań za rzekomo utracony majątek. Jedną z kluczowych osób działających na tym rynku jest Tomasz G., oficjalnie znany jako kolekcjoner i ekspert. Reportaż programu "Superwizjer".
Kolekcjoner Tomasz G. pojawia się przy reaktywacjach największych przedwojennych spółek i przy przejęciu cennych gruntów w Warszawie. Współpracował z adwokatem Robertem N., podejrzanym w sprawie działki przy Pałacu Kultury i Nauki.
"Krążył wśród ludzi i zbierał informacje"
Kilka miesięcy temu w tajemniczych okolicznościach odrodziła się przedwojenna spółka Elektrownia w Kielcach. Przed II wojną światową dostarczała mieszkańcom Kielc prąd, a siedzibę miała w centrum miasta. Obecnie, zgodnie z Krajowym Rejestrem Spółek, firma mieści się na przedmieściach w prywatnym domu.
Według oficjalnych danych, spółka zażądała 3,5 miliona złotych odszkodowania od Skarbu Państwa w zamian za utracony majątek. Jej prezesem jest właśnie kolekcjoner Tomasz G. z Warszawy. Do niego zresztą odesłał reportera "Superwizjera" mężczyzna, który otworzył drzwi w kieleckiej siedzibie firmy.
- Ilekroć spotykałem Tomasza G. na giełdach kolekcjonerskich widać było, jak energicznie krąży między ludźmi i ilu ma informatorów - opowiada "Superwizjerowi" Janusz Miliszkiewicz, znawca rynku kolekcjonerskiego.
- Przyjeżdżał na giełdy nie po to, żeby sprzedawać, to chcę podkreślić. I nie miał stoiska, tylko krążył wśród ludzi i zbierał od nich informacje. Myślę, że właśnie o tym, kto ewentualnie ma interesujące go papiery - dzieli się swymi przypuszczeniami.
Tomasz G. siedem lat temu był jednym z podejrzanych w sprawie reaktywacji największej przedwojennej spółki w Polsce - Giesche z Katowic. Należała do niej jedna trzecia obecnego miasta - kopalnie, huty i osiedla domów robotniczych. Po wojnie firmę znacjonalizowano.
Giesche to najgłośniejszy przykład reaktywacji firmy na podstawie dawnych akcji, często przez osoby, które nie miały nic wspólnego z przedwojennymi właścicielami. W podobny sposób reaktywowano około 100 przedwojennych spółek. W kilkudziesięciu takich sprawach pojawia się nazwisko Tomasza G.
"Ludzie, którzy nie mają żadnego związku z właścicielami"
- Tutaj mamy zbiór, czy też resztki zbioru rodzinnych akcji. Te wszystkie akcje należały do rodziny Pfeifferów. To jest rodzina mojej prababki - opowiada Mikołaj Żółtowski, potomek rodziny warszawskich przemysłowców, pokazując ekipie "Superwizjera" zapełnioną walizkę.
Do jego przodków należało wiele przedwojennych firm. Żółtowski stwierdza, że jego rodzina w pewnym momencie się zorientowała, iż to, co utracili przodkowie, a potem stało się dobrem publicznym Polski i Warszawy, jest teraz w centrum zainteresowania osób, które nie mają żadnego związku z prawowitymi właścicielami czy ich spadkobiercami.
- Nagle okazało się, że wszystkie czy pozostałe części nieruchomości tej spółki zaczynają być przedmiotem obrotu przez ludzi, którzy nie mają żadnego związku z żadnymi rodzinami czy spadkobiercami po przedwojennych właścicielach - pokreślił.
Adwokat i handlarz roszczeń
Kolejnym takim przykładem jest Fabryka Maszyn i Kotlarnia Moc. Przed wojną firma zajmowała się produkcją maszyn, kotłów, dźwigów i wind. Winda tej firmy, z 1937 roku, wciąż działa w jednym z warszawskich budynków. Spółka została reaktywowana przez kilka osób, w tym przez Tomasza G., na podstawie znikomej liczby dawnych akcji.
Mikołaj Żółtowski o pierwszym zebraniu reaktywacyjnym dowiedział się przypadkowo, przeglądając monitor sądowy i gospodarczy. Z ogłoszenia wynikało, że ma dojść do podwyższenia kapitału i zmarginalizowania nieobecnych akcjonariuszy.
Z dziesięcioma rodzinnymi akcjami - jak opowiada - pojawił się na zebraniu. Spotkał tam między innymi Tomasza G.
- Atmosfera była bardzo nieprzyjemna, w spotkaniu wzięło udział także parę innych osób, które w wielu innych reaktywacjach przedwojennych spółek biorą udział razem z panem G., Robertem N. oraz ich też bardzo bliskim współpracownikiem, Januszem P. - opowiada Żółtowski.
Dwie ostatnie osoby, które wymienił rozmówca reportera programu "Superwizjer", czyli adwokat Robert N. i handlarz roszczeń Janusz P., to podejrzani w śledztwach dotyczących warszawskiej reprywatyzacji. Między innymi w sprawie słynnej działki przy ulicy Chmielnej 70, obok Pałacu Kultury i Nauki. Obaj przebywają w areszcie.
Adwokat Robert N. podejrzany jest o korumpowanie urzędników i wielomilionowe oszustwa w związku z reprywatyzacją, a Janusz P. - o wręczenie gigantycznej łapówki. Wielokrotnie pojawiają się w innych spółkach, reaktywowanych przez Tomasza G. Niektóre z nich mają siedzibę w kancelarii Roberta N.
- To jest miejsce, które jest nam dość dobre znane, ponieważ pan G. razem z panem N., jako kuratorzy wielu spółek, które starali się reaktywować, zwoływali zgromadzenia walne i wzywali do składania akcji na zgromadzenia pod tym adresem - mówi Żółtowski. Dodaje, że w związku z tym bywał tam wielokrotnie.
Wglądu do listy akcjonariuszy nie będzie
Mikołaj Żółtowski nagrał jedno z takich spotkań w kancelarii Roberta N. Przy rozmowie obecny był również Tomasz G. W reakcji na prośbę o wgląd do listy akcjonariuszy spółek Pocisk i Moc, Żółtowski został odesłany z kwitkiem.
Adwokat oraz kolekcjoner twierdzili, że dostęp do listy akcjonariuszy spółki Pocisk "nie będzie dostępny", a co do spółki Moc nie podali konkretnych informacji. Na argument Żółtowskiego, że jest to niezgodne z prawem, wyprosili go z kancelarii.
Obie te przedwojenne spółki zostały reaktywowane na podstawie dawnych akcji. Robert N. i Tomasz G. są ich likwidatorami.
Siedemdziesiąt złotych za dwie akcje
Warszawski bazar na Kole to ważne miejsce dla kolekcjonerów. Tomasz G. przyznał, że kupował tam dawne akcje. Reporter "Superwizjera" sprawdził, że bez problemu można tam kupić między innymi akcje spółki Siła i światło oraz spółki Elibor. Dwie kosztują około 70 złotych.
Siła i Światło przed wojną zajmowała się elektryfikacją kraju, miała ogromny majątek. Reaktywowana została przez Janusza P. i Tomasza G. Wśród jej akcjonariuszy znalazł się mecenas Robert N. Spółka miała siedzibę właśnie w jego kancelarii, a on sam reprezentował ją przed sądami i urzędami.
Działalność spółki Elibor obejmowała przemysł metalurgiczny i górniczy. Handlowała także węglem, a nawet importowała amerykańskie samochody. Powiązaną z nią osobą jest Marzena K. To siostra Roberta N., znana z afery reprywatyzacyjnej, najprawdopodobniej najbogatsza urzędniczka w Polsce. Łącznie otrzymała od miasta ponad 38 milionów złotych.
Marzena K. kilka tygodni temu została zatrzymana przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Ciążą na niej zarzuty korupcji oraz zatajenia majątku.
Spółka Elibor została reaktywowana dziesięć lat temu. Mecenas Robert N. jest jednym z jej akcjonariuszy i członkiem rady nadzorczej. Firma wystąpiła z szeregiem roszczeń do nieruchomości, ale nic nie otrzymała. W końcu sprzedała roszczenia Marzenie K., która wywalczyła wielomilionowe odszkodowanie za jej przedwojenne mienie.
"Spółkę reaktywowali ludzie, którzy nie mieli do tego prawa"
W Krakowie także jest kilka spółek, w których dokumentach reaktywacyjnych występuje nazwisko Tomasza G. Jedna z nich - E.S.G.E - przed laty skupowała grunty i zamierzała budować domy, ale plany te pokrzyżował wybuch II wojny światowej.
- Po lewej stronie, to była działka E.S.G.E - mówi Maciej Lenk, pokazując reporterowi duży obszar ziemi. Rozmówca Superwizjera kilkanaście lat temu zauważył, że na atrakcyjnym terenie, który kiedyś należał do spółki, ktoś zaczął budować domy. Sprawdził wówczas akta sądowe i dowiedział się, że nieznane mu osoby ją reaktywowały.
Jego dziadek, inżynier Marian Lenk, był największym akcjonariuszem i jednocześnie dyrektorem przedwojennej E.S.G.E. - Dziadek miał 174 akcje - stwierdza Maciej Lenk.
Podkreśla, że ludzie, którzy ją reaktywowali, dysponowali jedynie niewielką ilością akcji. - To może być procent, może dwa procent. Oni dysponowali paroma akcjami, ciężko mi dokładnie powiedzieć - opowiada.
- Spółka została reaktywowana przez ludzi, którzy według nas, nie mieli do tego prawa. To były akcje imienne, uprzywilejowane. Takich akcji nie można było sprzedawać - zauważa.
"Zbieraliśmy podpisy, żeby to unieważnić"
Nowe Dzielnice to kolejna warszawska firma, reaktywowana przez Tomasza G., który przez kilka lat był również jej prezesem. Spółka miała siedzibę w jego galerii akcji. Reprezentował ją Robert N. Zasłynęła między innymi tym, że sprzedała roszczenia do 32-hektarowej posiadłości firmie deweloperskiej, a decyzją ówczesnego prezydenta Warszawy deweloper uzyskał prawo do jej użytkowania wieczystego.
- Dowiedzieliśmy się od razu. Wśród działkowców zbieraliśmy do puszki pieniądze na adwokata, który się na tym zna. Zbieraliśmy podpisy, żeby to unieważnić. Bardzo to przeżyłam - relacjonuje Barbara Boczkowska, jedna z działkowców.
Chodzi o ziemię wartą ponad 140 milionów złotych na warszawskiej Pradze. Ostatecznie,w wyniku działań prokuratury, umowa z firmą deweloperską została unieważniona, a ziemia wróciła w ręce miasta. Obecnie reaktywację spółki Nowe Dzielnice bada prokuratura w Tarnobrzegu.
"Ja nie chcę rozmawiać. Proszę opuścić tę kamerę"
Ekipa "Superwizjera" TVN24 udała się na ulicę Olecką w Warszawie, gdzie według aktualnych informacji w rejestrach mieści się siedziba spółki Elibor. Okazało się, że pod adresem tym znajduje się słynna galeria akcji warszawskiego kolekcjonera.
- Ja nie chcę rozmawiać - usłyszał reporter Robert Socha. Tak zareagował Tomasz G. na pytanie o reaktywację kilkudziesięciu przedwojennych spółek. Padły też pytania o wątek kupowania starych akcji na wolskim targu.
- Nic takiego nie robiłem - przekonywał G. - Do widzenia. Proszę tę kamerę trochę opuścić! - usłyszał reporter. Następnie ekipa została wyproszona z lokalu.
Nazwisko Tomasz G. pojawia się - lub pojawiało - w około 30 reaktywowanych przedwojennych spółkach.
Autor: JZ//rzw / Źródło: Superwizjer
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN24