- Nie był to duży pożar. Paliło się w pomieszczeniu przystosowanym na prasowalnię. Nie było ono duże, miało około 15 metrów - powiedział w TVN24 Mirosław Juraszczyk ze straży pożarnej, opisując akcję gaśniczą w Jastrzębiu-Zdroju w nocy z czwartku na piątek. W wyniku pożaru zmarły dwie dziewczynki, a matka i syn walczą o życie w szpitalu. Ojciec oraz dwójka pozostałych dzieci też są pod opieką lekarzy.
Juraszczyk mówił w TVN24, że akcja gaśnicza, do której strażacy zostali wezwani około 2. w nocy "przebiegła sprawnie".
Pożar w prasowalni
Oficer podkreślił, że ekipa nie miała problemu z opanowaniem ognia, bo pożar "nie był duży" i ograniczył się tylko do jednego pomieszczenia - "prasowalni".
Juraszczyk dodał, że strażacy mają pewność, że to tam zaczął się pożar. Dodał jednak, że nie można jeszcze stwierdzić, co było jego przyczyną.
W domu w piątkowy poranek poza policją pojawiła się też kontrola wysłana przez strażaków. Również oni będą badali przyczyny pożaru.
Jedna z hipotez mówi o niewyłączonym żelazku, które mogło spowodować pojawienie się ognia.
Dwie dziewczynki zmarły
W wyniku zaczadzenia w domu zginęła w nocy 18-letnia dziewczyna, a jej 4-letnia siostra zmarła w szpitalu, kilkadziesiąt minut później. O życie walczą też ich brat i matka, którzy są w bardzo ciężkim stanie.
Z objawami zaczadzenia do szpitala trafił też drugi syn małżeństwa, a jego stan jest dobry i stabilny. Lekarze walczą też o zdrowie trzeciej, nastoletniej córki. Ojciec w chwili pożaru przebywał w pracy. Jest w szoku i opiekuje się nim psycholog.
Autor: adso//kdj/k / Źródło: TVN 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24