- Wszystkie niewykorzystane bilety są zwracane w naszych kasach bez żadnych potrąceń - powiedział tuż po zakończonym strajku ostrzegawczym na kolei prezes PKP Intercity, Janusz Malinowski. Prezes PKP PLK Remigiusz Paszkiewicz stwierdził z kolei, że wszyscy przewoźnicy stracili w ciągu dwóch godzin "kilkadziesiąt milionów złotych". Prezes PKP SA Jakub Karnowski obawia się natomiast, że kolejne rozmowy ze związkowcami niczego nie dadzą i wkrótce rozpocznie się strajk generalny.
W piątek między godz. 7 a 9 trwał na terenie całego kraju strajk ostrzegawczy związków zawodowych kolejarzy. Związkowcy domagają się cofnięcia przez szefostwo PKP zaplanowanych zmian w obniżaniu zniżek dla pracowników kolei.
Janusz Malinowski, prezes PKP Intercity, poinformował po zakończonym strajku, jak klienci spółki, którzy zrezygnowali z podróży dzisiejszego poranka, będą mogli się ubiegać o zwrot pieniędzy za niewykorzystane bilety.
Jak odzyskać pieniądze?
- Wszystkie niewykorzystane bilety są zwracane w naszych kasach bez żadnych potrąceń - powiedział.
Dodał, że w przypadku pociągów ekspresowych i EIC obowiązują rekompensaty i odszkodowania, o które mogą się ubiegać pasażerowie, gdy składy, którymi podróżowali, spóźniły się 60 minut i więcej oraz 120 minut i więcej. - Na złożenie reklamacji jest 30 dni - powiedział.
Prezes mówił też, że PKP Intercity poniosła w czasie strajku wyraźne straty, bo np. pociągiem "Krakus" z Krakowa do Katowic codziennie jeździ ok. 300 osób, a w piątek rano było to tylko 50.
Miliony strat
Prezes PKP PLK Remigiusz Paszkiewicz wyliczał z kolei dane dotyczące porannego strajku. Zastrajkowało 11 proc. "posterunków prowadzenia ruchu", przez co zostało wstrzymanych łącznie 33 proc. pociągów pasażerskich, które między godz. 7 a 9 figurują w rozkładzie jazdy PKP.
Paszkiewicz dodał, że do rozładowania "korka" na kolei spowodowanego strajkiem potrzeba "około trzech godzin", więc wczesnym popołudniem normalny ruch na kolei w całym kraju powinien już zostać przywrócony.
Skutki tego protestu szacujemy wstępnie na nawet kilkadziesiąt milionów złotych - dodał. Prezes PKP PLK mówił, że protest skoncentrował się na południu kraju - wokół Wrocławia, Katowic, Krakowa i Rzeszowa. - Dużo lepiej było na północy Polski - stwierdził.
Niedługo strajk generalny?
Jakub Karnowski, prezes PKP SA, mówił tymczasem o tym, jak kolej przygotowała się do strajku i jak widzi najbliższą przyszłość w kontekście kolejnych rozmów ze związkowcami, które rozpoczęły się z chwilą zakończenia strajku ostrzegawczego.
- Obawiamy się, że kolejne rozmowy mogą być pretekstem do rozpoczęcia strajku generalnego, ponieważ nie rozumiemy postulatów strony związkowej, która w ostatnich godzinach stała się - tak się wydaje - bardziej polityczna - powiedział Karnowski. Dodał, że dowodem na to są też "wczorajsze wystapienia" liderów związkowych z politykami opozycji.
Prezes spółki uznał, że firma przygotowała się do strajku "dobrze". Wyliczał, że na większości dużych dworców pojawili się mobilni informatorzy PKP, a pasażerom rozdawano ciepłe napoje. Zwrócił też uwagę na fakt, że wiele osób poinformowanych o planowanym strajku już kilka dni temu zdecydowało się zostać w domach i w piątkowy poranek nie podróżować.
I dodał: - Przygotowujemy się na każdą ewentualność, także do strajku generalnego. Rozmawiamy i chcemy się dowiedzieć od związkowców, o co im chodzi - zaznaczył Karnowski.
Na koniec stwierdził, że rozmowy o nowym kształcie kolei są potrzebne, bo "według europejskich rankingów polska kolej jest najgorsza albo jedną z dwóch, trzech najgorszych". - Jeżeli tego nie zmienimy, kolej po prostu pójdzie na dno - skwitował.
Karnowski powiedział też, że w czasie strajku "w czterech miejscach doszło do złamania prawa'". - Chodzi o osoby, które weszły na tory. PKP postara się je zidentyfikować i wtedy zgłosić popełnienie przestępstwa do prokuratury - zakończył.
Autor: adso\mtom / Źródło: TVN 24