|

Bez szczepienia nie było zaświadczenia, a bez zaświadczenia biletu na pociąg

Punkty szczepień tworzono między innymi na dworcach kolejowych
Punkty szczepień tworzono między innymi na dworcach kolejowych
Źródło: Archiwum Państwowe we Wrocławiu

Najpierw dobrowolne, później powszechne i obowiązkowe. Ci, którzy chcieli wymigać się od strzykawek, musieli liczyć się z karami grzywny, a nawet więzienia. W krótkim czasie na rynek trafiły miliony dawek szczepionki. Tylko w pierwszych dniach zaszczepiło się 180 tysięcy osób. Bo chciało. W sumie miliony.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Przypominamy tekst pierwotnie opublikowany w tvn24.pl w styczniu 2021 roku, w szczycie pandemii COVID-19.

"Kiedy w Polsce Ludowej, w 1963 roku wybuchła epidemia we Wrocławiu, w trzy dni zaszczepiono 125 tysięcy osób. W kilka tygodni szczepionka dotarła do milionów Polaków. Zjednoczenie Wytwórni Surowic i Szczepionek w Warszawie było w stanie w sprinterskim tempie wyprodukować kilka milionów szczepionek. Na Dolnym Śląsku zaszczepiono 2,5 mln ludzi. I epidemię wygaszono" - napisał na początku stycznia 2021 roku w mediach społecznościowych Adrian Zandberg, lider partii Razem, przypominając o epidemii czarnej ospy, która wybuchła niemal 60 lat temu w stolicy Dolnego Śląska. Polityk przyznał: "Oczywiście - wirus jest inny, technologie też. Ale sama organizacja szczepień to nie jest lot na Marsa. To niestety można porównywać".

Czy rzeczywiście da się to porównywać? I jak faktycznie wyglądała akcja szczepień przeciw ospie przeprowadzona latem 1963 roku w Polsce? Sprawdziliśmy.

Prawdziwa, a nie zwykła

Czarna ospa we wrocławską służbę zdrowia uderzyła jak grom z jasnego nieba w lipcu 1963 roku. Pacjentem "zero" był agent służb specjalnych, który dopiero co wrócił z Indii. Medycy znali się na wielu chorobach, ale nie specjalizowali się w tych tropikalnych. U mężczyzny zdiagnozowano więc malarię. Diagnozę potwierdzono nawet w Zakładzie Medycyny Tropikalnej w Gdańsku. W międzyczasie pacjent wyzdrowiał i zakończył hospitalizację. Kilka dni później z objawami ospy wietrznej do lekarzy zgłosiła się salowa, która sprzątała izolatkę agenta. Z ospą wietrzną lekarze mieli do czynienia nie od dziś, a więc nikt sprawą nie przejął się bardziej niż zazwyczaj. Jednak z dnia na dzień chorych przybywało. Ospę wietrzną potwierdzono u członków rodziny kobiety i u lekarza, który pierwszy się nią zajmował. Jednak zaniepokojenie wzbudziło dopiero powtórne - w krótkim czasie - zachorowanie kilkuletniego chłopca. Dlaczego? Bo podwójne przejście ospy wietrznej to rzadka sprawa. Wtedy na jaw wyszło, że to nie zwykła ospa, a jej groźna odmiana: variola vera, czyli czarna ospa, nazywana też prawdziwą. Sprawa była poważna, bo śmiertelność nieszczepionych osób sięgała nawet 80 procent. A chorych przybywało. Czytaj więcej o epidemii czarnej ospy we Wrocławiu w Magazynie TVN24

Doktor Michał Sobków wspomina epidemię czarnej ospy we Wrocławiu
Doktor Michał Sobków wspomina epidemię czarnej ospy we Wrocławiu
Źródło: M.Walczak | TVN24 Wrocław

180 tysięcy osób zaszczepionych w pięć dni. Bo chciały

Wrocław rozpoczął walkę z epidemią. Nie było czasu do stracenia, bo wirus po mieście krążył od kilkudziesięciu dni. Jak pisze Grażyna Trzaskowska z Archiwum Państwowego we Wrocławiu, "już na początku akcji profilaktycznej władze uznały szczepienia za podstawowy środek ochronny, a ich powszechność za warunek konieczny zlikwidowania ospy w Polsce". Dokładnie w połowie lipca ogłoszono alarm epidemiczny, a Wrocław otoczono kordonem sanitarnym.

O przebiegu walki z epidemią dziennikarze informowali codziennie i zachęcali do akcji szczepień. Ta, rozpoczęta 17 lipca, początkowo była dobrowolna. Pojawienie się czarnej ospy zaskoczyło wszystkich, a więc pojawił się problem z brakiem preparatu, który mógłby uchronić przed zakażeniem.

W lipcu zapasy szczepionki oszacowano na 155 tysięcy sztuk. Szczepić się miał więc tylko ten, kto chciał. A chciało wielu. W pierwszych trzech dniach w samym Wrocławiu zaszczepiły się 124 tysiące osób. Dwa dni później zaszczepionych było już 180 tysięcy mieszkańców stolicy Dolnego Śląska. Szczepić niektórzy chcieli się więcej razy, niż było to potrzebne. "Słowo Polskie" relacjonowało: "bardzo często osoby, które szczepiły się przeciw ospie, doszedłszy do wniosku, iż szczepionka nie przyjęła się, zgłaszają się już po kilku dniach do ponownego szczepienia. Pośpiech ten jest nieuzasadniony".

Nawet na dworcach, a także w niedziele i święta

Medycy i służby sanitarne pracowały bez wytchnienia, by zapewnić ciągłość szczepień. Pisma o treści: "Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna we Wrocławiu prosi o przewóz samolotem sanitarnym szczepionki przeciwospowej z Warszawy do Wrocławia", krążyły nieustannie między Wrocławiem a stolicą. W mieście tworzono kolejne punkty szczepień, między innymi na dworcach kolejowych. Szczepiono, gdzie się dało i kiedy tylko się dało, także w dni świąteczne. Osobne punkty szczepień tworzono dla dzieci i młodzieży, które miały wyjechać na kolonie letnie.

A Jan Kostrzewski, ówczesny Główny Inspektor Sanitarny, zapewniał, że zapasy szczepionki zostaną szybko uzupełnione przez dostawę pół miliona dawek z Moskwy. Kolejne miały nadejść też z Węgier. Szczepionki były potrzebne coraz bardziej, bo przypadki zachorowań na czarną ospę odnotowano też poza Wrocławiem.

Punkty szczepień tworzono między innymi na dworcach kolejowych
Punkty szczepień tworzono między innymi na dworcach kolejowych
Źródło: Archiwum Państwowe we Wrocławiu

Obowiązek szczepień i miliony dawek

Na początku sierpnia w gazetach można było przeczytać: "przymusowe szczepienie ospy na terenach województwa wrocławskiego i opolskiego". Bo choć zauważano, że "ogół ludności wykazuje właściwe i żywe zainteresowanie prowadzoną przez służbę zdrowia akcją profilaktyczną", to sytuacja się pogarszała, a liczba zachorowań rosła. Akcję obowiązkowych szczepień można było rozpocząć, bo Zjednoczenie Wytwórni Surowic i Szczepionek w Warszawie dostarczyło partię czterech milionów dawek szczepionki. "W najbliższych 2-3 dniach zostanie przekazanych dalszych 600 tysięcy dawek, a w pierwszej dekadzie sierpnia służba zdrowia otrzyma następną taką partię. W przygotowaniu zaś znajduje się dalszych 2 mln dawek" - uspokajała prasa.

Szczepionkę przeciw ospie produkowało m.in. Zjednoczenie Wytwórni Surowic i Szczepionek w Warszawie
Szczepionkę przeciw ospie produkowało m.in. Zjednoczenie Wytwórni Surowic i Szczepionek w Warszawie
Źródło: tvn24.pl

Szczepionkę w punktach szczepień trzeba było przechowywać w temperaturze poniżej zera stopni Celsjusza i chronić przed światłem. Transport musiał odbywać się w termosach lub torbach chłodniczych wypełnionych lodem. Przy zachowaniu tych warunków szczepionka w fiolce miała trzy tygodnie ważności. Czas więc gonił. Medycy zakasali rękawy i przystąpili do szczepień w ramach powszechnej i obowiązkowej akcji. "Szczepienie wykonuje się na górnej części ramienia. (…) Wskazane jest szczepienie wyłącznie na prawym ramieniu" - podkreślano w informatorze Zjednoczenia Wytwórni Surowic i Szczepionek. I przypominano, jak należy postępować ze zużytymi strzykawkami i igłami. Nikt bowiem wtedy nie myślał tylko o jednorazowym ich wykorzystaniu. "Po przeprowadzeniu szczepienia igły lub specjalne przyrządy należy dezynfekować najlepiej przez gotowanie przez 10 minut. Igły po ich dezynfekcji powinny być umyte, wysuszone i następnie wyjałowione w autoklawie lub przez gotowanie przed następnym szczepieniem" - zaznaczono w informatorze.

Służby medyczne musiały zgłaszać liczbę zaszczepionych osób
Służby medyczne musiały zgłaszać liczbę zaszczepionych osób
Źródło: Archiwum Państwowe we Wrocławiu

"Stop. Nieszczepionym wstęp wzbroniony"

O odstąpieniu od przyjęcia zastrzyku chroniącego przed zachorowaniem na czarną ospę mógł zdecydować - tylko w wyjątkowych przypadkach - lekarz. A kto nie chciał odsłonić ramienia i przyjąć szczepionki, musiał liczyć się z karą grzywny, a nawet więzieniem. Ale także z napiętnowaniem społecznym. Dziennikarze "Słowa Polskiego" informowali: "Do akcji profilaktycznej włączyła się Spółdzielnia Pracy 'Universum', wydając barwne plakietki do wywieszania na drzwiach z dowcipnym napisem 'Stop. Nieszczepionym wstęp wzbroniony'. Pomysł godny uwagi. A nuż zmusi opornych, którzy do tej pory nie spełnili obywatelskiego obowiązku, aby - nie chcąc narazić się na zerwanie kontaktów towarzyskich - zgłosili się natychmiast w najbliższym punkcie szczepień". Jednak chodziło nie tylko o podtrzymywanie relacji towarzyskich.

Niezaszczepieni nie mieli we Wrocławiu łatwego życia. Prezydium Rady Narodowej miasta Wrocławia wydało zarządzenie w sprawie kontroli wypełnienia obowiązku szczepień przeciwko ospie. Kontrolować mieli dyrektorzy zakładów pracy i administratorzy budynków. Naprędce powstawały więc listy tych, którzy poddali się szczepieniu i tych, którzy igły unikali. I tak rozpoczynały się ich problemy: bez szczepienia nie było zaświadczenia, a bez zaświadczenia chociażby możliwości korzystania z transportu. Niezaszczepieni nie mieli prawa podróżować ani pociągiem, ani autobusem. Fakt szczepienia trzeba było udowodnić najpierw przy zakupie biletu, a później podczas kontroli na peronie. Bez potwierdzenia faktu zaszczepienia się nie było też szans na skorzystanie z taksówki. Łatwiej nie mieli także ci, którzy wybierali podróż własnym samochodem. Każdy, kto chciał wyjechać lub wjechać do miasta, musiał udokumentować, że został zaszczepiony. Kontrolowali to milicjanci ze specjalnych posterunków ustawionych przy drogach wylotowych z miasta. Kierowca i pasażerowie nie mieli zaświadczeń o szczepieniu? Nie mogli więc - przed wizytą w najbliższym punkcie szczepień - jechać dalej.

Przy wszystkich drogach wjazdowych do miasta stanęły takie tablice
Przy wszystkich drogach wjazdowych do miasta stanęły takie tablice
Źródło: Archiwum Państwowe we Wrocławiu

Kary "za złośliwe uchylanie się od szczepień"

Ten, kto podróżować nie musiał i nie potrzebował udowadniać faktu szczepienia, i tak mógł być w opałach. I to niemałych. Przyłapanym na stronieniu od igły groziło do trzech miesięcy aresztu i wysokie grzywny. A gdyby okazało się, że niezaszczepiony zachorował i naraził na niebezpieczeństwo innych, mógł iść nawet na 15 lat za kratki. Na początku września 1963 roku tylko w jednej z dzielnic Wrocławia "za złośliwe uchylanie się od szczepień" ukarano kilkadziesiąt osób. Jednak ci, którzy migali się od kontaktu ze szczepionką, byli w mniejszości. Zazwyczaj przed punktami szczepień ustawiały się kolejki chętnych. Posiadanie strupka, znaku po kontakcie ze strzykawką, było modne na tyle, że młode dziewczęta z dumą eksponowały ramiona.

Osoby uchylające się od obowiązku szczepień ochronnych podlegały odpowiedzialności w trybie karno-administracyjnym (groził im areszt do trzech miesięcy i grzywna do 4500 zł) lub w razie zachorowania i spowodowania przez to możliwości zarażenia innych - odpowiedzialności karnej z art. 217 Kodeksu karnego, który przewiduje karę do 15 lat więzienia. Kary te wymierzono. Już na początku września Kolegium Karno-Administracyjne przy DRN - Fabryczna zorganizowało specjalną sesję, na której zapadły wyroki za złośliwe uchylanie się od szczepień. Ukarano 40 osób. Spośród nich przed Kolegium wezwano 10 osób, wobec sześciu wydano orzeczenia skazujące.
"97 dni grozy. Epidemia ospy prawdziwej we Wrocławiu", Małgorzata Skotnicka-Palka

Masowa akcja szczepień utrudniała za to radzenie sobie z upałem, który latem 1963 roku panował we Wrocławiu. Wszystko dlatego, że miejski sanepid zdecydował o zamknięciu kąpielisk. "Zarządzenie podyktowane jest obawą, by osoby zaszczepione, którym nie wolno się kąpać, nieświadomie nie przekroczyły zakazu. Kąpiel po zaszczepieniu stwarza możliwość przeniesienia szczepionki z miejsca zaszczepienia na inne miejsce, powodując takie same zmiany skóry, jak w miejscu zaszczepienia" - podkreślali dziennikarze.

98 procent mieszkańców zaszczepionych, ponad osiem milionów w całej Polsce

Obowiązek szczepień dla mieszkańców pozostałych regionów Polski wprowadzono dopiero 17 sierpnia 1963 roku. W trakcie akcji w całym kraju zaszczepiono ponad osiem milionów osób, w tym ponad dwa miliony mieszkańców Dolnego Śląska i ponad 400 tysięcy mieszkańców Wrocławia, co stanowiło 98 procent miejskiej populacji. "Odnotowano dziewięć zgonów na skutek szczepień. Niepożądane odczyny poszczepienne zarejestrowano u około tysiąca zaszczepionych" - czytamy w "Polskim Kalendarzu Szczepień Ochronnych - wczoraj, dziś i jutro". A Grażyna Trzaskowska w swojej pracy wymienia koszty ówczesnej walki z epidemią: "Szacunkowe koszty tych działań, jak można sądzić niepełne, obliczone zostały na sumę 65 mln złotych, w tym koszty szczepionki wyniosły: Szczepionka produkcji polskiej - 566,40 tys. złotych, szczepionka produkcji węgierskiej - 2,4 mln złotych, szczepionka produkcji radzieckiej - 4,197 mln złotych".

Tak w latach 60. XX wieku wyglądał proces produkcji szczepionek. Tutaj przeciwko durowi brzusznemu
Tak w latach 60. XX wieku wyglądał proces produkcji szczepionek. Tutaj przeciwko durowi brzusznemu
Źródło: BIOMED Kraków

Alarm dla Wrocławia odwołano dopiero po zakończeniu kwarantanny wszystkich narażonych na kontakt z wirusem. Blokady wokół miasta zniesiono 19 września 1963 roku. W trakcie epidemii we Wrocławiu zmarło siedem osób, a 99 zachorowało. Izolacji poddano w sumie dwa tysiące osób.

Czytaj także: