Prokuratura po cichu umorzyła śledztwo dotyczące serii przestępstw, których miał się dopuszczać Zbigniew Maj, były komendant główny policji. Przez ponad pięć lat trzech prokuratorów przesłuchało ponad pięciuset świadków, by sprawę zamknąć stwierdzeniem "brak cech przestępstwa".
Fotel komendanta głównego policji powierzył pułkownikowi Zbigniewowi Majowi minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak 11 grudnia 2015 roku.
Już trzy miesiące później Maj złożył dymisję, zapisując się w historii policji jako najkrócej urzędujący "zero-jeden", jak nazywają komendanta głównego podwładni. Dziś jego zdjęcie wisi na pamiątkowej ścianie w centrali policji z podpisem "2015-2016".
Zarzuty Kamińskiego
Nagła dymisja szefa 120-tysięcznej formacji wzbudziła falę spekulacji dziennikarzy i polityków o jej prawdziwym tle.
Przeciął je Mariusz Kamiński, który jako ówczesny minister koordynator służb specjalnych pojawił się na posiedzeniu sejmowej komisji spraw wewnętrznych i administracji. Zdumionych posłów poinformował, że chodzi o toczące się wspólne śledztwo prokuratorskiego pionu przestępczości zorganizowanej i korupcji oraz CBA.
- Zarzuty, które prokuratura może sformułować wobec Maja, są w moje opinii zarzutami poważnymi – mówił minister Kamiński. - Ja o całej sprawie (śledztwie prokuratury - red.) dowiedziałem się od szefa CBA już po nominacji Maja - mówił Kamiński. Stwierdził także, że odpowiedzialny za nominację Maja na funkcję komendanta głównego policji jest poprzedni rząd PO-PSL. – Maj pracował w policji podczas rządów PO, kiedy toczyło się wobec niego postępowanie - mówił.
Setki świadków, podsłuchy i trzech prokuratorów
W rzeczywistości toczyło się już wtedy postępowanie w prokuraturze, które zainicjowali funkcjonariusze łódzkiej delegatury Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Stosując m.in. podsłuchy, gromadzili dowody mające świadczyć o całej serii przestępstw, których miał się dopuszczać Maj podczas swojej długiej i krętej kariery w policji, rozpoczętej w 1996 roku.
- Funkcjonariusze CBA podejrzewali, że kradł pieniądze z funduszu operacyjnego, przekazywał informacje z toczących się śledztw m.in. politykom, że wykorzystywał swoje funkcje w policji do wykorzystywania podwładnych kobiet – tak opisywali materiały śledztwa dziennikarzom tvn24.pl już przed czterema laty rozmówcy z prokuratury.
Śledztwem zajmowało się w sumie trzech prokuratorów z pionu przestępczości zorganizowanej i korupcji. Podzielili je na 56 różnych wątków, które badali. Według informacji tvn24.pl udało im się nawet zdobyć zgody ministra spraw wewnętrznych na odtajnienie całej siatki informatorów i agentów, których Maj prowadził jako wieloletni policjant Centralnego Biura Śledczego – szef oddziału w Bydgoszczy, Poznaniu, a w końcu jako wiceszef "polskiego FBI" .
Wśród badanych spraw były także wątki polityczne, jak rzekome przekazywanie informacji z akt dochodzeń politykom opozycji, m.in. związanym z Grzegorzem Schetyną.
Prywatna zemsta i polityka?
Sam Maj od początku zaprzeczał, by popełnił jakiekolwiek przestępstwa. W rozmowach z dziennikarzami wskazywał, że sprawę przeciwko niemu rozpoczął agent CBA, który jako były mąż jego siostry miał prywatne powody do zemsty.
Prywatna zemsta zbiegła się z politycznymi wątkami, politycznymi walkami wewnątrz PiS. W ten sposób stałem się ściganym komendantem głównym policji.
Ostatecznie prokuratorzy z Łodzi umorzyli pięcioletnie śledztwo, zawarte w ponad stu tomach, pod koniec grudnia ubiegłego roku. Jak poinformował jako pierwszy portal OKO.press, słuszność ich decyzji kontrolowali jeszcze nadzorcy z Prokuratury Krajowej. Ostatecznie całą sprawę umorzono we wszystkich wątkach "z braku cech przestępstwa".
Donos na Wojtunika
Zbigniew Maj ma nadal jednak od trzech lat status podejrzanego. W maju 2018 roku do jego domu w Kaliszu weszli uzbrojeni w długą broń agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Jak później relacjonował Maj, kierujący na miejscu czynnościami wiceszef gdańskiej delegatury CBA miał mu przedstawić propozycję: jeśli obciąży jednego z ministrów w rządach PO, będzie potraktowany łagodniej.
- Jeśli pomogę i wskażę pewne osoby, które miałem zasugerowane, to ciężar gatunkowy tego, co się dzieje, będzie lżejszy – tak relacjonował sam Maj w programie TVN24 "Jeden na Jeden".
Propozycja miała dotyczyć obciążenia zeznaniami Pawła Wojtunika, który kierował CBA od 2009 roku do końca 2015 roku. To, że taką ofertę otrzymał, Maj później potwierdził, składając zeznania w prokuraturze pod rygorem odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań.
Po zakończeniu przeszukań, Maj został przewieziony do Rzeszowa, a prokurator przedstawiła mu zarzuty dotyczące popełnienia dziesięciu przestępstw. Były one efektem podsłuchiwania rozmów, które prowadził jako szef policji między grudniem 2015 a lutym 2016. Przestępstwa miały polegać na udzielaniu dziennikarzom informacji z prowadzonych postępowań karnych oraz na temat planowanych dopiero czynności, co według prokuratury utrudniało śledztwa.
- Byłem podsłuchiwany [przez Centralne Biuro Antykorupcyjne - przyp. red.] jako komendant główny policji. Ze mną rozmawiali politycy wszystkich opcji, rozmawiał ze mną pierwszy garnitur opcji rządzącej, rozmawiali ze mną dziennikarze wszystkich tak naprawdę stacji telewizyjnych, radiowych - mówił w 2018 r. w "Jeden na Jeden" Maj.
- Od momentu, gdy usłyszałem zarzuty, nic się nie dzieje w tej sprawie. Właśnie kieruję do sądu skargę na przewlekłość postępowania. Uniemożliwia mi to obronę, do dziś nie poznałem nawet dowodów, na podstawie których postawiono mi zarzuty – komentuje sam Maj.
Źródło: Tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24