Twórcy dawnej firmy Elektromis, łączonej ze zbrodnią na dziennikarzu Jarosławie Ziętarze, twierdzą, że padli ofiarą szantażu ze strony głównego świadka prokuratury. Dowodem ma być nagranie rozmowy świadka z jego prawnikiem, w której sami nie uczestniczyli. - Na nagraniu słychać, że świadek jednoznacznie łączy Elektromis ze zbrodnią na Ziętarze. A reakcja ludzi Elektromisu na nagranie wskazuje, że bardzo boją się tego, co może zeznać w sądzie – mówi nam osoba znająca szczegóły sprawy.
We wrześniu tego roku dotarliśmy do byłego oficera UOP, głównego świadka prokuratury ws. porwania poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary. Twierdzi on, że w połowie 1992 roku przyjął tajne zlecenie na śledzenie Ziętary od bardzo wówczas znanej firmy Elektromis. Świadek zapewnia, że widział, jak ochroniarze Elekromisu, przebrani za policjantów, 1 września 1992 roku porwali młodego mężczyznę sprzed jego domu. Ciała dziennikarza, który miał zbierać dowody na wielki przemyt w firmie, do dzisiaj nie odnaleziono.
Świadek w 2015 roku wycofał się ze współpracy z prowadzącą śledztwo krakowską prokuraturą. Jednak niedawno wrócił do rozmów ze śledczymi. W styczniu ma złożyć zeznania na rozpoczynającym się procesie oskarżonych ochroniarzy.
Podczas wcześniejszych spotkań były oficer UOP opowiadał nam, że środowisko dawnego Elektromisu, z którym przed laty ściśle współpracował, nadal do niego dociera. I próbuje dowiedzieć się, co zezna na procesie w sprawie porwanie Ziętary. Świadek pokazywał nam dwuznaczne wiadomości wysyłane przez byłego milicjanta Krystiana Cz., jednego z twórców Elektromisu. Wskazywał również, że ludzie Elektromisu próbują umówić się z jego prawnikiem Robertem B., by "się dogadać" w sprawie zeznań składanych przez byłego oficera UOP.
Twórcy Elektromisu nie chcieli się z nami spotkać, ale od września wiedzieli, że pracujemy nad publikacją. Wówczas otrzymali od nas pytania. W październiku kamera TVN pojawiała się przed siedzibą ich obecnej firmy.
W połowie listopada opublikowaliśmy materiał oparty na wypowiedziach byłego oficera UOP w kontekście zbrodni na Ziętarze. Jeszcze tego samego dnia zareagowali dwaj szefowie dawnego Elektromisu, Mariusz Ś. oraz wspomniany Krystian Cz. Wysłali do mediów zaskakujące oświadczenie. Zarzucili w nim głównemu świadkowi, że ich szantażował. Dodali, że 22 października o sprawie zawiadomili prokuraturę.
- Na dowód zostało załączone nagranie audio, na którym (świadek) opowiada, jak za kwotę trzech milionów złotych jest gotowy zmieniać swoje zeznania opisujące rolę kierownictwa Elektromisu w sprawie – oświadczyli publicznie.
O co chodzi w nagraniach?
Rzeczywiście, 22 października Krystian Cz. złożył zawiadomienie w poznańskim Wydziale Zamiejscowym Prokuratury Krajowej. Poznańscy śledczy, z uwagi na charakter sprawy, szybko wyłączyli się z postępowania. Akta trafiły do Prokuratury Krajowej w Warszawie z prośbą o wyznaczenie innej jednostki do zajęcia się sprawą.
Dotarliśmy do osób znających szczegóły sprawy: - Krystian Cz. do zawiadomienia dołączył nagranie rozmowy dwóch mężczyzn. Zapewniał, że są to: główny świadek prokuratury w sprawie Ziętary oraz jego prawnik Robert B. Skąd miał nagranie rozmowy, w której sam nie uczestniczył? Krystian Cz. twierdził, że nagranie przypadkowo odnalazł w swojej skrzynce – mówią nasze źródła.
Co wynika z nagrania? - Podczas rozmowy główny świadek prokuratury przechwala się oraz mówi, że za trzy miliony złotych może zmienić swoje zeznania o roli Elektromisu. Wskazuje, że tymi pieniędzmi podzieliłby się z innymi osobami, w tym z prawnikami z Poznania i śledczymi wyjaśniającymi sprawę Ziętary. Jednocześnie stwierdza, że w zbrodnię na Ziętarze jest zamieszany zwłaszcza Krystian Cz. z kierownictwa Elektromisu i to środowisko przed trzema laty przekazało mu pół miliona złotych. Te nagrania są niekorzystne dla obu stron: świadek mówi o pieniądzach, a Elektromis jest powiązany ze zbrodnią na Ziętarze i reakcja twórców tej firmy pokazuje, że boją się zeznań świadka – podsumowuje nasze źródło.
Kontekst nagranej rozmowy wskazuje, że została przeprowadzona we wrześniu lub w październiku. Być może odbywała się w kancelarii Roberta B., prawnika, który od wielu lat doradza byłemu oficerowi UOP, ale niewykluczone, że w innym miejscu. Z nagrania ma wynikać, jak mówią nasze źródła, że były oficer UOP jest aktywny, bardzo dużo mówi i nieco się przechwala. Prawnik Robert B. ma głównie słuchać, przytakiwać, mówić niewiele.
Prawnik ze środowiska
Kim jest mecenas Robert B.? To prawnik ze skazą. Ma wyroki na koncie. Od znającej go osoby usłyszeliśmy, że - delikatnie mówiąc - nie miałby skrupułów, by zrobić coś niezgodnego z etyką zawodową.
B. przed laty miał reprezentować twórcę Elektromisu w jednej ze spraw. Było to pod koniec lat 90., gdy jako początkujący prawnik pracował w kancelarii Wiesława Michalskiego, wieloletniego pełnomocnika ludzi Elektromisu w różnych sprawach. Obecnie mecenas Michalski jest obrońcą obu ochroniarzy, oskarżonych o porwanie i pomocnictwo w zabójstwie Ziętary.
Robert B. w 1999 roku uzyskał tytuł radcy prawnego i zaczął pracować na własny rachunek. Od 2008 roku, wskutek skarg klientów, zaczął mieć sprawy dyscyplinarne w poznańskim samorządzie radców prawnych. W 2016 roku sam skreślił się z listy radców prawnych. W dwóch procesach karnych został skazany za oszustwo i działanie na szkodę dwóch klientów. Brał pieniądze - 1,5 tys. zł oraz 15 tys. zł - ale spraw nie prowadził lub działał opieszale. Nie potrafił się też rozliczyć z pobranych kwot. Obecnie w Poznaniu prowadzi biuro prawne. Jego klientem od lat jest zeznający ws. Ziętary były oficer UOP, który sam miał różne kłopoty z prawem i dwa wyroki na koncie.
Dotarliśmy do Roberta B. Początkowo odmówił spotkania. Jak potem tłumaczył, chciał jak struś schować głowę w piasek. Ale po kilku dniach zadzwonił i spotkał się z nami. Stwierdził, że jednak się wypowie "dla własnego bezpieczeństwa".
Jak tłumaczy fakt, że został nagrany podczas rozmowy z klientem? Kto i dlaczego nagrywał? Zapewnia, że nigdy nikogo nie nagrywał. A czy kogoś oszukał? Odpowiada, że to zależy, co rozumiemy pod pojęciem oszustwa. Przyznaje, że jest osobą karaną. Potwierdza również, że główny świadek ws. Ziętary to jego wieloletni znajomy i klient.
- Poznaliśmy się jeszcze w latach 90., gdy pracowałem w kancelarii Wiesława Michalskiego. On był klientem tej kancelarii. Ale nigdy nie nagrywałem rozmów z nim ani z żadnym innym klientem. Nie mam pojęcia, w jaki sposób nagranie naszej niedawnej rozmowy trafiło do ludzi z dawnego Elektromisu. Tych naszych rozmów było zresztą więcej, w różnych miejscach – zapewnia nas Robert B.
Szantaż czy prowokacja?
Prawnik twierdzi, że nie on inicjował temat nagranych rozmów. - Świadek ws. Ziętary, mój wieloletni znajomy, chciał, bym w jego imieniu poszedł do mecenasa Wiesława Michalskiego. Nie wiem, dlaczego akurat mnie o to poprosił. Z mecenasem Michalskim nie mam żadnych relacji od dobrych kilku lat. Świadek chciał, bym w jego imieniu złożył propozycję drugiej stronie, że za trzy miliony złotych zmieni zeznania o roli Elektromisu ws. Ziętary. Nie chciałem tego zrobić - oświadcza.
Jak tłumaczy, "po pierwsze, byłby to szantaż". - Po drugie, boję się zarówno środowiska Elektromisu, jak i świadka, byłego oficera UOP. Obie strony to nie są grzeczni chłopcy. Nie wiem tylko, kogo bardziej się bać – opowiada Robert B. - Gdy odmówiłem zostania emisariuszem, świadek ws. Ziętary zaczął mnie uspokajać, że chodzi o prowokację wobec Elektromisu, o której wiedzą śledczy z Krakowa. Należałoby więc zapytać prokuraturę z Krakowa, czy wiedziała o jakiejkolwiek prowokacji. Według mnie gdyby prokuratura chciała robić prowokację, sama by się tym zajęła - dodaje.
Robert B. snuje również przypuszczenia, że rozmowę mógł nagrywać sam świadek ws. Ziętary.
- On zarzuca mi, że to ja nagrałem naszą rozmowę i dałem ją ludziom Elektromisu. Ale przeszło mi przez myśl, o czym mu zresztą w emocjach powiedziałem, że może on nagrał i przekazał naszą rozmowę. Pokazałby w ten sposób, że jest niewiarygodny i mógłby wycofać się z zeznań w sprawie Ziętary– taką hipotezę przedstawia Robert B.
Co na to główny świadek ws. Ziętary, wieloletni znajomy Roberta B.? Przekonuje, że nagrano jego rozmowę z prawnikiem i wyrwano słowa z kontekstu.
- Zarzut, że sam nagrywałem albo że szantażowałem szefów Elektromisu, jest absurdalny. Jak miałbym niby ich szantażować, skoro z nimi nie rozmawiałem? Uważam, że nagrał mnie prawnik Robert B. i przekazał to drugiej stronie. Poza tym kontekst był taki, że to mój prawnik Robert B., podobnie jak ja związany kiedyś z drugą stroną, zainicjował temat rozmów. Powiedział, że ludzie Elektromisu docierają do niego, bo chcą się ze mną dogadać. Powiedziałem mu wtedy, żeby ich podpuścił na trzy miliony złotych i zrobimy prowokację. Gdyby faktycznie chcieli przekazać pieniądze, powiadomiłbym szefa policyjnego Archiwum X z Krakowa. Już kiedyś umówiłem się z nim, że gdyby Elektromis "podchodził" do mnie w sprawie korzystnych zeznań, zawiadomię go. Ostatecznie jednak nie doszło do prowokacji – mówi były oficer UOP, główny świadek prokuratury.
Kto (nie) słyszał o Ziętarze?
Robert B. podczas rozmowy z nami stwierdził, że ma swoje przemyślenia na temat sprawy Jarosława Ziętary, że lata 90. to był "dziki zachód" i że każdy wie, iż Ziętara zajmował się niebezpiecznymi tematami.
- O sprawie Ziętary usłyszałem z gazet, w latach 90. To była bardzo głośna historia – zaznacza prawnik.
To ciekawa wypowiedź, zważywszy na publiczne stwierdzenia środowiska dawnego Elektromisu i ich mecenasa. Zarówno Wiesław Michalski, jak i szefowie dawnego Elektromisu zapewniają, że o sprawie Ziętary dowiedzieli się dopiero w 2014 roku. Krakowska prokuratura stawiała wtedy zarzuty byłemu senatorowi Aleksandrowi Gawronikowi za podżeganie do zabójstwa Jarosława Ziętary, a także dwóm ochroniarzom Elektromisu za porwanie dziennikarza.
Wiesław Michalski, obrońca ochroniarzy "Ryby" i "Lali", nie chce komentować sprawy nagrań. Wskazuje, że nie wie o tym wątku, a nawet gdyby wiedział, to nie mógłby niczego powiedzieć, trwa bowiem śledztwo w sprawie nagrań. Deklaruje, że jego zdaniem nasza publikacja na obecnym etapie może bardzo zaszkodzić sprawie.
Zbliżone argumenty przedstawia Krystian Cz., jeden z twórców Elektromisu. Choć wcześniej wystosował publiczne oświadczenie w tej sprawie, teraz nie odpowiada na nasze pytania o nagranie odnalezionego rzekomo w swej skrzynce pocztowej. Tłumaczy, że wszczęto śledztwo po jego zawiadomieniu, on jest stroną w sprawie i nie może o niej rozmawiać z dziennikarzami.
Sprawę nagrań, po tym jak z prowadzenia sprawy wyłączyła się poznańska prokuratura, wyjaśnia krakowski Wydział Zamiejscowy Prokuratury Krajowej. Ten sam, który oskarża byłych ochroniarzy o porwanie i pomocnictwo w zabójstwie Jarosława Ziętary. Śledczy nie chcą komentować trwającego śledztwa. Proces "Ryby" i "Lali" rozpocznie się 8 stycznia w poznańskim Sądzie Okręgowym.
O sprawie pisze także "Głos Wielkopolski".
Autor: Łukasz Cieśla, Jakub Stachowiak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Krzysztof M. Kaźmierczak