Sąd Najwyższy, rozpatrując apelację od wyroku Sądu Apelacyjnego w Łodzi, który wznowił w 2019 roku postępowanie w sprawie drukarza w Łodzi, uchylając wyroki skazujące i umarzając postępowanie, nie nadał sprawie biegu. Do sprawy kilka lat temu włączył się minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Sprawa ma swój początek w 2015 roku, gdy pracownik łódzkiej drukarni odmówił współpracy z organizacją LGBT.
Sąd Najwyższy rozpatrzył we wtorek apelację Kampanii Przeciw Homofobii od wyroku łódzkiego Sądu Apelacyjnego w sprawie drukarza, który odmówił druku plakatów dla organizacji LGBT. Sąd Utrzymał w mocy orzeczenie łódzkiego sądu w sprawie umorzenia postępowania wobec drukarza, który odmówił druku plakatów fundacji LGBT. Sąd w 2019 roku - po wniosku prokuratury - podjął trzy kluczowe dla sprawy decyzje: wznowił postępowanie w tej sprawie, uchylił wszystkie dotychczasowe wyroki, w tym również ten prawomocny (który wskazywał drukarza z Łodzi jako winnego, ale w którym to sąd odstąpił od kary) oraz umorzył sprawę.
Sąd Apelacyjny podjął te decyzje na podstawie czerwcowego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził niekonstytucyjność przepisu, na podstawie którego drukarz został skazany, czyli artykułu 138 Kodeksu wykroczeń. Zgodnie z procedurą w razie wydania przez TK wyroku stwierdzającego niekonstytucyjność przepisu można wznowić postępowanie, jeśli ktoś został na podstawie wadliwego przepisu skazany. Skorzystała z tego łódzka prokuratura, która wnioskowała o wznowienie postępowania.
Kto, zajmując się zawodowo świadczeniem usług, żąda i pobiera za świadczenie zapłatę wyższą od obowiązującej albo umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany, podlega karze grzywny. (Art. 138 - w części zawierającej słowa "albo umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany – został uznany za niezgodny z Konstytucją RP wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z dnia 26 czerwca 2019 r. (sygn. akt K 16/17) i z dniem 4 lipca 2019 r. utracił moc w tym zakresie (Dz. U. z 2019 r. poz. 1238)
Od decyzji Sądu Apelacyjnego przysługiwało odwołanie do Sądu Najwyższego. Skorzystała z tego Kampania Przeciw Homofobii, która od samego początku śledziła kolejne etapy prawnego sporu.
"Czy to jest dobre i słuszne?"
Podczas wtorkowej rozprawy Sąd Najwyższy nie nadał sprawie biegu. Przewodniczący składu orzekającego sędzia Waldemar Płóciennik mówił: - Sami państwo oceńcie, czy dobre i słuszne, czy dobre i sprawiedliwe było zaangażowanie ponadnormatywne prokuratora generalnego w tej jednej, drobnej sprawie? - pytał, odnosząc się do zaangażowania Zbigniewa Ziobry.
- Prokuratora, który przez kasację, skargę do Trybunału Konstytucyjnego i dalsze działania doprowadziła do sytuacji, w której jesteśmy: że po latach nastąpiło wzruszenie orzeczeń kontrolowanych przez Sąd Najwyższy i po latach okazuje się, że artykuł 138 Kodeksu wykroczeń praktycznie nie istnieje - mówił dalej.
- Konsekwencją jest to, że nie mamy żadnej legislacji w tej mierze. Czy to jest dobre i słuszne? Czy to jest dobre i słuszne, że kobieta na wózku wyrzucona ze sklepu musi szukać drogi cywilnej, bo Kodeks wykroczeń nie będzie reagował? Czy to jest dobre i słuszne, że niektóre orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego zapadają w niezwykle krótkim czasie, a są sprawy, które trwają 3,5 roku bez żadnej decyzji? - pytał.
- Czy to jest dobre i słuszne, że państwo polskie nie godzi się na kontrolę praworządności, mówiąc o niej w cudzysłowie i twierdząc przy tym, że jest na wskroś praworządny - pytał dalej. Orzeczenie SN jest prawomocne. Nie przysługuje wobec niego zwykły środek odwoławczy.
Usługa, której nie było
Prawna epopeja w tej sprawie rozpoczęła się w maju 2015 roku. Do firmy drukarza z Łodzi zadzwonili przedstawiciele jednej z fundacji LGBT (z ang. Lesbian, Gay, Bisexual, Transgender), czyli zajmującej się walką o prawa między innymi homoseksualistów.
Drukarz umówił się na cenę plakatu i poprosił o wysłanie obrazu, który miał zostać wydrukowany. Kiedy zobaczył, że jest to plakat promujący jedno z wydarzeń organizowanych przez środowiska LGBT - zerwał współpracę. Przedstawicielka fundacji LGBT Business Forum usłyszała, że firma odmawia wykonania usługi, bo nie będzie wspierała środowisk LGBT. Fundacja zgłosiła sprawę do sądu.
Pierwszy proces
Łódzki sąd rejonowy w czerwcu 2016 roku wydał wyrok nakazowy, czyli bez procesu. Sąd uznał, że drukarz ma zapłacić 200 złotych na rzecz Skarbu Państwa. Dlaczego? Bo - zdaniem sędziego - mężczyzna "umyślnie, bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany" i dlatego podlega karze grzywny.
Mężczyzna odwołał się od tego wyroku. Tym samym wcześniejsza decyzja sądu stała się nieważna. Konieczny był proces. Ten rozpoczął się w listopadzie 2016 roku. Na jego początku obrona złożyła wniosek o umorzenie postępowania.
- Nie ma w tej sprawie znamion czynu zabronionego. Strony nie zawarły żadnej umowy i nie było obowiązku świadczenia usługi - mówił wówczas mecenas Bartosz Lewandowski, obrońca drukarza.
Podobnego zdania była prokuratura, która zainteresowała się sprawą na polecenie ministra sprawiedliwości i prokuratura generalnego Zbigniewa Ziobry. Po wcześniejszej decyzji sądu o grzywnie dla drukarza Ziobro mówił bowiem o "niebezpiecznym precedensie", bo narusza ona zasadę wolności sumienia.
Sąd pierwszej instancji miał jednak inne zdanie, choć odstąpił od wymierzenia kary grzywny. Podkreślał, że nie ma wątpliwości, iż do wykroczenia doszło. Odnosząc się do niewymierzenia kary, wskazywał, że powodem tego jest między innymi sytuacja rodzinna drukarza.
Kontrowersje
Już wyrok nakazowy wzbudził mnóstwo emocji w resorcie sprawiedliwości. "Sądy są zobowiązane strzec konstytucyjnej wolności sumienia, a nie ją łamać" - komentowało ministerstwo. W komunikacie opublikowanym przez resort oceniono, że opisywany wyrok stanowi "niebezpieczny precedens", bo "burzy wolność myśli, przekonań i poglądów, a także swobodę gospodarczą, polegającą na dowolności transakcji".
"Żadne ideologiczne racje nie uzasadniają naruszania tych fundamentalnych zasad" - przekonywał resort.
Według ministerstwa wspomniany werdykt sądu "stawia w uprzywilejowanej pozycji fundację reprezentującą środowiska mniejszości seksualnych, a łamie wolność sumienia pracownika, który ma prawo nie popierać homoseksualnych treści".
Niedługo potem głos zabrał też Rzecznik Praw Obywatelskich. Adam Bodnar napisał wtedy do szefa resortu sprawiedliwości, że odmowa ta była niezgodną z prawem i dyskryminacją ze względu na orientację seksualną.
Ziobro odpisał Bodnarowi, iż ma nadzieję, że RPO wesprze go w staraniach, aby łódzki sąd respektował konstytucyjną zasadę wolności sumienia. Niedługo potem do dyskusji włączyło się między innymi Amnesty International, które "wyraziło zaniepokojenie" słowami ministra i próbą jego wpływania na Rzecznika Praw Obywatelskich.
"Rzecznik Praw Obywatelskich stoi na straży praw i wolności człowieka i jest w swojej działalności niezawisły i niezależny od innych organów państwowych, co zagwarantowano w Konstytucji RP. Pełniąc swoją rolę Rzecznik Praw Obywatelskich może również wystąpić do sądu z opinią w sprawach indywidualnych, a do kompetencji niezawisłego sądu należy decyzja jak się do tej opinii odniesie" - podkreślała organizacja w komunikacie.
Druga instancja i Sąd Najwyższy
Sąd drugiej instancji w 2017 roku utrzymał w mocy poprzedni wyrok. Drukarz został prawomocnie uznany za winnego wykroczenia, ale sąd odstąpił od wymierzenia mu kary. W "odpowiedzi" prokurator generalny Zbigniew Ziobro skierował sprawę do Trybunału Konstytucyjnego. Złożył też kasację do Sądu Najwyższego, która rok później (w czerwcu 2018 roku) została przez Sąd Najwyższy oddalona.
SN przyznał wprawdzie wówczas, że nie można uznać jako ogólnej zasady poglądu, że "indywidualny światopogląd i subiektywne rozumienie wyznawanej religii nie mogą stanowić uzasadnionej przyczyny odmowy świadczenia", ale jednocześnie wskazał, iż obwiniony drukarz w tej konkretnej sprawie nie miał uzasadnionego powodu, by odmówić wykonania usługi.
Trybunał Konstytucyjny
Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z czerwca 2019 roku na nowo rozbudziło emocje wokół sprawy drukarza. TK stwierdził, że karanie kogokolwiek za odmowę świadczenia usług jest niekonstytucyjne. Trybunał pochylał się nad regulacją Kodeksu wykroczeń, w której czytamy: "Kto, zajmując się zawodowo świadczeniem usług, żąda i pobiera za świadczenie zapłatę wyższą od obowiązującej albo umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany, podlega karze grzywny". TK uznał ten przepis za niekonstytucyjny w części obejmującej słowa: "albo umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany".
TK orzekł wtedy, że przepis ten został wprowadzony w latach 70., "w innych realiach społeczno-gospodarczych związanych z gospodarką nakazowo-rozdzielczą". - Celem regulacji była więc ochrona konsumentów przed odmową świadczenia usług w gospodarce, która z punktu widzenia ekonomicznego była gospodarką niedoboru - mówił, uzasadniający wyrok sędzia TK Mariusz Muszyński. Dodał, że dopiero na początku XXI wieku jako jeden z celów tego przepisu zaczęto postrzegać cel antydyskryminacyjny.
Muszyński mówił, że rozwiązania, które mają ograniczać wolność podmiotów prywatnych w zakresie zawierania umów i przewidują kary za odmowę świadczenia takich usług, naruszają zaufanie do państwa i prawa, ponieważ stanowią nadmierną ingerencję ustawodawcy w wolność jednostki. Według TK zawarta w przepisie "penalizacja odmowy świadczenia usług umyślnie bez uzasadnionej przyczyny stanowi ingerencję w wolność podmiotu świadczącego usługi, w szczególności w prawo do decydowania o zawarciu umowy, prawa do wyrażania własnych opinii czy postępowania zgodnie z własnym sumieniem".
Z taką argumentacją nie zgodzili się dwaj sędziowie, którzy złożyli zdania odrębne. - Nie ulega mojej wątpliwości, że usunięcie z systemu prawnego przepisu o karalności odmowy świadczenia usług bez uzasadnionej przyczyny osłabi, i tak niedoskonały, system ochrony osób dyskryminowanych - mówił sędzia Leon Kieres.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock