Ile trzeba publikacji w mediach, by wysocy rangą państwowi urzędnicy przestali łamać standardy, które powinny ich obowiązywać? Przypadek byłego wiceministra ochrony środowiska pokazuje, że opinia publiczna niewiele urzędnika może obchodzić.
Reporterzy "Superwizjera" TVN i "Rzeczpospolitej" odkryli przed rokiem, że wiceminister ochrony środowiska Maciej Trzeciak korzystając ze znajomości zasad wypłat unijnych dotacji, założył dochodową plantację orzecha włoskiego.
Kupił w tym celu 206 ha ziemi – za jeden hektar UE płaci 1,8 tys. zł.
I właściwie nic nie musiał robić. Plantatorzy orzecha są zobowiązani jedynie posadzić sadzonki na plantacji.
Trzeciak – choć naruszył standardy, jakie obowiązują państwowych urzędników - nie poczuwał się do winy. Złożył jednak dymisję z funkcji wiceministra, by – jak stwierdził - nie szkodzić wizerunkowi rządu.
Biznes się kręci
Minął rok. Trzeciak w rządzie już nie pracuje. Pełni za to szereg państwowych – bardzo dobrze płatnych – funkcji. Jest ekspertem w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, przewodniczącym rady nadzorczej tegoż Funduszu w oddziale w Toruniu i sekretarzem w Szczecinie. Nadal też gospodaruje na swojej plantacji orzecha.
Co więcej – od czasu emisji reportażu kilka osób z jego najbliższego otoczenia także kupiło bądź wydzierżawiło od Skarbu Państwa ziemię, na której założyło plantacje orzecha włoskiego. Teraz orzechowy biznes Trzeciaka i jego znajomych zajmuje 803 hektary.
"To jest fikcja"
Reporterzy "Superwizjera" pojechali zobaczyć, jak dziś wyglądają uprawy b. wiceministra. Okazało się, że to pola porośnięte nie orzechami, lecz chwastami (wśród nich z trudem można znaleźć małe sadzonki orzecha włoskiego). - On potrafi przy alkoholu, jak mu się trochę tam język rozwiąże, to on wtedy szczerze mówi, że chodzi o to, żeby trochę tę ziemię potrzymać, wziąć dopłaty, póki są wysokie. To nie są gospodarstwa żadne tam ekologiczne – mówi anonimowy informator mający dużą wiedzę o plantacjach Macieja Trzeciaka.
- On nigdy nie urośnie, przecież na orzech trzeba czekać piętnaście lat – dodaje drugi informator. – To jest fikcja. Oczywiście, że fikcja – twierdzi.
Sam Maciej Trzeciak zapewniał wcześniej dziennikarzy, że zebrane orzechy przeznaczone będą na sprzedaż. – Skończy się dopłata i się poszuka inną uprawę tanią i się drugą "walnie" – mówi anonimowy informator, który dodaje, że w miejsce orzechów mogą pojawić się na przykład… pomarańcze. Na stwierdzenie, że nie ma tu dobrych warunków do uprawy pomarańczy, mężczyzna odpowiada: - Kogo to obchodzi.
Źródło: TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn