Oblany kwasem samochód, próba podpalenia domu rodziców i liczne pobicia członków rodziny - od roku życie pani Agnieszki Nadajczyk wygląda jak koszmar. Kobieta twierdzi, że za wszystkimi tymi zdarzeniami stoi jej były konkubent. Wszystkie je zgłaszała na policję, ale każde kolejne śledztwo jest umarzane.
Rok temu pani Agnieszka postanowiła odejść od swojego konkubenta. Od tamtej pory jej życie zamieniło się w koszmar. Razem ze swoim obecnym partnerem cały czas żyją w strachu.
- Cały czas są tu podjazdy różnych samochodów, dzieją się różne rzeczy, można powiedzieć, że jak na amerykańskich filmach. Tylko że to dzieje się naprawdę - mówi Artur Kabziński, obecny partner pani Agnieszki.
Pani Agnieszka twierdzi, że za wszystkim stoi jej konkubent. - Zaczął mnie śledzić, zaczął mnie obserwować, wydzwaniać do mnie, sms za smsem. Dręczył mnie psychicznie, przyjeżdżał do mnie do domu o północy, pukał mi w okno. Widziałam jego kolegów, którzy za mną jeździli. W biały dzień jeździły za mną samochody. Byłam na wolności, a tak jakby na uwięzi. Bałam się, bo nie wiedziałam, co on może zrobić - opowiada kobieta.
Takie śledzenie trwało kilka tygodni. Pani Agnieszka ze swoim partnerem chcieli od tego uciec, chcieli odpocząć. Wyjechali na kilka dni. Kiedy wrócili, ich samochody były oblane kwasem. Ale to był dopiero początek. Trzy dni później doszczętnie spłonął samochód pani Agnieszki. Ktoś próbował też podpalić budynek należący do jej rodziców i stojące obok drzewo.
Brak dowodów
Pani Agnieszka zgłosiła sprawę policji. Prokuratura wszczęła w tych sprawach dwa postępowania - jedno w sprawie uszkodzenia samochodów, drugie w sprawie podpalenia. Ale po kilku miesiącach zostały umorzone z braku dowodów.
Dla Pani Agnieszki i jej partnera rozpoczął się nowy okres. - Zaczął mnie straszyć, zaczęły się wyzwiska itd. Wszedł do mojego biura i momentalnie dostałem w twarz - nawet nie wiedziałem kto, skąd, co i jak, bo zza drzwi się pojawił i to tak szybko się stało, że ja nie byłem w stanie nawet zareagować - opowiada pan Artur. Ten incydent też zgłosił policji. Miesiąc temu sprawę jednak umorzono.
Dwa tygodnie temu doszło do kolejnego incydentu. - Uderzył mojego brata z 7-miesięcznym dzieckiem na rękach, a jego siostra wystartowała do mnie. Najpierw popchnęła mnie w sklepie, a potem przed sklepem jeszcze raz i wycofali się, bo zauważyli, że chyba trochę przesadzili - opowiada kobieta.
W tej sprawie organy ścigania wciąż jeszcze prowadzą postępowanie. Sprawa jest otwarta.
Reporter TVN24 próbował porozmawiać z byłym konkubentem pani Agnieszki. Dotarł do jego matki, ale ta nie chciała zdradzić miejsca pobytu syna, ani tego, jak można się z nim skontaktować.
TVN24 udało się jednak ustalić, że mężczyzna był już wcześniej karany. Obecnie przebywa za granicą. Pani Agnieszka z niepokojem czeka na jego powrót. - Nawet we własnym domu czuję się jak więzień. Czuję się osaczona nawet tutaj, ciągle się obawiam, nie wychodzę z domu - tylko tam gdzie muszę - mówi zrozpaczona kobieta.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24