Tydzień po wyborach na Platformę głosowałoby 44 proc. Polaków, wobec 41,51 siedem dni temu. Prawie dziesięć pkt. procentowych stracił natomiast PiS - wynika z pierwszego powyborczego sondażu przeprowadzonego na zlecenie "Rzeczpospolitej".
PO jest o włos od samodzielnych rządów. Gdyby wybory odbyły się teraz, to do pełni szczęścia brakowałoby jej zaledwie siedmiu posłów. Miałoby ich 224 - o 15 więcej niż obecnie. Drugi potencjalny koalicjant również premiuje. Polskie Stronnictwo Ludowe mogłoby liczyć na 11 proc. głosów - to 1.09 pkt. proc. więcej niż wynik wyborczy i zyskałoby 25 szabel więcej, bo aż 56. Ludowcy gonią więc Lewicę i Demokratów, którzy mogliby wprawdzie liczyć na ośmiu posłów w Sejmie więcej, ale zaufanie do nich spadłoby z 13,15 proc. do 12.
Najwięcej traci Prawo i Sprawiedliwość. W wyborach zaufało im 32,11 proc. Polaków, a teraz jedyne 23 proc. PiS straciłoby przez to 49 posłów. Miałoby ich 117; dwóch wprowadziłaby Mniejszość Niemiecka.
Cztery proc. ankietowanych wybrałoby inne opcje polityczne, a sześć proc. nie wiedziałoby na kogo głosować - wynika z sondażu, który na zlecenie gazety przeprowadziła GfKPolonia na reprezentatywnej grupie tysiąca dorosłych Polaków.
Przestroga dla zwycięzców Przed pośpiesznym ogłaszaniem kolejnego sukcesu lub porażki przestrzega politolog dr Marek Migalski. Jego zdaniem zwycięskie ugrupowania, które zaangażowały się w rozmowy na temat wspólnych rządów, dostają premię od wyborców. – To nagradzanie tych partii, które są najbardziej obecne w mediach. Prezentują się jako ci, którzy dążą do porozumienia. A do tego jeszcze unosi się nad nimi nimb zwycięzcy – tłumaczy Migalski.
Według niego sytuacja podobnie wyglądała dwa lata temu i notowania PiS przez kilka miesięcy utrzymywały się na wysokim poziomie. Dlatego właśnie po kilku miesiącach Jarosław Kaczyński myślał o doprowadzeniu do kolejnych wyborów. Liczył na pewną wygraną.
Miesiąc miodowy PO i PSL nie będzie jednak trwać wiecznie. Migalski przypomina, że AWS i SLD przekonały się kiedyś, jak szybko wyborcy przestają premiować zwycięzców. – A poza tym sondażami trzeba się średnio przejmować, a tymi przeprowadzanymi na cztery lata przed wyborami to w ogóle nie należy się przejmować – zaznacza Migalski.
Źródło: Rzeczpospolita