Są duże, głośne, a niektóre toporne, ale też pojemne i odporne. Śmigłowce Mi-8/17 służą w polskim wojsku od lat 60. Te najstarsze nie mogą się doczekać następców. Miały to być H225M Caracal, ale na razie tak się nie stanie. W najbliższych latach pozostaną więc największymi polskimi śmigłowcami transportowymi, a część z nich plasuje się nawet wśród tych najnowocześniejszych.
Na prezentowanych zdjęciach widać zarówno Mi-8, jak i ich zmodernizowaną wersję eksportową Mi-17. Z zewnątrz są bardzo podobne, ale reprezentują różne epoki. Wszystkie ujęcia wykonano w ramach akcji wojska z okazji obchodów stulecia niepodległości.
Bardzo podobne, ale jednak różne
Widoczne na zdjęciach maszyny w biało-czerwonych barwach to Mi-8 w wersji VIP, wykorzystywane do przewożenia polityków, stacjonujące na lotnisku Warszawa-Okęcie. Należą do najstarszych maszyn tego typu w Polsce, zdecydowaną większość dostarczono w latach 70. Jedna uległa głośnej katastrofie w 2003 roku pod Piasecznem. Na pokładzie było 15 osób, w tym premier Leszek Miller. Na szczęście nikt nie zginął. Podobne, choć malowane na zielono, wykorzystują zwykłe jednostki wojskowe. Widać je na części zdjęć podczas wysadzania desantu żołnierzy. Lata nimi głównie 25. Brygada Kawalerii Powietrznej. Mi-8 robią za duże transportowce, a wspierają je mniejsze W-3 polskiej produkcji, popularnie nazywane Sokołami. Inne maszyny widoczne na zdjęciach, malowane na zielono, to Mi-17, czyli zmodernizowana wersja Mi-8 przeznaczona na eksport z ZSRR. Pierwszą partię z nich dostarczono do Polski pod koniec lat 80. Drugą w latach 2006-2011. To używane maszyny kupione na Ukrainie, które po modernizacji w Polsce planowano dostarczyć do Iraku, ale ponieważ rząd iracki zrezygnował z transakcji, to przejęło je polskie wojsko. Dzisiaj to jedne najnowocześniejszych śmigłowców z biało-czerwoną szachownicą. Łatwo je rozpoznać po dodatkowym opancerzeniu kokpitu zamontowanym na dziobie. Na zdjęciach towarzyszą im jako osłona szturmowe Mi-24, ponieważ najnowsze Mi-17 są przeznaczone do współpracy z Wojskami Specjalnymi. Ich podstawowymi zadaniami ma być przewożenie komandosów i ratowanie pilotów zestrzelonych za linią frontu.
Problem z następcami
Mi-17, zwłaszcza te z drugiej partii, to stosunkowo nowe maszyny, które reprezentują współczesne standardy. Mi-8 jednak pilnie wymagają wymiany. To one miały być zastępowane przez H225M Caracal, których zakup został jednak anulowany w 2016 roku. Teraz nie wiadomo, kiedy doczekają się następców. MON ma rozważać ich gruntowne remonty i ewentualnie wymiany silników na nowe ukraińskie. Paradoksalnie szybciej następców mogą się doczekać najnowsze Mi-17, ponieważ prowadzone jest postępowanie na zakup ośmiu maszyn dla Wojsk Specjalnych. W zamian Mi-17 najpewniej zostaną przesunięte w miejsce najstarszych Mi-8 służących kawalerii powietrznej.
Łącznie w polskim wojsku lata około 60 sztuk maszyn tych typów.
Udana radziecka konstrukcja
Pomimo tego, że mowa o maszynach zaprojektowanych na przełomie lat 50. i 60., to Mi-8/17, a zwłaszcza ich nowe wersje, są nadal powszechnie cenione. Radziecka konstrukcja z biura konstrukcyjnego Mila okazała się bardzo udana i nadaje się do daleko idących modernizacji. Mi-8/17 są duże i pojemne jak na maszyny swojej klasy (średnie śmigłowce). Do ich przestronnej kabiny może się wcisnąć nawet ponad 20 uzbrojonych żołnierzy, można wjechać dwoma quadami czy zapakować maksymalnie cztery tony ładunku. Te najnowsze dzięki dużemu zapasowi mocy są też dynamiczne jak na swoje rozmiary. Są też odporne na uszkodzenia i stosunkowo łatwe w obsłudze. Dotychczas powstało około 17 tysięcy sztuk, które latają na całym świecie. Sprawia to, że Mi-8/17 są bezkonkurencyjne na liście najpowszechniej użytkowanych śmigłowców. Drugie na liście - amerykańskie UH-1 - osiągnęły wynik 11,5 tysiąca. Rosjanie nadal produkują Mi-8 dla swojego wojska i Mi-17 na eksport, choć po gruntownym unowocześnieniu.
Do tej pory w ramach serii tekstów ze zdjęciami samolotów i śmigłowców polskiego wojska prezentowaliśmy:
Autor: Maciej Kucharczyk//kg / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Filip Modrzejewski/Fotopoork