- Piękna osoba, mądra utalentowana. Jej energia się nie wyładowywała z wiekiem, wprost przeciwnie - wspominała Danutę Szaflarską reżyserka Agnieszka Holland. - Zasłużyła na odpoczynek, by obserwować z góry to co tutaj dalej się będzie działo - dodała aktorka Dorota Stalińska.
Szaflarska - legenda polskiego kina i teatru - zmarła w niedzielę. Miała 102 lata.
"Wypełniła swoją misję"
- Bez względu na to ile lat mamy przyjemność obcować z tymi wybitnymi osobami ich śmierć zawsze nas zaskakuje. Pani Danusia była potwornie mocną osobą. Miała 102 lata i była ciągle aktywna. Ona już zasłużyła. Wypełniła swoją misję na ziemi. Zagrała, co miała do zagrania. Zasłużyła na odpoczynek i by obserwować z góry, co tutaj dalej się będzie działo - uważa aktorka Dorota Stalińska.
Holland określiła współpracę z Szaflarską jako "super wspomnienie". Obie na planie spotkały się raz, przy okazji kręcenia filmu "Janosik. Prawdziwa historia".
- Jej energia się nie wyładowywała z wiekiem, wprost przeciwnie. Myślę, że miała jej więcej tak po osiemdziesiątce. Zbierałam się, żeby się do niej wybrać, wiedziałam, że chorowała. Trzeba się jednak spieszyć jak mówił ksiądz Twardowski. Niezależnie od wszystkiego to była piękna osoba, mądra utalentowana. Pełna życia i energii, dawała z siebie tak dużo - powiedziała reżyserka.
"Kochała to, co robiła"
Z panią Danutą blisko był Jerzy Stuhr. - Miałem z Panią Danusią kontakt niemal osobisty. I tak patrzyłem na nią i wtedy i rok temu i to była osoba, która kochała to, co robiła. To dało jej długie życie. Ona to kochała - stwierdził aktor.
Szaflarską wspomina też Grzegorz Jarzyna, reżyser teatru TR Warszawa. To właśnie z tym teatrem aktorka była związana od 2010 roku.
- To była kobieta fenomen. Może jest kobieta fenomen. Fenomen polegał na tym, że kochała życie i wierzyła w życie. Jej doświadczenia życiowe pokazują, że człowiek może przejść wszystko i wierzyć w jakąś misję. W jej wypadku teatr, film nie był osobistą drogą, ale dzieleniem się i dawaniem - przyznał Jarzyna.
"Uczyła nas fachu, rzemiosła"
Jak podkreślił Olgierd Łukasiewcz, prezes Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru, Filmu, Radia i Telewizji (ZASP), Szaflarska "była ciepłą osobą, krytyczną i suwerenną w sądach. Potrafiła wyraźnie dystansować się od fałszu, zakłamania".
- Pozostała na nieboskłonie gwiazd polskiego teatru, filmu i telewizji do końca życia. To fenomen. Świadczy to o niezwykłej wirtuozerii warsztatu, który opanowała w sposób zdumiewający, ale także człowieczeństwie, które zachowała, i - w opozycji do wielu artystek, które dodają sobie pewnej aury, zapożyczając ją z ról, które grają - zachowała swoją naturalność, prostotę. Zachowała siebie - przyznał Łukasiewicz.
- Uczyła nas fachu, rzemiosła, zwykłości w tym rzemiośle i tego, byśmy byli jak najdalej od tego, by tytułować ją tytułami w rodzaju "królowej". Jej obecność wśród nas była darem. Uczyła, jak można połączyć prostotę z zawodem, który żyje ze sztuczności. Potrafiła wykreować coś, co było sztuką, ale jednocześnie pozostawało lekkie, proste, klarowne, ze świadomością tematu i struktury - dodał.
Koniec pewnej epoki
Według Andrzeja Kołodyńskiego, redaktora naczelnego miesięcznika "Kino", aktorka "wykorzystała swoje stulecie w sposób znakomity". Jak wyjaśnił, śmierć Szaflarskiej kończy epokę klasycznego aktorstwa.
- To aktorstwo narodziło się przed wojną. Szaflarska była ze szkoły wileńskiej, ten styl gry - umówmy się, że nie supernowoczesny - z nią pozostał. Teraz modnie jest mieć do roli dystans i ironiczny stosunek. Czasami to bardzo udane i ciekawe. Szaflarska jednak identyfikowała się z postacią, nadawała jej własne rysy, własne cechy. Swoją postać, swój charakter przenosiła na ekran - dodał.
- Wydawało się, że zawsze będzie. Do Szaflarskiej zawsze mogliśmy się odwołać. Odeszła w pięknym wieku. Wykorzystała swoje stulecie na ekranie w sposób znakomity. Jej role, nawet epizodyczne, to coś niezwykle plastycznego, co mocno zapada w pamięci. Była aktorką obdarzoną szczególną osobowością, która zawsze błyszczała na ekranie - dodał Kołodyński.
"Miała dystans do zawodu"
Z uznaniem o zmarłej aktorce mówił też krytyk teatralny Wojciech Majcherek. Według niego jej "fenomen" polegał na połączeniu cech osobowościowych z aktorskimi umiejętnościami. Majcherek nawiązał do filmowych biografii aktorki, wyreżyserowanych przez Dorotę Kędzierzawską, w których Danuta Szaflarska opowiada o swoim życiu.
- Mówi przede wszystkim o czasach dzieciństwa, młodości. Film kończy się w chwili, gdy dostaje rolę w "Zakazanych piosenkach". Jej powojenna praca została przez nią odłożona na bok. Wynikało to być może z tego, że Szaflarska miała dystans do zawodu, który uprawiała. Była wielką aktorką, ale nie dawała tego do zrozumienia wszystkim naokoło. Opinie o niej - jako o wielkiej aktorce - wynikały z oceny widzów, krytyków, ludzi teatru i filmu, którzy z nią współpracowali. Nie robiła wokół siebie szumu, nie zachowywała się jak gwiazda - przyznał.
Autor: TG//sk / Źródło: tvn24.pl