Pół roku po śmierci Andrzeja Leppera wciąż nie jest przesądzone, czy w dniu śmierci polityka w jego gabinecie był ktoś jeszcze. Śledztwo w tej sprawie stoi w miejscu. Powód? Prokuratura twierdzi, że czeka na wyniki badań DNA - pisze "Rzeczpospolita".
Badania DNA zostały zlecone jeszcze w ubiegłym roku Centralnemu Laboratorium Kryminalistycznemu. Dotyczą zabezpieczonych w warszawskiej siedzibie partii śladów (tam szef Samoobrony został znaleziony martwy). Badania mają dać odpowiedź na pytanie, kto w dniu śmierci Leppera pojawił się w jego gabinecie i czy oprócz współpracowników mogły tam przebywać inne osoby.
- Brak wyników badania DNA wstrzymuje postęp w śledztwie i zlecenie kolejnych ekspertyz - przyznaje Monika Lewandowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Zbyt długi termin
Z ustaleń "Rz" wynika, że Centralne Laboratorium Kryminalistyczne dopiero w styczniu otrzymało zlecenie z prokuratury, by sporządzić kompleksową opinię, w tym w zakresie DNA.
- Z całą pewnością oczekiwanie na wyniki badań DNA przez pół roku jest stanowczo za długim terminem. Wydaje się, że nie jest to tak skomplikowane śledztwo, by musiało trwać aż tyle czasu – mówi "Rz"prof. Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości.
Krzysztof Sikora, były poseł Samoobrony i asystent Leppera mówi, że materiał do badań DNA pobrano od niego w okolicach września 2011 r. na komisariacie Warszawa-Śródmieście. - Co dalej się z tym stało, nie wiem - dodaje.
Ciało Leppera znaleziono wiszące w łazience w siedzibie Samoobrony na sznurze przymocowanym do worka bokserskiego. Jako przyczynę śmierci podano "ucisk pętli na szyję".
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24