Śledztwo ws. książki o Wałęsie. "To państwo policyjne"

 
Śledczy badają, czy historycy IPN ujawnili tajemnicę państwową
Źródło: TVN24

Czy historycy IPN dopuścili się ujawnienia tajemnicy państwowej? Badają to prokuratorzy, którzy wszczęli śledztwo, dotyczące głośniej książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". – To polityczna nagonka i państwo policyjne – ocenia Piotr Gontarczyk.

Jak poinformowało RMF FM, śledczy sprawdzają, czy historycy Instytutu Pamięci Narodowej ujawnili tajemnicę państwową. Informację tę potwierdził portalowi tvn24.pl Jan Bednarek z Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy. – Przedmiotem śledztwa jest umieszczenie w jawnym dokumencie treści zawartych w dokumentach opatrzonych klauzulą niejawności – powiedział Bednarek.

Prokuratura nabiera jednak wody w usta i nie chce ujawniać bliższych szczegółów oraz czego konkretnie dotyczy śledztwo.

"To polityczna nagonka"

Całą sprawą oburzony jest Piotr Gontarczyk, współautor książki. – To kompletny absurd i polityczna nagonka – powiedział historyk w TVN24. Według niego, śledztwo jest kolejnym krokiem wpisującym się w represyjną politykę rządu wobec niepokornych historyków. - Szykany, wyrzucanie z pracy, pozbawianie certyfikatów mojej żony, a potem mnie – wyliczał Gontarczyk. -To państwo policyjne - podsumował.

– Dlaczego prokuratura nie zajmuje się tym, czym powinna się zająć – mówił w poniedziałek Gontarczyk. – Dlaczego prokuratura nie zapyta Lecha Wałęsy, gdzie są te ukradzione dokumenty – pytał historyk.

Historycy: Wałęsa to "Bolek"

Książka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" pojawiła się w sprzedaży w czerwcu 2008 roku. Cenckiewicz i Gontarczyk napisali w niej, że Lech Wałęsa był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Bolek”, a potem chronionym operacyjnie figurantem. Według nich, Lech Wałęsa wykorzystał stanowisko prezydenta, by usunąć niewygodnie dla siebie dokumenty z IPN. – Nigdy te dokumenty nie wróciły z Belwederu – mówili historycy, odwołując się do ustaleń warszawskiej prokuratury.

Lech Wałęsa całość publikacji nazwał „paszkwilami”. - Co mnie obchodzi, że ktoś przypisał mi, że jestem agentem? Ja nie byłem agentem – twierdził Wałęsa. I nawoływał, by „spalić kłamliwe paszkwile”.

Źródło: RMF FM, tvn24.pl

Czytaj także: