Skoki ze spadochronem są postrzegane jako niebezpieczny i wymagający wyjątkowego przygotowania sport. Prawda jest taka, że droga do samodzielnego szybowania w przestworzach nie jest ani skomplikowana, ani długa. Nie jest to też zabawa wyjątkowo niebezpieczna. Wyzwaniem są głównie pieniądze i pokonanie strachu.
Skoki spadochronowe stały się pośrednio przedmiotem zainteresowania przez tragiczną katastrofę pod Topolowem. 5 lipca rozbił się tam samolot z 12 osobami na pokładzie z czego 11 zginęło. Ofiary były skoczkami spadochronowymi i towarzyszącymi im instruktorami oraz pilotem. Pomimo tego tragicznego wydarzenia prawda jest taka, że sport spadochronowy nie jest zajęciem dla szaleńców lubiących igrać ze śmiercią. Statystycznie skoki są relatywnie bezpieczne. Średnio rocznie w wypadkach ginie jedna, dwie osoby, a kilkanaście doznaje urazów, głównie podczas nieudanych lądowań. Skoków wykonuje się natomiast tysiące.
Bariera wejścia - pieniądze
Skoki spadochronowe to ciągle w Polsce sport elitarny. Według danych Urzędu Lotnictwa Cywilnego osób uprawnionych do samodzielnego skakania jest w naszym kraju około 1,4 tysiąca osób, z czego 72 mają uprawnienia instruktora. W całym kraju jest 50 aeroklubów i ośrodków spadochronowych, w których można przejść szkolenie pozwalające potem samodzielnie skakać. Jak mówi tvn24.pl Tomasz Kozłowski, psycholog i skoczek spadochronowy z ponad tysiącem skoków na koncie, zainteresowanie tym sportem rośnie. - Szkoły nie wyrabiają się z ilością kursantów - mówi i tłumaczy, że wynika to z konieczności indywidualnego podejścia do szkolenia. Grupy są kilkuosobowe, tak aby instruktor mógł zająć się każdym kursantem z osobna.
Dla osoby chcącej nauczyć się skakać największą barierą mogą być koszty. Jak tłumaczy Kozłowski, podstawowe szkolenie wymaga od czterech do pięciu tysięcy złotych. Późniejsze samodzielne skoki mogą kosztować od 90 do 140 złotych za każdy. To cena za miejsce w samolocie i ewentualnie wypożyczenie spadochronu. Istnieje jeszcze możliwość tak zwanego skoku w tandemie, czyli jako "pasażer" podczepiony do instruktora. Wymaga to tylko kilku godzin przygotowania. Koszt to około 700 złotych. To często wybierana opcja dla osób, które chcą spróbować skoków spadochronowych.
Pierwsze kroki
Jeśli zdecydujemy się na poważne zaangażowanie w ten sport, wymogi na wstępie nie są duże. - Żeby zacząć skakać, trzeba być pełnoletnim i zdrowym - tłumaczy Kozłowski. Chodzi zwłaszcza o wzrok, słuch i kręgosłup. Nie ma obowiązkowych badań lekarskich. Adept spadochroniarstwa w tym zakresie sam bierze na siebie odpowiedzialność. Podobne rozwiązania funkcjonują w większości państw. Najpopularniejszą obecnie metodą szkolenia jest tak zwana metoda AFF (Accelerated FreeFall - przyśpieszona nauka swobodnego spadania). Pierwszym etapem nauki jest intensywny kurs teoretyczny i praktyczny na ziemi. Zazwyczaj zajmuje to dzień, podczas którego adept spadochroniarstwa dowiaduje się między innymi tego, jak działa sprzęt i jak komunikować się w powietrzu. Przeszkala się też przyszłego skoczka z tego, jak bezpiecznie wsiąść i "wysiąść" z samolotu. Po zaliczeniu teorii można już wsiadać do maszyny i po kilkunastu minutach staje się w drzwiach na czterech tysiącach metrów nad ziemią. W pierwszych skokach początkującemu towarzyszy dwóch instruktorów. Pilnują w powietrzu, czy "rzucony na głęboką wodę" skoczek odpowiednio się zachowuje i uczą go manewrowania. Po tym jak opanuje podstawy, towarzyszy mu już tylko jeden instruktor. Zazwyczaj po około siedmiu skokach początkujący dostaje zgodę na samodzielne "latanie". Wymaga wtedy jedynie nadzoru instruktora z ziemi.
Ku samodzielności
Kolejnym krokiem jest zdobycie uprawnień do samodzielnych skoków, czyli Świadectwa Kwalifikacji Skoczka Spadochronowego, wydawanego przez ULC. Starania można zacząć po odbyciu 50 skoków i spędzeniu pół godziny w stanie swobodnego spadania. Skoczkowie nazywają to "prawem jazdy kat.B" na spadochron, bowiem proces przypomina to, co miliony Polaków znają ze starań o prawo jazdy na samochód. Otrzymanie Kwalifikacji wymaga zdania egzaminu państwowego teoretycznego i praktycznego.
Po otrzymaniu "prawa jazdy na spadochron", skoczek może już skakać zupełnie sam, bez nadzoru. W praktyce oznacza to, że musi tylko zapewnić sobie sprzęt i wykupić miejsce w samolocie. Część spadochroniarzy wyrabia sobie dodatkowo uprawnienia do samodzielnych skoków za granicą. Najpopularniejsza jest amerykańska licencja USPA (US Parachute Association), która jest respektowana na całym świecie, w przeciwieństwie do tej wydawanej przez ULC. Polską licencję trzeba odnawiać co pięć lat, amerykańską co rok.
Najwyższym szczeblem są uprawnienia instruktorskie i te uprawniające do bycia pilotem tandemu. Droga do nich jest zdecydowanie trudniejsza. Po pierwsze trzeba najpierw odbyć ponad tysiąc samodzielnych skoków, a taki wynik osiągają jedynie nieliczni. Trzeba również przejść szczegółowe badania lekarskie. Na końcu czekają szczegółowe egzaminy teoretyczne i praktyczne. Uprawnienia trzeba później stale odnawiać, czyli udowadniać, że nadal może się być instruktorem.
Czy po wspięciu się na szczyt można zacząć zarabiać na skokach ze spadochronem? Jak tłumaczy Kozłowski, "nie jest to zajęcie prowadzące do bogactwa". - W większym stopniu jest to szczęście płynące z tego, że nie trzeba płacić za realizację pasji, która sama w sobie jest bardzo droga. Fakt, że można przy tym trochę zarobić i dzięki temu utrzymać swój własny sprzęt spadochronowy w bardzo dobrej kondycji, jest dla wielu wystarczającą gratyfikacją - mówi skoczek.
Niezbędne elementy
Umiejętności to nie wszystko. Trzeba mieć jeszcze odpowiedni sprzęt, który ma kapitalne znaczenie. To od niego w dużej mierze zależy bezpieczeństwo skoczka. Na krótką metę najprostsze i najtańsze jest wypożyczanie. Za ułożony spadochron do pojedynczego skoku trzeba zapłacić około 50 złotych. Wypożyczyć można również niezbędny kask i kombinezon, które często są dodawane gratis.
Kupienie własnego sprzętu to wyjątkowo droga inwestycja. Cały niezbędny zestaw dobrej jakości może kosztować kilkadziesiąt tysięcy złotych. Sam spadochron główny i zapasowy mogą kosztować do 20 tysięcy złotych. Pokrowiec na nie to kolejne kilka tysięcy. Niezbędne jest również specjalne urządzenie, które automatycznie otwiera spadochron na zadanej wysokości, gdyby skoczek miał z tym problem. To kolejny koszt na poziome 4-5 tys. złotych. Dochodzą do tego elementy stroju i różne drobiazgi, które razem również kosztują wiele tysięcy złotych. W tym wypadku jakość przekłada się bezpośrednio na bezpieczeństwo i ma kluczowe znaczenie. Idzie za tym cena.
Trzeba jeszcze mieć gdzie i z czego skakać. Niezbędna jest tak zwana "strefa spadochronowa" oraz samolot. "Stref" jest w Polsce kilkanaście. Część należy do aeroklubów, a część to własność prywatnych firm. "Strefa" to wyznaczony obszar przestrzeni powietrznej, w której może krążyć samolot wożący skoczków i w którym mogą oni swobodnie uprawiać swój sport. Na ziemi zazwyczaj jest to duży, płaski i trawiasty obszar do lądowania skoczków, pas startowy dla samolotu oraz dodatkowa infrastruktura, taka jak spadochroniarnia (budynek służący do przechowywania i składania spadochronów) i zaplecze socjalne.
Lot w jedną stronę
Samoloty do skoków to najczęściej lekkie maszyny z napędem śmigłowym. Bardzo popularne są np. maszyny Cessna Caravan, w których można zmieścić kilkunastu skoczków i które mają na tyle silny napęd, że mogą dość szybko wznieść się na cztery tysiące metrów, z których wykonuje się większość skoków.
Samoloty poddaje się pewnym modyfikacjom. Jak tłumaczy Kozłowski, bardzo ważne jest usunięcie wszelkich wystających i ostrych elementów, które mogłyby uszkodzić spadochron. Wymontowuje się normalne wnętrze i zazwyczaj skoczkowie siedzą na podłodze, albo prostych ławkach pod burtami. Drzwi często się poszerza i zamyka lekką roletą, którą można kompletnie zwinąć na czas wyskakiwania ludzi. Na zewnątrz maszyny są również montowane uchwyty, tak aby kilku skoczków mogło wyjść na zewnątrz i oderwać się od maszyny jednocześnie.
Do większych imprez, na przykład takich, których celem jest tworzenie figur w powietrzu z kilkunastu i więcej skoczków, czasem wynajmuje się większe maszyny. W Polsce jest to na przykład M28 Skytruck, z którego wyskakuje się dużą otwieraną rampą pod ogonem.
To nie takie trudne?
Poza aspektami technicznymi i formalnymi, nieodłącznym elementem w skokach spadochronowych są emocje. Kozłowski mówi, że najwięcej jest ich w momencie zbliżenia się do otwartych drzwi na wysokości czterech tysięcy metrów. U początkujących jest to stres, a dla doświadczonych skoczków adrenalina i przyjemność.
Ataki paraliżującej paniki i odmowy przejścia przez drzwi mają być bardzo rzadkimi przypadkami. Do tego punktu docierają bowiem osoby, które już wcześniej same zdecydowały, że chcą skoczyć. W przełamaniu naturalnego lęku pomaga też szkolenie, które jest dopracowywane od dziesięcioleci z uwzględnieniem aspektu ludzkiej psychiki.
Po przekroczeniu bariery drzwi, następuje 60 sekund "najlepszej zabawy", czyli swobodne opadanie. Jak zaznacza Kozłowski, wbrew nazwie "skoki spadochronowe", spadochron jest tylko narzędziem do bezpiecznego lądowania. Samo wcześniejsze spadanie i wykonywanie różnych ewolucji nazywa "nieprawdopodobnie pięknym przeżyciem".
Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Kozłowski