Formacja, która słynęła z najlepszych kierowców, teraz jest pośmiewiskiem - powiedział w "Faktach po Faktach" Bartłomiej Sienkiewicz, były minister spraw wewnętrznych, oceniając zmiany, jakie zaszły w Służbie Ochrony Państwa po powołaniu jej w miejsce dawnego Biura Ochrony Rządu. Sienkiewicz komentował w ten sposób wypadki kolumn przewożących przedstawicieli obecnych władz państwowych.
Sienkiewicz odniósł się do wypowiedzi generała Tomasza Miłkowskiego, szefa Służby Ochrony Państwa, który był gościem wtorkowego wydania "Faktów po Faktach".
Zdaniem Sienkiewicza szef SOP to "ktoś, kto nie jest w stanie udźwignąć tej odpowiedzialności albo nie jest jej świadomy". - To, co zaprezentował, było żenujące w każdym względzie - podkreślił były minister.
"Ta formacja jest pośmiewiskiem"
Jak mówił Sienkiewicz, "PiS rozwiązał Biuro Ochrony Rządu w zemście za wyimaginowane winy przy katastrofie smoleńskiej". - To po prostu jest zemsta polityczna na tej formacji. Przy tworzeniu fałszywego mitu smoleńskiego BOR był jednym ze współwinnych w oczach PiS-u - wskazał.
Przyznał, że Biuro Ochrony Rządu "miało swoje słabości, ale pracowali tam profesjonaliści szkoleni od lat". - PiS nie tylko zniszczył formację, ale zmusił do odejścia najbardziej doświadczonych funkcjonariuszy. Na ich miejsce przyszła - nie waham się tak tego nazwać - parada pajaców i wczoraj mieliśmy tego najlepszy dowód - powiedział były minister, odnosząc się do słów szefa SOP.
Stwierdził, że "obniżenie kryteriów w SOP i przyjmowanie przypadkowych ludzi ma charakter paniczny". - Ta formacja, która słynęła z najlepszych kierowców, teraz jest pośmiewiskiem w kraju - podkreślił Sienkiewicz.
Gość "Faktów po Faktach" zaznaczył, że "zespoły chroniące premiera czy prezydenta to były zespoły, do których oficerowie BOR-u marzyli, żeby się dostać". - Jeśli w tych zespołach znajdują się ludzie niedoszkoleni, dyletanci z dwuletnim stażem, to obawiałbym się o polskich VIP-ów - mówił.
"PiS nie jest w stanie odebrać tego święta ekstremistom"
Bartłomiej Sienkiewicz mówił też o nadchodzącym stuleciu odzyskania niepodległości i obchodach tego święta.
- Najważniejsze symboliczne święto zostaje w najważniejszym fragmencie oddane środowiskom ekstremalnym - stwierdził, wskazując na warszawski Marsz Niepodległości, który organizują narodowcy.
Przypominał, że "kiedy prezydent (Bronisław - red.) Komorowski próbował na różne sposoby stworzyć święto, które nie będzie świętem środowisk ekstremalnych, zapraszał różne osoby do pochodów i innych form uczczenia 11 listopada, był przez PiS wyśmiewany".
- Teraz okazuje się, że PiS nie jest w stanie odebrać tego święta ekstremistom, a prezydent zaprasza na święto, z którego sam rezygnuje - wskazywał były minister.
Pytany, czy wyobraża sobie wspólne świętowanie rządzących i przedstawicieli opozycji, stwierdził, że "to było do zrobienia". - Pod warunkiem, że państwo byłoby w stanie w sposób szczery i uczciwy przeprowadzić taką uroczystość i wziąć za nią odpowiedzialność - zastrzegł.
- Przy wszystkich problemach, jakie są w Polsce i tej nienawiści politycznej, gdyby chcieć to zorganizować z taktem, można było się o to pokusić. Problem w tym, że nikt nie spróbował. Były tylko puste zaproszenia, puste słowa - wskazał były szef MSW.
Ocenił, że "władza jest kompletnie bezradna, ma usta wypchane frazesami". - To jest hańba, a nie potknięcie organizacyjne - podsumował.
Autor: ads/adso/kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24