- Nie byłem źródłem żadnego przecieku. Wrobili mnie byli koledzy z ABW - powiedział w magazynie "24 godziny" były szef wywiadu Zbigniew Siemiątkowski komentując dzisiejsze wyroki o przeciek i przechowywanie tajnych dokumentów.
- Jeśli ktoś mówi, że kłamię, niech ujawni akta śledztwa - twierdzi Siemiątkowski. - Wtedy okaże się, jaka to była prowokacja. Jaka partaninę wykonali moi byli koledzy z ABW, żeby mnie pogrążyć. Koledzy, który są w części w obecnych służbach - dodaje.
Dlaczego to robili, skoro ich szefem był związany z SLD Andrzej Barcikowski? - To kliniczny przykład, kiedy młoda część funkcjonariuszy dała się - z ochotą - wykorzystać. Nagrali Renatę K., potem odrzucili ten gorący kartofel do prokuratury - mówi. - A prokuratorzy zobaczyli, że wiatr wieje z Krakowa (czyli od Zbigniewa Ziobry, red.) i wkroczyli wraz z moją sprawą wprost w IV RP - argumentuje.
Te argumenty nie przekonują Zbigniewa Wassermana. - Pan Siemiątkowski jest rzeczywiście specjalistą od ujawniania i dlatego ma kłopoty - ironizuje. - Ujawnianie tego, co jest objęte tajemnicą, to przestępstwo. Jest ważny interes bezpieczeństwa państwa, więc na razie nie można akt Siemiątkowskiego pokazać. Postępowanie nie jest zakończone, wyrok nie jest prawomocny - tłumaczy.
Słowa swojego poprzednika kwituje zdaniem: - Gdyby to nie dotyczyło poważnych rzeczy, byłby śmieszne. Siemiątkowski nie był ofiarą prowokacji. - dodaje.
- Pan Wasserman nie jest dla mnie żadnym autorytetem - ripostuje Siemiątkowski. Podtrzymuje swoje słowa, że wyrok był zbyt surowy. - Nikt nie zebrał dowodów potwierdzających tezę, że przeciek pochodził ode mnie. Jedynym dowodem była rozmowa Renaty K. z dżentelmenem z Płocka, a i ten dowód nie mógł być jako nielegalny wzięty pod uwagę - wyjaśnia.
Czy będzie apelacja? - Zostawiam decyzję moim adwokatom. Oni są skłonni składać apelację. Jeśli prokuratura zapowiada że się odwoła, to i mi nie pozostaje nic innego - zapowiada.
Były szef Agencji Wywiadu Zbigniew Siemiątkowski (SLD) został uniewinniony z zarzutu ujawnienia tajemnicy państwowej przez "przeciek" do działaczki SLD tajnych informacji. Zarazem został skazany na rok więzienia w zawieszeniu za przechowywanie tajnych dokumentów.
Taki wyrok wydał w środę po tajnym procesie Sąd Okręgowy w Płocku, który zdyskwalifikował główny dowód w sprawie o "przeciek" - zapis z podsłuchu - jako niezalegalizowany przez sąd. Uniewinniona została też Renata K., działaczka mazowieckiego SLD, która też odpowiadała za "przeciek".
Za przechowywanie w domu tajnych dokumentów b. Urzędu Ochrony Państwa sąd skazał Siemiątkowskiego na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata; 5 tys. grzywny oraz dwuletni zakaz pełnienia przez niego funkcji związanych z dostępem do tajemnic państwowych. Wyrok jest nieprawomocny.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24