Sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia Wojciech Łączewski rezygnuje z urzędu. - W tej sytuacji, jaka ma miejsce, nie wyobrażam sobie w dalszym ciągu jego pełnienia - powiedział TVN24. "To działania motywowane politycznie i ściśle związane z ustaleniami prokuratury" - oświadczył rzecznik Ministerstwa Sprawiedliwości Jan Kanthak.
Jak podała w piątek "Gazeta Wyborcza", sędzia Łączewski w piśmie adresowanym do Zbigniewa Ziobry i prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie poinformował o zrzeczeniu się stanowiska.
"Z ogromną troską obserwuję kolejno wprowadzane przez partię rządzącą zmiany w wymiarze sprawiedliwości. W ich efekcie Rzeczpospolita Polska jako demokratyczne państwo prawne chyli się ku upadkowi" – napisał Łączewski w piśmie. W jego opinii nowa Krajowa Rada Sądownictwa jest ciałem "karykaturalnym, które nie dba o niezawisłość sędziów i niezależność sądów". Swoją rezygnację określa jako znak sprzeciwu wobec "niszczenia wymiaru sprawiedliwości w imię partyjnego interesu".
Sędzia wniósł, żeby jego służba zakończyła się 15 listopada.
"Nie wyobrażam sobie pełnienia urzędu"
- No niestety sytuacja jaka jest - dla mnie osobiście - jest bardzo ciężka i w tej sytuacji, jaka ma miejsce, nie wyobrażam sobie w dalszym ciągu pełnienia urzędu sędziego - powiedział TVN24 sędzia Łączewski.
Zawiadomienie do prokuratury
Jak podała "Gazeta Wyborcza" sędzia złożył do Prokuratury Okręgowej w Warszawie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Dotyczy m.in. ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, głównych rzeczników dyscyplinarnych sędziów, Wojciecha Biedronia z portalu wPolityce i administratorów hejterskiego konta KastaWatch na Twitterze.
- To nie pierwsze doniesienie, jakie składam w związku z działalnością pana ministra. Pan minister dopuścił się zaniechania legislacyjnego - powiedział TVN24.
- Z podległej panu ministrowi, prokuratorowi generalnemu prokuratury przez szereg lat wyciekały materiały, które miały na celu mnie zdyskredytować. Pora powiedzieć: sprawdzam - dodał.
Sędzia tłumaczył, że "zawiadomienie dotyczy zaniechania legislacyjnego dotyczącego niewydania aktu prawnego, który pozwalałby skutecznie chronić dokumenty, które są przechowywane w prokuraturze".
- Zwracam przy tym uwagę, że pan minister sprawiedliwości stosowne zarządzenie i rozporządzenie w odniesieniu do sądów wydał. W odniesieniu do prokuratury nie ma zarządzenia, które pozwalałoby skutecznie chronić tajemnice postępowania przygotowawczego - zauważył. - Oprócz tego zawiadomienie dotyczy rzeczników dyscyplinarnych, ponieważ rzecznicy dyscyplinarni działają poza prawem. W szczególności dotyczy to głównego rzecznika dyscyplinarnego (Piotra Schaba-red.), który został powołany przez pana ministra bez uchwały Krajowej Rady Sądownictwa o wyborze na to stanowisko, więc to powołanie nie jest skuteczne. A pomimo tego pan rzecznik działa i coraz więcej osób, sędziów swoimi działaniami dotyka - podkreślił. Dodał, że zastępcy rzecznika "dopuszczali się przecieków z posiedzenia przed sądem dyscyplinarnym w Krakowie do administratorów profilu hejterskiego na portalu Twitter". Przekazał, że zawiadomienie dotyczy także "współpracującego z tymi panami dziennikarza".
Ziobro: podjął jedyną możliwą decyzję
- Pan sędzia Łączewski wie, co zrobił, wie, że grozi mu odpowiedzialność karna i chce wykonać tego rodzaju gesty polityczne tuż przed wyborami, uciekając od odpowiedzialności, która nieuchronnie wiążę się z popełnionymi przez niego czynami – mówił minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro pytany w Tomaszowie Mazowieckim o zrzeczenie się urzędu przez sędziego Łączewskiego.
Ocenił, że sędzia podjął jedyną możliwą decyzję wobec grożących mu zarzutów. Przypomniał, że prokuratura wystąpiła z wnioskiem o postawieniu zarzutów sędziemu Łączewskiemu polegających na tym, że świadomie składał on fałszywe zeznania oraz złożył zawiadomienie o niepopełnionym przestępstwie polegającym na rzekomym włamaniu się na jego konta na Twitterze. Jak stwierdził, materiał dowodowy zebrany w śledztwie dowodzą, że to on sam korespondował z osobą, którą uważał za Tomasza Lisa i namawiał ją do działań mających na celu usunięcie od władzy Prawa i Sprawiedliwości.
Dodał, że sędzia Łączewski zna ten materiał dowodowy. - Wie co robi, nie dziwię się mu w takiej sytuacji, wobec tak jednoznacznych miażdżących dowodów, które pokazują na jego niegodną, nielicującą z powagą urzędu sędziowskiego działanie, które wskazuje na przestępczy charakter – powiedział Ziobro.
Chodzi o sprawę opisaną przez media w 2016 roku. Sędzia Łączewski miał zaoferować redaktorowi naczelnemu "Newsweeka" Tomaszowi Lisowi "zmianę strategii" i prowadzenie antyrządowej kampanii.
Według zapisu rozmowy na Twitterze, ujawnionego przez dziennikarzy, wiadomości były przesyłane między ukrywającym się pod innym nazwiskiem Łączewskim a osobą, która podszywała się pod Lisa. Sędzia przyznał wówczas, że miał konto pod innym nazwiskiem, ale zaprzeczył, jakoby doszło do tej konwersacji. Złożył zawiadomienie w prokuraturze dotyczące włamania na jego konta i prowadzenia z nich korespondencji.
"Działania motywowane politycznie"
Do decyzji sędziego Łączewskiego odniósł się w komunikacie rzecznik ministerstwa sprawiedliwości Jan Kanthak. Jak oświadczył, zrzeczenie się urzędu sędziego i złożenie doniesienia dotyczącego ministra sprawiedliwości to "działania motywowane politycznie i ściśle związane z ustaleniami prokuratury".
Dodał, że ustalenia "wskazują, że sędzia Wojciech Łączewski dopuścił się przestępstw w postaci złożenia zawiadomienia o niepopełnionym przestępstwie i kilkukrotnego składania fałszywych zeznań pod odpowiedzialnością karną".
Jak czytamy w komunikacie rzecznika, "z ustaleń śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Regionalną w Krakowie wynika, że wbrew złożonemu przez sędziego Wojciecha Łączewskiego zawiadomieniu o przestępstwie, nie doszło do włamania do prowadzonych przez niego pod fikcyjnymi nazwiskami kont na internetowym portalu Twitter. Zgromadzone dowody wskazują również, że sędzia zeznał nieprawdę, iż to nie on, lecz rzekomy włamywacz namawiał w internetowej korespondencji osobę, którą wziął za redaktora naczelnego tygodnika "Newsweek" Tomasza Lisa, do prowadzenia antyrządowej kampanii". "Ustalone przez prokuraturę okoliczności jednoznacznie wskazują, że sędzia Wojciech Łączewski dopuścił się czynów z art. 238 i art. 233 par. 1 kodeksu karnego, polegających na złożeniu zawiadomienia o przestępstwie, którego nie było, i działaniu na szkodę interesu publicznego przez funkcjonariusza publicznego. Niezależnie od powyższego sędzia Wojciech Łączewski wielokrotnie okłamywał dziennikarzy, a za ich pośrednictwem opinię publiczną, co do swojej roli w wyżej opisanym zdarzeniu, uchybiając w ten sposób godności zawodu sędziego" - przekazał Kanthak. "Ponadto publiczne wypowiedzi Wojciecha Łączewskiego potwierdzają, że wbrew zasadzie bezstronności i apolityczności sędziów angażuje się on po stronie politycznych przeciwników reform w wymiarze sprawiedliwości. Taki charakter ma manifestacyjne zrzeczenie się urzędu w ostatnim dniu kampanii wyborczej do parlamentu" - oświadczył rzecznik resortu sprawiedliwości.
Głośny wyrok
Wojciech Łączewski przez lata orzekał w wielu ważnych procesach. W 2015 roku skazał byłego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego (obecnie członka Rady Ministrów w rządzie Mateusza Morawieckiego) oraz jego współpracowników na trzy lata bezwzględnego więzienia za przekroczenie uprawnień szefa CBA przy "aferze gruntowej" w 2007 r. Skazani zostali następnie ułaskawieni przez prezydenta Andrzeja Dudę przed uprawomocnieniem się wyroku.
Autor: js//kg / Źródło: PAP, Gazeta Wyborcza, tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24