Na całym świecie ławnicy są na tym etapie postępowania, w którym ustala się fakty, czyli w postępowaniu przed sądem I instancji. Nam zafundowano ławników, którzy mają orzekać w Sądzie Najwyższym, w Izbie Dyscyplinarnej - mówił w TVN24 rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia" sędzia Bartłomiej Przymusiński. - To jest tak, jakby za stery samolotu pasażerskiego wstawiać osobę, która ma prawo jazdy. To nie może się, niestety, dobrze skończyć - dodał.
Nowa ustawa o Sądzie Najwyższym, zaprojektowana przez prezydenta, a uchwalona przez parlament, nie wymaga od ławników wiedzy prawniczej. Wymaga natomiast m.in. polskiego obywatelstwa, korzystania z pełni praw cywilnych i publicznych, nieskazitelnego charakteru, wieku między 40 a 60 lat, odpowiedniego stanu zdrowia i co najmniej średniego wykształcenia.
Senat wybrał w piątek 13 ławników do Sądu Najwyższego. Poparcia senatorów nie uzyskały dwie kandydatury. Senatorowie głosowali za pomocą kart wrzucanych do urny.
"To nie może się niestety dobrze skończyć"
Rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia" sędzia Bartłomiej Przymusiński w TVN24 komentował przebieg przesłuchań kandydatów przed senacką komisją oraz ich zeznania.
- Ja jestem wielkim fanem instytucji ławników, czy ławy przysięgłych, jak to jest w Stanach Zjednoczonych, bo udział społeczeństwa w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości jest potrzebny, żeby zwykli ludzie mogli patrzeć na ręce sędziom, żeby sędziowie mogli pokazywać, na czym polega ich praca - wymieniał.
Jednak - jak dodał - problem w tym, że na całym świecie ławnicy są na tym etapie postępowania, w którym ustala się fakty, czyli w postępowaniu przed sądem I instancji.
- A nam zafundowano ławników, którzy mają orzekać w Sądzie Najwyższym, a więc rozpoznawać najbardziej skomplikowane sprawy, bo do Sądu Najwyższego trafiają sprawy, w których orzekły sądy dwóch instancji i najczęściej jest to zarzut błędów w prawie - mówił.
- Mają też orzekać w Izbie Dyscyplinarnej, która będzie miała ocenić, czy sędzia dopuścił się naruszenia prawa, gdy wydawał orzeczenie. A - jak wiemy - przepisy są bardzo często skomplikowane i nie-prawnikowi będzie to szalenie trudno ocenić. To jest tak, jakby za stery samolotu pasażerskiego wstawiać osobę, która ma prawo jazdy. To nie może się niestety dobrze skończyć - dodawał sędzia Przymusiński.
"Nikt nie może tej kadencji skrócić"
Rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Polskich "Iustitia" sędzia Bartłomiej Przymusiński w TVN24 odniósł się także do uchwał Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego.
Według jednej z przyjętej w czwartek uchwał Zgromadzenia Ogólnego Sędziów Sądu Najwyższego, sędzia Małgorzata Gersdorf pozostaje, zgodnie z Konstytucją RP, pierwszym prezesem Sądu Najwyższego do 30 kwietnia 2020 roku.
W drugiej uchwale zaznaczono, że "niezgodna z art. 180 ust. 1 konstytucji regulacja zawarta w art. 111 par. 1 ustawy o Sądzie Najwyższym z dniem 4 lipca 2018 usuwa ze składu SN znaczną liczbę sędziów". "Stanowi to oczywiste naruszenie przez władzę ustawodawczą jednej z podstawowych gwarancji niezależności sądownictwa i już w najbliższym czasie istotnie zakłóci normalne funkcjonowanie sądów" - czytamy.
Sędzia Bartłomiej Przymusiński w TVN24 odwołał się przy tej sprawie do pomysłu prezydenta o referendum konstytucyjnym, w którym "chce tak podkreślać, jak bardzo ważna jest dla niego ochrona praw nabytych".
- A pani prezes Gersdorf została powołana na 6-letnią kadencję i nikt nie może tej kadencji skrócić, mówi o tym konstytucja - wyjaśniał Przymusiński.
Obniżenie wieku emerytalnego
Jak mówił, "sztuczki polegające na obniżaniu wieku, nie mogą mieć do tej sytuacji zastosowania".
- Można oczywiście obniżyć wiek, ale to może dotyczyć tylko tych sędziów, którzy obejmowaliby stanowiska po uchwalaniu ustawy określającej ten niższy wiek w stanie spoczynku - powiedział.
- Nie można tego porównywać do każdego obywatela, któremu obniżono wiek przejścia na emeryturę. Bo zwykły człowiek w pracy nie może być przymusowo wysłany na emeryturę. On ma prawo odejść we wcześniejszym wieku, ale nie może być zwolniony, dlatego że taki wiek nabył. To nie są sytuacje porównywalne - tłumaczył sędzia.
"Bardzo ciężko się słucha takich słów"
Wicemarszałek Sejmu, szef klubu PiS Ryszard Terlecki zapytany przez dziennikarzy w Sejmie, co się stanie, gdy Małgorzata Gersdorf przyjdzie do pracy do Sądu Najwyższego 4 lipca, odparł: - Co ona zrobi? Co, będzie tam mieszkać?
- Już nie będzie prezesem sądu, nie wiem, jaki będzie miała tytuł, żeby tam przebywać - dodał.
Przymusiński, komentując tę wypowiedź, ocenił, że "bardzo ciężko słucha się takich słów".
Zgodnie z ustawą o SN, która weszła w życie 3 kwietnia, w trzy miesiące od tego terminu - czyli 3 lipca - w stan spoczynku muszą przejść sędziowie SN, którzy ukończyli 65. rok życia. Mogą oni dalej pełnić swoją funkcję, jeśli - w ciągu miesiąca od wejścia w życie nowej ustawy, czyli do 2 maja - złożyli stosowne oświadczenie i przedstawili odpowiednie zaświadczenia lekarskie, a prezydent wyrazi zgodę na dalsze zajmowanie stanowiska sędziego SN. Na dzień 3 lipca w Sądzie Najwyższym będzie 73 sędziów, spośród których 27 osiągnęło ten wiek. Spośród tych 27 sędziów oświadczenia dotyczące woli pozostania na stanowisku z powołaniem na podstawę prawną nowej ustawy o SN złożyło dziewięciu sędziów. Z kolei w siedmiu kolejnych oświadczeniach sędziowie powołali się bezpośrednio na Konstytucję RP, nie dołączyli także zaświadczeń o stanie zdrowia. Prezes Gersdorf, która już ukończyła 65. rok życia informowała wcześniej, że "nie złożyła i nie złoży" wniosku do prezydenta ws. dalszego zajmowania stanowiska sędziowskiego i funkcji prezesa SN. "Konstytucja gwarantuje mi to stanowisko, bardzo zaszczytne, na sześć lat i nie widzę powodu, żebym miała zgłaszać się do władzy wykonawczej z prośbą, to w ogóle nie wchodzi w grę" - mówiła Gersdorf.
Autor: kb//adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24