Od dnia rozpoczęcia mistrzostw Europy ma być przebadanych przez sanepid kilkadziesiąt tysięcy punktów gastronomicznych, pojazdów transportu publicznego, a nawet szpitale. I nie chodzi tylko o miasta-gospodarzy, ale także o te miejsca, które znajdują się na drogach do nich prowadzących - informuje "Dziennik Gazeta Prawna". Z tych zapowiedzi niezadowoleni są przedsiębiorcy. - To sposób, aby zniechęcić ludzi do prowadzenia biznesu - mówi gazecie Jan Kościuszko, właściciel "Polskiego Jadła".
Jak pisze "DGP", już od tygodnia inspektorzy sanitarni już od tygodnia prześwietlają najróżniejsze miejsca użyteczności publicznej. Jak poinformował gazetę Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego, półtora tysiąca jego pracowników jest wyspecjalizowanych w kontroli żywności, ale instytucja zatrudnia 10 tys. osób. Jeśli więc okaże się, że fachowców w terenie jest zbyt mało, sanepid udzieli stosownego upoważnienia na przeprowadzenie kontroli dodatkowym osobom.
Dzięki takim właśnie zmasowanym akcjom okazało się, że w hotelu, w którym ma mieszkać reprezentacja Czech, jest legionella - bakteria żyjąca w wodociągach. Ponieważ można szybko ją usunąć, placówka nie zostanie zamknięta, ale takie "odkrycia" świadczą o tym, że kontrole są potrzebne.
Do końca miesiąca ma być ładnie i czysto
"DGP" pisze, że inspektorzy zaczęli zwracać także uwagę na rzeczy, które do tej pory pomijali, jak obdrapane ściany, czy odklejająca się wykładzina. Na usunięcie tych wszystkich "uchybień" właściciele mają tydzień, do 1 czerwca.
Zarzuty ze stron innych krajów, że nasz to siedlisko chorób zakaźnych, są bezpodstawne Jan Bondar
Na mieście bezpieczniej niż w domu?
Mimo zaostrzonych kontroli rzecznik sanepidu zapewnił dziennik, że "Polska jest bardzo dobrze przygotowana do najazdu turystów". - Zarzuty ze stron innych krajów, że nasz to siedlisko chorób zakaźnych, są bezpodstawne - oświadcza Bondar. Na potwierdzenie swoich słów przytacza statystyki, z których wynika, że w skali roku liczba zatruć pokarmowych w Polsce jest taka sama co w Niemczech.
Jeśli dodamy do tego fakt, że najczęściej dochodzi do nich podczas rodzinnych imprez, to może się okazać, że po akcji sanepidu bezpieczniej będzie jeść na mieście, niż w domu - kończy "DGP"
Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24