Sanepid zamknął w trybie natychmiastowym zakład kiszenia kapusty w Bałoszycach koło Iławy (Warmińsko-Mazurskie), w którym w poniedziałek zginął jeden pracownik zatruty siarkowodorem, a drugi trafił do szpitala.
- Zakład działał nielegalnie, nie miał żadnych pozwoleń na tego rodzaju działalność, kapusta kiszona była w silosach, w których kiedyś robiono kiszonkę dla zwierząt - powiedziała Elżbieta Burzyńska, rzecznik prasowy Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Olsztynie.
Jak ustalił Sanepid, zakład kiszenia kapusty w Bałoszycach należy do mieszkańca Warszawy. Urządzono go na terenie byłego PGR w prymitywnych warunkach sanitarnych, nie było w nim m.in. bieżącej wody. - Dlatego decyzja o jego zamknięciu podjęta została w trybie natychmiastowym - podkreśla Burzyńska.
Kapusta kiszona była w silosach, w których kiedyś robiono kiszonkę dla zwierząt Elka sanitarna
Brak badań i sprzętu Z ustaleń Sanepidu i Państwowej Inspekcji Pracy w Olsztynie wynika także, że pracownicy nie przeszli żadnych szkoleń, w tym BHP. - Pracownik, który zginął, był traktorzystą - dodała Burzyńska. Rzecznik prasowy PIP Jacek Żerański podkreślił, że brakowało także sprzętu asekuracyjnego dla pracowników. - Człowiek, który zginął, nie miał szelek asekuracyjnych i maski przeciwgazowej - mówił Żerański.
Zmarł na miejscu Do wypadku w zakładzie kiszenia kapusty w Bałoszycach doszło w poniedziałek. 43 letni pracownik zmarł na miejscu zatruty gazem, gdy pracował w silosie z kapustą. Drugi, 24 letni, który ruszył mu na pomoc, przebywa w szpitalu w Prabutach.
Człowiek, który zginął, nie miał szelek asekuracyjnych i maski przeciwgazowej Jacek PIP
Prokuratura ustaliła już, że pracownicy zatruli się siarkowodorem, który wytworzył się w silosach, gdy składowana w nich kapusta zaczęła gnić. - Gdy proces fermentacji, jakim jest kiszenie, przechodzi w proces gnilny, wówczas uwalnia się siarkowodór. W silosie były go takie ilości, że pracownik zatruł się na miejscu - dodał Wierzbicki.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24